Tak właściwie, to jestem tu nowa i tak właściwie, to bardzo młoda. Nazywają mnie Huncffot lub Huni, gdyż za imię mogę pogryźć

Mimo swojego nastoletniego wieku, od niemal zawsze mam bardzo silną fobię społeczną, a od paru lat również depresję. Pierwsze zaburzenie pojawiło się gdy jeszcze byłam małym dzieckiem. Nie było tego widać, zostało to nazwane nieśmiałością, ale z czasem przybrało na sile, by w wieku jedenastu, dwunastu lat zbić mnie z nóg. Ataki przybrały na sile. Być może dlatego, że był to okres dojrzewania. Zamknęłam się zupełnie w sobie, przestałam wychodzić nawet do szkoły, bo każde wyjście w miejsce, gdzie są ludzie wiązało się z atakiem paniki. Ze względu na to, zostało mi przyznane nauczanie indywidualne w domu. W tym samym momencie dużo wydarzyło się w moim życiu. Wykryto nowotwór u mojej babci, z którą się wychowywałam. Lekarze nie dawali jej więcej, niż cztery lata życia. Gdy się o tym dowiedział mój - przyszywany swoją drogą - dziadek, odszedł. Rok później odszedł mój ojczym, wyjechał do Niemczech i zerwał wszystkie kontakty, a do mnie i babci przeprowadziła się matka, stosująca przemoc psychiczną. Awantury o nic, wyżywanie się na mnie, najsłabszej w naszej małej rodzinie, poniżanie. Codzienność. Miał nosa facet, właśnie dlatego uciekł. Do dzisiaj panicznie boję się podniesionego głosu i gwałtowniejszych ruchów. To wszystko i zupełne odcięcie od świata spowodowało, że wystąpiła depresja. Nie pamiętam zbyt wiele z tamtego okresu, dni zlewały się w jedno, nie odzywałam się do nikogo, ogarnęła mnie obojętność. Uwierzyłam w słowa matki, że jestem niczym, uwierzyłam nawet, że to przeze mnie odeszli ojczym i dziadek. Kompletnie odrealnienie i ciągłe cierpienie. Najprostsze czynności były niemożliwe do wykonania. Nie miałam na nic siły. Nawet już nie płakałam, nie miałam czym. Wycieńczenie fizyczne spowodowane ciągłym leżeniem w łóżku i nagłymi utratami wagi nie pomagało. Dużo myślałam o samobójstwie. Raz nawet postanowiłam, że to ten moment - na szczęście babcia była w domu. Cóż. Zostałam niemal siłą posłana do psychiatry i psychologa.
Trafiłam na wielu zwyczajnie złych lekarzy, ale to bardzo długa historia.
W każdym razie, już jest lepiej. Nadal nie wychodzę z domu bez potrzeby jak na przykład wizyta u lekarza. Nadal mam depresję. Jednak nie dostaję już ataku paniki za każdym razem, gdy muszę przejść ulicą. Jestem w stanie nawet pójść do centrum handlowego lub na koncert, nie bez konsekwencji i na pewno nie samej, ale daje radę. Mam babcię która mnie wspiera i przekroczyła już dawno magiczny próg czterech lat, mam zaufanego ,,przyjaciela", z którym się nawet czasem spotykam, chociaż znam go z Internetu, ale to nawet nie półmetek mojej drogi. Mam nadzieje, że to forum i materiały które na nim są ułatwią mi drogę do mety.
Tak właściwie, to nie wiem po co się tak rozpisałam. Może by zaspokoić swoją wewnętrzną potrzebę wygadania się.
Pozdrawiam
