Forum śledzę już od jakiegoś czasu, bo niestety stałem się kolejną ofiarą marihuany, chociaż dla mnie to pewnie był tylko wyzwalacz. W swoim życiu miałem z nią kontakt ze 3 razy, przy poprzednich dwóch była raczej miła faza i dużo śmiechu, chociaż przy drugim paleniu (doszło jeszcze ciasteczko, czyli ok 0,25g zielska) miałem przebłyski depersonalizacji. Przy trzecim paleniu doszła też taka kwestia, że było to zupełnie na czysto, bez alkoholu i wydaje mi się, że to też mogło być dla mnie ważnym punktem, bo nie miałem się jak obronić przed lękiem. Przechodząc do rzeczy po spaleniu około 0,3g na głowę najpierw zauważyłem, że kolorysta świata się trochę zmieniła, ale nawet w miarę mi się to podobało. Potem oczywiście doszła faza, ale też podobało mi się do pewnego momentu. Po odbyciu podróży po jedzenie, po jakimś czasie zaczęło mi się robić strasznie słabo, więc udałem się do łóżka spać. Po chwili leżenia pojawiła się depersonalizacja w tej postaci, że w swojej głowie widziałem siebie z perspektywy 3 osoby. Też mi się to podobało, zagłębiłem się wręcz w tą wizję, ale po jakimś czasie zauważyłem, że moja przeszłość zaczęła się oddalać sama z siebie. Wtedy ze strachu zadzwoniłem do znajomego i zacząłem mówić o swojej przeszłości, co pomogło mi ją odzyskać na jakiś czas, ale i tak całą noc miałem spędzoną w strasznych lękach, że prawie chciałem się zabić. Na drugi dzień też myślałem, że wreszcie mi to przejdzie, bo jeszcze pojechałem do dziadków na święta, ale wtedy dopiero działy się ze mną dziwne rzeczy. Po wypiciu wódki miałem przez dłuższy czas wrażenie bycia na zewnątrz siebie i kolejną noc umierałem w nieziemskim strachu. Potem jakby wszystko się uregulowało, nawet zacząłem poznawać siebie w lustrze, ale za jakiś czas znowu wyrzuciło mnie z nierealności. Dochodzi tutaj też ważna kwestia, bo akurat moje palenie złożyło się z nieudaną próbą wejścia w związek z kobietą, na której mi cholernie zależało. Kiedy właśnie doświadczyłem depersonalizacji to pierwszą rzeczą która się zaczęła ode mnie oddalać w sensie przeszłości, to właśnie cała historią z nią. Podczas pobytu u dziadków też podjąłem kolejną próbę odzyskania przeszłości, przez jakby wywoływanie nienawiści w swoich uczuciach do tej kobiety. Też kolejny raz pomogło mi to, ale tylko chwilowo. Przechodząc już do sedna, od tego zaczęła się moja przygoda z zaburzeniami lękowym i DD. Z rzeczy które się ze mną działy to oczywiście dochodzą standardowe objawy odcięcia, ale też mnie strasznie dziwi jedna rzecz. Otóż przez jakiś czas doświadczałem ekstaz, po prostu potrafiłem iść ulicą i nagle zaczynałem odczuwać "szczęście w brzuchu" i do tego czułem się, jakbym był oświecony

Jeśli chodzi o moje odburzanie to gdzieś tak z 2 miesiące temu zacząłem przyjmować leki(cała przygoda z DD zaczęła się jakieś 5 miesięcy temu), najpierw trittico, potem przestawiłem się na sertralinę + perazynę. Perazynę dostałem ze względu, że pojawiła się u mnie gonitwa myśli, tj. w szczególności gdy leżę i chcę się odprężyć to ten natłok się pojawiał gdy nie przyjmowałem leków. Byłym Wam bardzo wdzięczny za wszelkie rady co do dalszego postępowania w zaburzeniu, bo czeka mnie jeszcze końcówka sesji i jak dobrze pójdzie, to może uda mi się zostać na 3 roku studiów i tym samym zachować swoich znajomych i kontakt z ludźmi, a jeśli to by nie wypaliło, to przede wszystkim boję się o to, że nie odnajdę się znowu w życiu.