Czy zaburzenia nerwicowe w ogóle są uleczalne? A może tylko potrafimy je zaleczyć, śpią gdzieś tam w zakamarkach umysłu i czekają na naszą chwilę słabości, gorszy okres w życiu, spadek odporności.
By nagle wyskoczyć jak psychopatyczny pajacyk z pudełka "ta dam! Oto jestem, tęskniłaś? chyba nie myślałaś, że mógłabym Cię tak po prostu zostawić."

Wierzę, że można poprzez własną pracę, wspomaganą przez farmakologię, różne psychologiczne mechanizmy, medytację, religię, ziółka etc, co tam komu pomaga, dojść do etapu, gdy nasz komfort życia poprawi się na tyle, by stwierdzić, że mogę z tym żyć.
Potrafię to okiełznać i kontrolować, ale czy mogę powiedzieć, że trwale wyzdrowiałam?!
Czy można mieć pewność, że nie będzie nawrotów, że to kure*stwo nie czai się gdzieś za życiowym zakrętem?
You will feel my every fear
You will cry my every tear
Say hello melancholia
I want you to adore me
I want you to ignore me
Say hello melancholia