Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Stary-nowy nerwicowiec, witam!

Tutaj możesz się przedstawić, napisać coś o sobie.
ODPOWIEDZ
Fenix
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 57
Rejestracja: 17 stycznia 2015, o 20:36

17 stycznia 2015, o 21:38

Witam wszystkich serdecznie!

Zagladałem na ów forum od pewnego czasu, jednak dopiero teraz postanowiłem się zarejestrować. Nie żebym nei chciał wcześniej się udzielać, po prostu moje problemy nerwicowe z koncentracją i przemęczaniem skutecznie hamują sklecanie zdań, no ale w końcu tzreba się jakoś przemóc i w tym aspekcie :). może trochę o mnie...

Choruję na nerwice od dawna - będzie z 12 lat. Spadło to na mnie nagle, gdy na komisji wojskowej wykryto nieprawidłowości w EKG. Był szpital i badania, okazało się ze jest to "tylko" wypadanie płatka i nerwica. Z poczatku się nie przejąłem, gdyż zabroniono mi tylko cwiczyć sport ekstremalne i wróciłem do normalnego funkcjonowania. W zasadzie to nawet nie wiedzaiłem że mam jakiś problem, chociaż leki zaczynały się już od dzieciństwa, gdy w wieku 6 lat trafiłem do szpitala na usunięcie tzreciego migdału. niestety czasy były takie, że musiałem udac się na to do Wrocławia i nie trwało to (jak to ostatnio przeczytałem kilka chwil i do domu) lecz musialem zostać tam na 2 tygodnie. Sam. Płacz, krzyki, tęsknota za rodzicami... W szkole pojawiały się czasem podobne leki - chciałem już isć do domu, gdzie czułem się bezpieczniej. podobnie było z wszelakimi wyjazdami, ale sądziłem, że jest to normalne.

Wracając do zycia po diagnozie, zyłem normalnie, pracowąlem, ąz pewnego dnai w markecie "rozmazał" mi się obraz. Pomyślaelm - zmeczenie. Odpoczałem po pracy i było ok. Niestety w następnych dniach zaczynało się pogarszać. Obraz się rozmywał, zaczynałem słabnąć. Oczywiście poleciałem do lekarza no bo "serce wysiada". Wszystko okazało się ok. I przyszedł "przełom" w hipermarkecie, dostałem "ataku serca", siny blady granatowy na przemian kolory tęczy, słaby, serce wali - agonia. Siostra wywiozła mnei dosłownie na wózku, a tuż za drzwniamy doznałem cudownego ozdrowienia. Znów lekarz, znow wsyztsko ok.

rzuciłem prace, bo wiązała się z dzwiganiem (minimalnym ale jednak), a za każdym razem gdy łapałem się za coś, dostawąłem lęku, że umre. Zaniedbałem sport, bo bieganie też przecież zabija. Itp itd. Naturanie szukałem pomocy, jednak dostałaem ją w sposób minimalny, nie chciano mnie nawet wysłuchać, z miesca przepisując jakeiś tabletki, bądz kazano mi dojezdzać na dzienna terapię kilkanascie kilometrów dziennie, gdzie już wówczas wyjscie z domu było dla mnie katorgą. Także mdlalem u fryzjera, w marketach, w kolejce w sklepie itd. Starałem się leczyć sam. Cwiczyć, coś powoli, pić melise, pokonywac lęki. nie wiedzaiłem do końca co się ze mną dzieje, bo nikt też mi nic nie wytłumaczył. Chodziłem tylko 2x w tygodniu do lekarza gdzie mnie tylko wyganiał na terapie, a do terapeutów neistety szcześcia nie miałem.

Jakoś w końcu się zmobilizowałem, wyjechałem do Niemiec do pracy, mimo lekow tego typu sam pokonywałem 700 kilometrów autem i nerwica jakby mi ustapiła. Nienstety między czasie popijałem piwo. takei towarzystwo gdzie wszyscy pili to i ja. A że działalo to pozytywnie na moję leki, to znalazłem "cudowne" lekarstwo. Unikałem innych alkoholi, ale piwo było zawsze pod ręką, co dziennie po pracy, czy dla towarzystwa. Wpadłem więc w nałóg nie wiedząc nawet kiedy. Gdy róieśnicy chcieli gdzieś wyjsć ja oczywiście przed wyjsciem musiałem się "posilić" by w ogole wyjśc z domu. Piwo tez "leczyło" mi derealizacje. Czułem się bardziej trzezwy po piwie, niż bez. Trwałem w tym stanie pare lat, by w końcu powiedzieć sobie dośc. Jednak jak ciezko było z tym zerwać gdy miało się lęki, można się tylko domyśleć.

Poznałem dziewczyne, kryłem się trochę z tym wszystkim, lecz pomału "wprowadziłem" ja w to co się ze mną działo. Starałem się odstawić ale ciągle mnie tzrepało. Przyszedł jednak moment gdzie z tego wsyztskiego, co się zemna działo, z tej niemocy, dostałem ataków paniki. Poleciałem więc na własne zyczenie na odwyk. Dziewczyna bardzo mi pomogła, wspierała mnie. Po wyjsciu lezałem ponad miesiać bo z leków cięzko mi było nawet isc do ubikacji. Czekałem na wizyte u psychiatry i dostałem w końcu leki. Zacząłem brac, wychodzić powoli na dwór, dziewczyna mnie wspierała, ja wspierałem ją, gdyż jest poważnie chora, ale mimo wsyztsko nie przestraszyłem się tego. Zaczałem stawac na nogi, chodzić na terapie uzaleznień. Brałem regularnie leki, zaczałem funkcjonować. Zarabiać pieniądze, mysłeć o przyszłosći, pracowac nad tzreżwościa i walczyć z nerwicą.

Doszedłem do momentu, gdzie mogłem chodzić w szybkim tempie gdzie tylko chciałem, bez zastanawiania się (wcześniej było to 3 dni "modlitwy" przed wyjsciem do urzędu itd), wyciągałem dziewczyne na spacery, przejazdzki, na obaidy do restauracji itd. Niczego jej nie odmawiałem, wrecz naskakiwałem by pomagać w jej chorobie. Niestety z jej strony zaczeło to wygladać na odwrót. W momencie gdy juz zaczałem wychodzić, zarabiać bardzo dobrze nei wychodząc z domu, przytyłem co mi się nie zdarzało, uderzyłem w mur. Co nei robiłem, czułem, że nie mogę jej zadowolić z jakiegoś powodu. Przyszły moje załamania nerwowe z tego powodu, problemy z koncentracją i podejnowaneim decyzji nasiliły się, a ja nie byłem w stanei przetłumaczyć jej ze to moja choroba, oczekiwałem wsparcia, zrozumienia, niestety z jej strony - mimo że mieszkaliśmy już razem - był tylko facebook 24/7 no bo "ja też na komputerze duzo siedze". Wpadałem w panikę, powiedzaiłem kilka rzeczy których mówic nie chciałem (na pewno znacie te wybuchy złosci po których mowicie coś czego nei chcecie, nawet nie chcac wybchac....) kłóciliśmy się,a każde moje proby podjecia rozmowi zawarcia kompromisów kończyły się zamiataniem spraw pod dywan.

Wsyztsko to odbijało się na moim zdrowiiu, zaczalem chudnąć, chodzić bez celu po dworze by wyładować napięcie które czułem w głowie. Prsiłem ją, gdyż zagrazało to też mojej tzrezwości, zgłaszałem problemy, jednak zakończyło się to tak, że zaczeła spotykac sie z innym, pisać z nim na FB pod moim dachem, robiac ze mnie idiote. Zaburzony jestem, lecz jakiś intelekt człowiek posiada i wie, gdy osoba mu bliska jest nie szczera. W końcu - po dlugim okresie destabilizowania mnie - odeszła, mowiac oczywiscie, ze chce odpoczać itd, chhoć jej nie wierzyłem i widzailem juz po tygodniu z innym. Okłamywała mnie, co wiecej cynicznie i arogancko smiejąc sie w twarz... Po tym ciosie, gdy zrobiłem wszystko i jeszcze wiecej by ulzyć jej w chorobie, załamałem się do reszty. Poszełem na izbe przyjec by mi coś podali, bo bałem się zapicia, zwariowania, skończenia ze sobą....

Po miesiacu z hakiem, powiedzaiłem sobie, że tak nieuczciwa osoba i tak postępująca (pisze oglednie bo wewnętrzny dialog był z goła mniej grzeczny), co wiecej wypisująca jak to jest szczesliwa, nie będzie mnie już destabilizować ani nie jest warta tego by przezywać to wsyztsko, zaczałem brac sie za siebie. Jem już więcej, chodze dodatkowo do psychologa, miedzyc zasie uzyskałem pomoc od innego terapeuty ds uzałeznien, lecz pod zupełnie innym kątem. Zacząłem beigać! Tzn. robie marszo biegi, ale jest to dla mnei kamień milowy w tym wsyztskim. uspokoiłem się, mniej myśle o tym wsyztskim, choć mnie boli, gdyż sądziłem, ze jakoś wyrwałem się chorobie i wsyztsko było na dobrej drodze by ją pokonać. Teraz znow walcze sam, staram sie powoli wrócic do pracy, odpocząc, zapomnieć. niestety zmagam się sam, gdyż koledzy albo w pracy, albo piją, ćpają, cokolwiek. A znać nie znam nikogo...

Summa summarum, walcze teraz z derealizacją, szybkim przemęczaniem się umysłu, koncentracją i podejmowaniem decyzji najabrdziej. Lęki - pomimo niedawnych napadów na ulicy, czy ciągłego napięcia w głowie i katce piersiowej, ustały. Troche wspierałem się hydroksyzyną. teraz nie biore niczego poza magnzem, potasem, i innymi suplementami. Staram się jesc wiecej owoców, warzyw. Ogólnie opycham się na ile mnie stać, gdyż juz powoli apetyt wrócił.

To chyba tyle :) Jesli ktoś przeczyta to fajnie ;) Bo to mi chyba na sercu lezało. No i witam raz jeszcze, mam nadzieje poudzielać się tu w miare moich mozliwosci. Czasem niestety przychodzi to z trudem. Pozdrawiam!
Green
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 267
Rejestracja: 23 września 2013, o 22:32

17 stycznia 2015, o 22:10

Witamy na forum,

Zawsze dobrze jest się wygadać , tym bardziej , że wiele w życiu przeszedłeś. Dobrze, że postanowiłeś radzić sobie z nerwicą dalej mimo tych wszystkich nieprzyjemnych zdarzeń. Polecam nagrania divovica i artykuły na forum aby się jeszcze bardziej "wgryźć w tematy odburzeniowe". Połączenie własnej pracy z aktywnością fizyczną jest bardzo pomocne przy wychodzeniu z nerwicy więc zycze wytrwałości w bieganiu i szybkiego rozprawienia się z nerwicą :)
Pozdrawiam
Fenix
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 57
Rejestracja: 17 stycznia 2015, o 20:36

17 stycznia 2015, o 23:33

Witaj, na pewno z czasem zagłebie sie bardziej w poszczególne tematy na forum :). Dziekuje za zyczenia :) Pozdrawiam również
Awatar użytkownika
Sasuke
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 481
Rejestracja: 5 marca 2014, o 15:11

18 stycznia 2015, o 01:15

Ciężko miałeś ,ale teraz pora wziąć się za siebie i do przodu ! Tak jak Green napisała DivoVic, potem artykuły , a dalej już poleci ;) Dystans , wiara w siebie .
Tylko śmierć może przynieść ukojenie..
Fenix
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 57
Rejestracja: 17 stycznia 2015, o 20:36

18 stycznia 2015, o 11:51

OK, postaram się powoli wszystkie ogarnąć :)
ODPOWIEDZ