Moja walka zaburzeniem trwa juz prawie dwa lata, od momentu kiedy pojawily sie pierwsze objawy. Nerwica sama w sobie odplynela w sina dal, ale pozostalo w duzej czesci to, co do niej doprowadzilo - brak pewnosci siebie, podatnosc na krytyke (choc i z tym jest juz lepiej) i slaba odpornosc na stres. Musze (nieskromnie

przyznac, ze przez wiekszosc czasu radze sobie dobrze, ale ostatnio w pracy stres zjada mnie niemal w calosci, trudno jest mi sie skupic. Prace mam dopiero od 3 tygodni, szefowa jest wymagajaca, a w dodatku jestem w zupelnie nowym miescie, w ktorym poza moim chlopakiem z ktorym tu przyjechalam nie znam totalnie nikogo. Wiekszosc stresu wynika z wyzej wymienionych problemow, ktore wymienilam, ale jedna rzecz szczegolnie utrudnia mi zycie ostatnio - drzace rece. Nawet jezeli na poziomie swiadomym nie jestem zdenerwowana, to dlonie po prostu lataja jakbym umierala z zimna

Juz kilka osob nawet pytalo co sie dzieje, wiec im nasciemnialam ,ze to niedobpr magnezu

Jest to oczywiscie nieprawda, po powrocie do domu czy w weekendy lapki spokojnie spoczywaja i ani mysla, zeby zaczac drzec. Ale w pracy nad tym nie panuje, nie wiem co mam zrobic... Czy jest tu ktos, kto mial podobny problem?