Dokładnie jest ci to:
ciągłe wracanie do przeszłości, ciągłe myślenie o tym co złe i rozwalanie emocjonalne oraz przez to zapewne zawierzanie lękowym myślą.
Ja ciebie rozumiem, rozumiem ten syndrom nie beksy ale jak ja to nazywam małego chłopca. Miałem podobne przeżycia, ojciec pił i nie było go wcale a mama była i jest do dziś osobą można powiedzieć zależną i lękową, przez co nie radziła sobie sama ze sobą więc ja jakby byłem jej opiekunem a nie dzieckiem.
To nie są od razu tragiczne sprawy ale jeśli toczy sie to latami od młodych lat, do tego dochodzą nasze własne cechy temperamentu dziedziczone po rodzicach plus wyuczone też od zwykle rodziców i ewentualnie wyuczone z wydarzen jakie niosły różne czasem pozornie błache wydarzenia w zyciu, wówczas tworzą się problemy człowieka z emocjami z psychiką, z radzeniem sobie w życiu.
Często latami te rzeczy wpływaja na siebie, z czasem dochodza kolejne problemy, moze z akceptacją rówieśników, czasem z nieumiejętnością przezwania emocji, i koniec końców w okresie roślejszym wychodzi na jaw nerwica bo jesteśmy w to wszystko emocjonalnie uwikłani, rozbici.
Widac u ciebie żal do rodziców, może do losu, ze tak to wyszło, brak możliwości polegania na kimś to wszystko ciągle dołuje.
I ja tu też cie rozumiem bo żal zawsze miałem, ze akurat z tym wszystkim musiałem sie zawsze mierzyć i to do tego samemu.
Nigdy nie miałem na kim polegać, do dziś jest mi okresami trudno się z tym pogodzić, bo jako dziecko chce się być dzieckiem i każdemu tego dziecka potrzeba.
Kiedy tego sie nie dostanie choć w umiarkowanym stopniu, potem jest taki syndrom dziecka, nieumiejętnośc odnalezienia sie w świecie, chęc przy stresie zakopania się pod ziemie, ucieczki" do mamy", jest potrzeba stałej akceptacji i doszukiwania się własnej wartości.
Ale znowu jak jest zbyt duża opiekuńczośc sprawa wyglada podobnie
Teraz tak, przede wszystkim bracie co do tej terapii, wiem, ze terapia ma pomóc rozladowac emocje, ma pomóc uzewnętrznić się ale z takiego mojego małego doświadzcenia wiem, ze często ludzie chodząc na terapię, szczególnie grupową i latami stale tylko robią męczennika co jeszcze na terapii może być zrozumiałe ale ważne aby po terapii w końcu zyć, nie spuszczać ciągle głowy, nie dołować się czemu miałem takie życie a nie inne i czemu teraz jestem taki a nie inny.
Głowa do góry, na terapii wyżalaj się, słuchaj, ale potem myśl o przyszłości a nie stale o tym co było.
Masz ochote czasem popłakac? To popłacz, sam tak czasem robię jak sobie pare rzeczy przypominam ale pózniej dalej żyję. Nie zmienię tego jaki byłem kiedyś ani tego co sie działo dawniej ani tego jak wyroslem i sie wychowalem.
Nerwica lękowa nie jest końcem życia a jest ograniczeniem tylko wtedy kiedy my dajemy sobą manipulowac przez lekowe myśli, więc po pierwsze nie dawaj się lękom, objawom, myślą lękowym, zrozum ich istotę, poznaj swoje złe nastawienie do tego i zmieniaj je.
artykuly-na-forum-dotyczace-nerwic-leku ... t4064.html
Waznym jest aby na drodze do poprawy jakości zycia nie dawać się ograniczac przez zaburzenia lekowe czy depresyjne.
Po drugie rozlicz się z przeszłością i żalem także po swojemu, a mianowicie zrozum, ze rodzice mieli zapewne taki sam jakiś bagaż emocjonalny i dlatego byli jacy byli, nie zmieniali się, trochę zmarnowali może życie, może im nie wyszło jak chcieli, to też są tylko ludzie i byli także wtedy.
Wiem, ze to nikogo nie usprawiedliwa ale może dac pewną ulgę poprzez zrozumienie samych błedów rodziców, ale niech to będa krótkie rozwazania, po prostu sam fakt akceptacji, ze tak było, popełnili błedy, ty na tym ucierpiałeś także.
Ale jesteś mimo wszystko zdrowym człowiekiem i jako kolejna osoba w rodzinie możesz powoli przełamywac ten emocjonalny impas, możesz nie przekazywac dalej tego bagażu, pracujac nad sobą.
Ty nadal masz ogromna szanse i sam nia dla siebie jestes.
Nie probuj teraz nagle ukladac wszystkich sprawa naraz, zacznij od nerwicy, lęków, mysli, od pewnego rodzaju przebaczenia rodzicom i powoli myśleniem w przód a nie ciągle w tył.
Jezeli na terapii poznajesz siebie, jezeli tam sie uzewnetrzniasz, walkujesz trudne tematy to okey ale niech to sie dzieje na terapii, nie zyj tym ciagle w swojej codziennosci.
Planuj swoje dalsze ruchy, chocby nie byly one poczatkowo takie jakbys chcial, nie ma co ambitnie od razu chciec wszystkiego, kiedy swiat emocjonalny jakby sie wali.
Tak wiec badz dla siebie wyrozumialy, ucz sie cierpliwosci, nie ograniczaj sie, poznawaj swiat i siebie od innej strony, osoby, ktora moze na tym wszystkim odbic sie.
A jak powoli bedziesz kroczyl to zobaczysz ze wartosc twoja sama wzrosnie, bo samoocena czlowieka jest nie stala lecz zmienna, tak jak nagle moze opasc, tak tez moze wzrosnac a efekty takie daje nie tylko myslenie czy nastawienie ale przede wszystkim dzialanie i czyny.
Byc moze to wszystko brzmi banalnie ale to sa wedlug mnie pierwsze kroki, ktore moga ci pozwolic inaczej spojrzec na to, nie jak na cos co stale cie gnebi i nie pozwala zyc tylko jak na cos co w koncu musi zostac zmienione a tylko ty mozesz tego dokonac, i co najlepsze motywacja niech bedzie chocby to aby nie powielac bledow rodzicow
