Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

można?

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
GlassInside
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 27 sierpnia 2012, o 19:30

27 sierpnia 2012, o 20:21

Witam. Mam 22 lata i czuję, że jest ze mną bardzo źle. Chcę iść do lekarza i po prostu... nie mogę. Dlaczego - oto historia moich wizyt u psychologów:
kiedy byłam w pierwszej klasie gimnazjum, wysłano mnie do pedagoga szkolnego, bo wychowawczyni zauważyła, że mam problemy (niektóre mi jednak wmówiła). Po krótkiej rozmowie pedagog wysłała mnie do poradni psychologicznej dla młodzieży. Chodziłam tam przez jakiś czas i czułam się lepiej, jednak psycholog nie mógł sobie ze mną poradzić. Zaczęło się odsyłanie mnie od psychologa do psychologa, w końcu doszło do mnie, że jestem przypadkiem beznadziejnym i pod koniec drugiej klasy gimnazjum załamałam się, przestałam wychodzić z domu, właściwie to w ogóle z łóżka mało się podnosiłam. Przestałam jeść i pić, nic się nie odzywałam itp. był to koniec roku szkolnego a że w szkole wiedzieli o moich problemach, nie robili mi większych kłopotów, kazali mamie pójść do psychiatry po lekarstwa dla mnie, a mnie - przyjść na ostatni tydzień szkoły i obiecać, że to się już więcej nie powtórzy. Jednak już wkrótce po wakacjach historia się powtórzyła, przestałam znowu wychodzić z domu i mama musiała mnie zawlec do psychiatry. Była to (wg mnie) straszna kobieta, w ogóle na mnie nie patrzała, nie uśmiechała się, czasem tylko zerkała na mnie surowo, pytania zadawała mi krótko i oschle, czułam się jakby mnie policjant przesłuchiwał. Dostałam fluoksetynę i hydroksyzynę, które w ogóle na mnie nie działały. Powiedziano mi, że mam fobię szkolną i coś tam lękowo-depresyjne, no i miałam odtąd nauczanie indywidualne w domu, które zresztą ciągnęłam prawie do końca szkoły średniej. Próbowałam powiedzieć psychiatrze jak cholernie boję się ludzi i usłyszałam, że "nieśmiałość to nie żaden problem". Kiedy starałam się powiedzieć, że te leki chyba nie działają , otrzymałam kolejne surowe spojrzenie i pytanie: to nie wypisywać? Nie umiem prosić ludzi o pomoc, dopiero jak już nie mogę wytrzymać to daję znaki, ale tylko raz, bo jak widzę, że się nie da, to przestaję i męczę się dalej. Po tym razie zrezygnowałam z leczenia. Od tego czasu czuję, że bardzo mi się pogorszyło. Na początku sądziłam, że mam fobię społeczną, ale teraz zaczynam obawiać się schizofrenii, tym bardziej, że w mojej rodzinie jest wiele przypadków tej choroby, tak że ryzyko mam odpowiednio zwiększone.

Rozpisałam się więc teraz zakończę już te bzdury konkretnym pytaniem: czy powinnam iść do psychiatry? Prywatnie, nie prywatnie, jak lepiej? Ile to może kosztować? A jak już się zdecyduję, to co, na boga, mam tam powiedzieć?? Kiedy jestem zbyt blisko ludzi mam pustkę w głowie, serce mi wali tak mocno, że czuję je aż na plecach, zacinam się, nie mogę znaleźć żadnej myśli w głowie, nie mogę spojrzeć drugiemu człowiekowi w twarz, nie mówiąc już o oczach. I przede wszystkim (to najnowsze) - mam wrażenie, że po prostu nie mam prawa iść do lekarza jak normalny (tylko chory) człowiek, bo jestem niesamowicie wstrętna i głupia i odpychająca, bo rzeczywiście do niczego się nadaję i wszyscy na mnie patrzą z pogardą (fakt: w tym roku troje ludzi, którzy niby to mnie lubili i byli moimi przyjaciółmi kompletnie mnie olali, a jedna to nawet... ech, szkoda gadać). Kiedy patrzę na ludzi lub tylko ich czytam (np. czyjś blog czy coś) mam wrażenie, że myślą do mnie: co ty tu robisz [cenzura], na co ty czekasz, idź się wreszcie zabij! Nachodzą mnie te myśli parę razy dziennie i wtedy trzęsę się jak osika, płaczę, szlocham, jęczę, czuję taki okropny ciężar jakbym miała głaz na klatce, potem tnę się, biję się po głowie i co tylko mogę. Nie mam z kim porozmawiać, wszyscy się ode mnie odsunęli. Boję się! W myśli ciągle krzyczę: pomocy! Chcę umrzeć i nie chcę, nie wiem co mam robić, poradźcie mi cokolwiek, błagam, choćby tylko to, że naprawdę powinnam się już zabić zamiast to pisać.
Wojciech
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1939
Rejestracja: 10 kwietnia 2010, o 22:49

27 sierpnia 2012, o 20:38

Na pewno co nie musisz to sie zabijac. Ni ema sytuacji bez wyjscia, wierz mi ze wioele tutaj osob mialo rozmaite problemy psychiczne i nie wyrabialo a sa zdrowi i ciesza sie zyciem, w tym i ja. Z tego co piszesz o tym braku mysli i strachu przed ludzmi to wyglada to na fobie rzeczywiscie, ja akurat fobii nie mialem ale i tak z tego co wiem to na fobie taka najlepiej jednak dziala dobra terapia plus leki jesli ktos chce probowac. A ile czasu lykalas ta fluoksetyne? Takie leki antydepresyjne trzeba lykac minimum 4 tygodnie zeby mowic o efektach.
Nie jestes przypadkiem beznadziejnym i nie ma takich przypadkow tylko trzeba sobie powiedziec : tak mam problem psychiczny i teraz moze zycie i znajomi sie ode mni eodsuwaja ale trzeba popracowac nad tym i w przyszlosci bedzie o wiele lepiej. Bo zwykle jest lepiej, bykle tylko nie zamykac sie calkiem w domu i byle tylko wiecznie o sobie nie mowic ze jest sie beznadziejnym. Bo wowczas jak moze sie cokolwiek zmienic???
Jesli naprawde chcesz zmiany to pogodz sie z ta teraz sytuacja i samotnoscia i mimo to idz na terapie, do psychologa, jesli stac cie prywatnie to jeszcze lepiej, jesli nie to z nfz, moze sprobuj innej poradni. I nie tnij sie, ciecie sie nie sprawi ze ludzie zaczna zwracac na ciebie uwage, po to w ogole ludzie z depresjami i innymi problemami sie tna.
Zacznij pracowac nad soba pomimo kiepskiej sytuacji bo sytuacja sie zmieni predzej czy pozniej.
Moim zdaniem idz prywatnie do psychiatry, i zacznij terapie. A to co musisz im powiedziec to wszystkie objawy, wszystkie uczucia kiedy patrzysz na ludzi i z nimi sie spotykasz, wszystko to co tu napisalas i pewnie jeszcze wiele wiecej.
Nerwicowiec - Ten typ tak ma.
http://www.imtech.com.pl
szymon117
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 225
Rejestracja: 7 marca 2012, o 00:22

27 sierpnia 2012, o 23:41

U psychiatry powinnaś powiedzieć dokładnie to co tu napisałaś. Nawet nie wiesz jak ja bardzo cię rozumiem sam przez 4 miesiące nie wstawałem z łóżka i miałem lekcję indywidualne w domu. U mnie jest już dużo lepiej ale do tej pory jak z kimś gadam nie umiem mu spojrzeć w oczy. Tęż mam problemy z "przyjaciółmi" wiem że mnie non stop obgadują ale radzę sobie z tym. Wyjebane mam :D . Już nie raz miałem uczucie że lepiej by było gdyby mnie nie było. Nie na widzę tego kiedy wychodzę na dwór, idę w kierunku kolegów, i widzę jak się z daleka patrzą na mnie, i czuję że gadają o mnie. Kiedy jestem od nich kilka kroków nagle zapada cisza. Podaję każdemu po kolei rękę. I jest 20 s ciszy. Wtedy tylko się upewniam że gadali o mnie. Ale zrozumiałem że trzeba zająć się sobą. Skończyć porządną szkołę. Realizować swoje pasję. W moim przypadku jest to sport. I za każdym razem kiedy wybieram się na siłownie z tymi pseudo figterami jestem dumny że jestem od nich lepszy.
Awatar użytkownika
ddd
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 2034
Rejestracja: 9 lutego 2012, o 20:54

29 sierpnia 2012, o 21:03

Pewnie ze mozna ;) Szukaj dobrego terapeuty, w koncu ktorys moze juz nastepny, cie zrozumie i zaczniesz sie po prostu odpowiednio leczyc. Mnie leki jednak duzo pomagaja, moze za malo leku bralas albo za krotko
(muzyka - my słowianie)

Zaburzeni wiemy jak nerwica na nas działa, wiemy jak DD nam w bani rozpi***ala. To jest taa nerwica i lęk, to jest teen depersony wkręt!

Autor Zordon ;p
GlassInside
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 27 sierpnia 2012, o 19:30

30 sierpnia 2012, o 16:55

Witam, dziękuję wam serdeczcie za odpowiedź! ulżyło mi :)

Jeśli chodzi o fluoksetynę to łykałam ok. 3 miesiące, potem długa przerwa (ok. 2 lata) i potem znowu przez ok. 3 miesiące. ten drugi raz brałam dwa razy silniejszą dawkę i powiem wam, że przez jakiś tydzień czułam się taka, no... głupiutko wesoła, paplałam o tym i owym, mniej się bałam, ale potem już było normalnie znów, czyli nic. Czytałam, że to tylko efekt uboczny był...
Boję się właśnie tego, że jak siądę naprzeciw lekarza to się tak przestraszę, że mi wszystko wyleci z głowy, no i z pomocy nici. Myślałam nawet, czy nie zrobić sobie "ściągi" na ręce... ;]

Podziwiam ludzi z pasją. Niestety ja jestem beztalenciem jakiego świat jeszcze nie widział :( no trudno. myślę, że umówię się na wizytę z nfz-u najpierw, szkoda mi pieniędzy na siebie wydawać, no a jeśli nie dostanę żadnej konkretnej pomocy to prywatnie do kogoś, kto ma dobrą opinię. Jeśli są leki, które pomagają, muszę je mieć!

P.S. Czy dobrze rozumiem, że w chorobie trzeba zacisnąć zęby i starać się nie przejmować tym, że dawni przyjaciele mają nas gdzieś? czy rzeczywiście nikt chory nie może mieć bliskiej osoby, kogoś, kto zrozumie?...

Pozdrawiam wszystkich!
szymon117
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 225
Rejestracja: 7 marca 2012, o 00:22

31 sierpnia 2012, o 11:53

Ja na przykład nie miałem takiej osoby która by to zrozumiałe. W sumie od zawsze byłem czarną owcą w rodzinie. U mnie się to zaczeło od zapalenia marichuany więc przez pierwszy okres wyzywali mnie od ćpunów. Potem gadali że zwariowałem. Na prawdę było mi ciężko, kiedy kuzyn przzychodził do mnie mój dziadek mówił nie zadawaj się z tym wariatem. Teraz mam wyjebane na tą śmieszną rodzinkę. Myślę sam o sobie.
GlassInside
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 27 sierpnia 2012, o 19:30

3 września 2012, o 15:04

O_O to naprawdę straszne. Ja co prawda rodzinę mam nie lepszą, ale chyba nigdy nie przestanie mnie szokować kiedy słyszę o innych podobnych. Nie mieści mi się to w głowie.
Ale że masz teraz wyjebane - podziwiam! postaram się brać z Ciebie przykład :)
GlassInside
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 27 sierpnia 2012, o 19:30

5 marca 2013, o 20:18

Witam. Od jakiegoś czasu jestem szczęśliwie zakochana no i świat wydawał mi się bardzo harmonijny, taki jaki być powinien itp. itd. jednak od paru tygodni zaczęły mi się te stare dobrze znane nastroje, właściwie nawet nie wiem w jakim dziale by to opisać... otóż często ogarnia mnie takie uczucie "boże, przecież ja jestem do niczego! nikt nie może mnie kochać! ja to sobie wymyśliłam z rozpaczy, jestem bardzo chora blablabla". I wtedy bum! zaczynają się intensywne myśli. Albo że on nie istnieje, bo jest zbyt idealny, a ja zaraz obudzę się w psychiatryku przywiązana pasami do łóżka, albo że owszem istnieje, ale robi mnie w trąbę, bo zna kogoś, kto się ze mnie wyśmiewa, i chce żebym sobie przez jakiś czas wierzyła, że mnie bezgranicznie kocha żeby potem mi powiedzieć, że to wszystko było na niby... żebym cierpiała... te wszystkie myśli są tk natrętne, że chwilami żałuję, że na początku nie powiedziałam mu "wybacz, ale nie mogę z tobą być"... to jest wstrętne.
Derealizacja
Gość

5 marca 2013, o 20:46

Każdy związek jest ryzykiem zranienia i zostania odrzuconym.Trzeba mieć tego świadomość.
Ciekawe jak to jest, kiedy ktoś jest w nas zakochany i mu na nas zależy.

Ja zawsze byłem sam. I raczej się to nie zmieni.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

5 marca 2013, o 20:56

Przeniosłem post do twojego dawnego tematu bo tam nie bardzo pasował tematycznie.

Ogólnie wszystko zalezy od nastawienia, od zawsze wiadomo a przynajmniej powinno być, ze to nie problemy powodują zaburzenia ale sposób w jaki do nich podchodzimy.
Ogólnie ty sama musisz sobie postanowić, ze przestaniesz sobą tak pomiatać i powiedzieć sobie czego ty tak naprawdę od siebie oczekujesz.
Bowiem robisz na samym starcie wielki błąd, mówisz o sobie, ze jesteś odpychająca, wstretna, do niczego i tym sposobem może nawet nieświadomie zamykasz przed sobą możliwośc poprawienia tego. Bowiem uczysz sama swój umysł, ze jestem nikim i do niczego, bo sama o sobie tak mówiesz, w taki sposób wpędzasz się w doły i poczucie sytuacji bez wyjścia.
Można o sobie powiedzieć, ze głupio się zachowuje, żle, wstrętnie, odpychająco ale zachowanie czy inne rzeczy można poprawić choćby troche ale samej siebie zjechanej przez własny osąd, też można ale już trudniej.

Dalej powiem ci tyle i dość krótko, od ciebie zalezy czy te mysli powodują ci piekło, masz tendencję jak sama wiesz, do czarnych myśli, do jakiś lęków, obaw, nie wiem skąd u ciebie tak silne przeczucie, ze jesteś zupełnie do niczego, być może a nawet prawdipodobnie przezyłaś kiedyś coś takiego co każe ci teraz tak myśleć.
Ale nie wolno całe życie pozwalac aby czyjeś dawne osądy i poczynania psuły nam na wiecznośc życie i nasze myślenie.
jestes zakochana, szcześliwa a przynajmniej byłas do tej pory, więc nie daj się zwieść myślą, one się pojawiają bo tak wyćwiczony masz umysł, ze zqwsze musi się coś psuć, bo jesteś do dupy, sama tak pod wpływem być moze jakiś zdarzeń z przeszłości zaczełaś reagowac i reagujesz tak pewnie na wiele wydarzeń. A tak wcale nie musi być.
Nie wiem jak twoje leczenie lekami czy terapią ale na terapię polecam ci chodzić a jeśli nie chodzisz to zaczać. Aby zmienić te nawyki.

Bo sama w tej chwili możesz zrobić wiele a przede wszystkim nie ograniczać tak się przez te własne osądy bo ograniczasz się tym strasznie, do tego nie angazowac sie w te myśli, które przchodza do ciebie już z przyzwyczajenia umysłu do takich obrotów spraw. I do tego nie dawać za wygraną, chyba najgorsza rzeczą jaką byś mogła zrobić to na wstępie odprawić gościa,bowiem to tylko utrwalałoby cię dalej w tych krzywych przekonaniach i przede wszystkim byłoby ucieczką od twojego strachu.
Powiem ci tak, lepiej nawet żeby ten koleś nie był prawdziwy albo robił to dla picu niż ty miałabyś na początku zrezygnowac czyli uciec. Lepiej żeby stały suę wszelkie tragedie z tym związane niż miałabyś się poddać i dalej utrwalac zle strachliwe i dziwne nawyki a facet facetem ale nawet jak ci nie wyjdzie to swiat sie nie konczy i to jest najwazniejsze. Oraz to zebys korzystala teraz z tego co jest i z tego uczucia a reszte zostawila losowi i nie przejmowala sie tak tym wszystkim, co bedzie, dlaczego bedzie, bo to w zasadzie psucie sobie danej chwili ktora moze i sie skonczy szybko ale moze trwac o wiele dluzej.


Wszystko zalezy od podejscia.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Adamusek22445522
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: 27 stycznia 2013, o 14:04

6 marca 2013, o 20:02

Witam was jestem nieco nowy na tym forum , sam dokładnie też nie wiem co mi dolega ale najważniejsze jest uzyskanie spokoju , ja męczę się z tym od ponad roku a lęczę to od listopada , ogólnie jest tak że nie mam już lęków lecz świat się zmienił o 180 Stopni , dziwnie spoglądam na świat tak jak i wy , nie rozumiem czemu ciągle jest noc i dzień nie mogę zrozumieć tego mechanizmu , nie panikuje ale brak tak zwanej utraty świadomości do jakiegoś stopnia gdzie jesteśmy i co robimy potrafi przerażać , dziś byłem w pracy pierwszy dzień , nie powiem ze jest lekko lecz nie widzę innego wyjścia aby uzyskać zdrowie , obecnie biore Mokar , mój drugi lek , obecnie mi bardzo zaczą pomagać w derealizacji , nie nakręcajcie się to do niczego nie prowadzi lecz tylko pogorsza sytuacje , nikomu z nas cierpiących nie jest łatwo lecz pamiętajcie jesteśmy zdani sami na siebie leki pomagają ale przyjdzie taki dzień że trzeba będzie powiedzieć dość , ja myślę że powoli już wychodzę na prostą ale to dzięki upartości i samozaparcia , jesteśmy normalni to tylko jak ja to mówie błąd w naszych głowa w których trzeba usunoć wirusa jak w komputerze i samo przejdzie w końcu . Nikt nam nie powiedział ze życie jest łatwe , powiem wam ze modlitwa dużo daje modląc się codziennie zyskacie wiarę w siebie że jednak mimo wszystko chcemy żyć , kto chce po pisać zapraszam na priw ;)
mariusz87sk
Gość

6 marca 2013, o 22:21

Zycie niezawsze jest takie jakbysmy chcieli ale znowu jak byloby za slodko to po pewnym czasie tez byloby zle...ja staram sie wyciagnac jakies wnisoki z tego co mi sie przydazylo i wydaje mi sie ze w moim przypadku nerwica i dd to sygnal ze nalezalo cos zmienic w swoim zyciu...niebede sie rozpisywal tu jak wygladalo moje zycie przed tym wszystkim ale pomimo tego ze nieczuje sie zadobrze to widze ze to wszystko ma duzy wplyw na mnie i moje zycie...Generalnie zmienilem sie i doceniam to czego kiedys niedocenialem.Obecnie jestem w trakcie poukladania swoich spraw ale po takim czasie zlewania wszystkiego ciezko jest doprowadzic wszystko do ladu.Na chwile obecna mam straszny metlik w glowie, musze podjac decyzje odnosnie pracy bo w polowie marca wracam do swojego syfu, rozkminy na temat nowego leku bo szczerze mowiac czulem sie lepiej po poprzednim, raz akceptuje DD i jest cacy a nieraz niemoge sie ogarnac z nim,raz mam sily do walki a nieraz mam juz wszystkiego dosc i czuje sie poprostu zmeczony tym wszystkim, rozkminiam czy " można? " jakosc wyjsc z tego szybko, czy jest jakis zloty srodek na to wszystko ale mam caly czas nadzieje ze wkoncu zacznie sie wszystko ukladac i bedzie dobrze i za jakis czas powiem... ze warto bylo to wszystko przerobic bo teraz moje zycie nabralo sensu i jest tak jak powinno byc.
rofe
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 156
Rejestracja: 15 lutego 2013, o 18:21

6 marca 2013, o 22:40

Dokładnie tak Mariusz, cała moja sytuacja jest zapisana w Twoim poście. Ta dotycząca DD :)

-- 6 marca 2013, o 22:40 --
Nie jesteś sam ;)
ODPOWIEDZ