
Zawsze bałem się shiza i w końcu go dostałem...
Człowiek to dusza, a ciało to tylko trochę proszku po spaleniu. Ludzie nie upadają gdy ich duch jest mocny. Spójrz na ludzi z depresją. Latają po lekarzach załamani, szukając dla siebie ratunku. Tymczasem okazuje się, że fizycznie są zdrowi. Choroby psychiczne to choroby duszy. '' Co mówi Bóg? Mówi - Ja jestem krzewem winnym - Wy latoroślami. Jeśli będziecie we mnie trwać przyniesiecie owoc i uda Wam się. Tutaj tkwi przyczyna problemów psychicznych. Podejmujemy niewłaściwe decyzje. Nie pozwalamy Bogu aby nas prowadził. (modlitwa)''aleks1723 pisze:Witam. Doszedłem do wniosku, że jestem chory... Naczytałem się o tym, że człowiek to tylko mózg i jest tylko maszyną, chemią... Teraz jak rozmawiam nawet z rodziną, to nie do końca odczuwam uczucia, bo mam wrażenie, że rozmawiam z mózgiem tylko... To kur... Okropne! Całe Życie moje legło w gruzach... Już nawet lepsza była ta analiza wszystkiego... Ale tego nie dam rady wytrzymać...Wszystko teraz straciło sens... Moi rodzice, rodzeństwo... To tylko chemia mózgu odpowiednia... Jak patrzę na człowieka, to po prostu rozmawiam z jego mózgiem wyuczonym? Nie chce tak Żyć, byłem człowiekiem wrażliwym i zawsze uważałem, że człowiek i wszystko ma piękną wartość... Nie chce się stać jakimś drugim Hitlerem przez to... Także jeszcze tutaj dopytam, czy są na to jakieś leki, może ktoś coś wie? Bo szczerze nie wiem, czy wytrzymam z tą świadomością jeszcze kolejny tydzień. Że ja też jestem jeb*** maszyną... Zasrane naukowe strony... Co za dużo wiedzy to niezdrowo... Coraz bardziej się boję, że przyrównam wartość człowieka do zwierzęcia jak kolwiek to strasznie brzmi... Nie chce nikomu zrobić krzywdy... Ale nawet jak widzę to wszystko co zewnątrz, to myślę, że to moje oczy tak odbierają, bo po prostu jestem maszyną! ;/ Albo muszę się jakoś z tego wyleczyć, albo po prostu umrzeć bo skoro nic mnie już nie cieszy, to jednej wybrakowanej maszyny mniej... Jak mogłem uwierzyć w tą jeba** myśl... I stała się moją prawdą...
Zawsze bałem się shiza i w końcu go dostałem...
Ból egzystencjalny i ten po utracie ludzi, których kochasz to jest największa tragedia dla człowieka, z jaką może się spotkać. Znam te uczucia, ale czas jest lekarzem i nauczycielem. Największa siła tkwi w Tobie. Tam też jest powód wszystkich Twoich porażek, a jedna pozytywna myśl jest wielokrotnie silniejsza niż negatywna. Negatywizm to trucizna, a w każdym znajdziesz coś do kochania. Przywiąż wagę do tych miłych rzeczy. One są ukojeniem. A punktem wyjścia jest oddychanie. Myśl o odechu jest jak reset. Bo powietrze jest balsamem, który oczyszcza umysł i dodaje siły. https://www.youtube.com/watch?v=5ocHBIWHhW8aleks1723 pisze:Płacze z tego powodu pół dnia, a jednocześnie się zastanaiwając, jakie procesy zaszły w moim mózgu, że płaczę... Że i tak nie ma człowiek swojej woli, tylko odpowiednia chemia... Trudno to mi jest opisać... To najgorsze co może w Życiu być, poddawać Życie wątpliwości... I zastanawiać się nad każdym procesem myślowym, chemią itd... To tak jakby stracić "duszę" Jakby całe życie straciło "Duszę"... Aż mi się miotować chcę cały dzień... Jak analizuję każde słowo siostry i myślę, co to wywowałało, jakie procesy zaszły w jej mózgu itd... Że to wyuczony schemat... Tak jakby Życie, straciło Życie.. Coś okropnego... Chciałbym się cofnąć parę miesięcy wstecz, kiedy nerwica mnie zaczęła łapać i bałem się własnych myśli bluźnierczych itd... Wtedy wiedziałem, że jestem człowiekiem i tylko się czegoś bałem... Nie analizowałem każdego procesu i nie uważałem, że ludzie to tylko chemia mózgu... Naprawdę mam uczucię, że zaraz omdleję z tego wszystkiego... Takie uczucie zdenerwowania, że na siłe chciałbym się cofnąć w czasie, żeby nie rozpocząć tego całego analizowania i tego okropnego uczucia... Wtedy Życie miało sens, nawet z lękiem. Bo z lękiem można Żyć, ale nie z uczuciem, że wszystko jest schematyczne, robotyczne... Że wszysto jest chemią i nie ma człowiek swojej woli, jest tylko procesem chemicznym, nawet mi się nie chce ruszać i nie mam apetytu... Bo jaki jest cel żyć w świecie pełnym chemi, każdy mój ruch to chemia, każde moje słowo to tylko pewien proces... Emocje to chemia, miłość chemia, miłość do rodziny odpowiednia chemia w mózgu, wiara w coś, to też chemia i odpowiednie emocje, nie ma co się oszukiwać... Choć chciałbym się wrócić do dawnego poglądu, że Życie jest piękne, człowiek jest cudem i wszystko jest piękne... Lekami co zrobie lekami? Co one mogą pomóc, jak dalej będę świadomy tego, że każdy jest tylko "robotem" schematami, myślami, chemią itd itd... Że jak nawet ktoś w coś wierzy, czy ma jakiś pogląd, to jest tylko spowodowane pewnymi czynnikami... Subiektywne, procesy w mózgu... Chciałbym się tego pozbyć gówna, ale jak... Skoro dalej będę wiedział, że to prawda... Że nawet mój płacz jest wywoływany chemią, że jestem tylko głupim robotem, który może obserwować siebie - Ale może to po prostu jedna część mózgu obserwuje drugą, i jej procesy... I to nazywamy świadomością... A jakby wyłączyć tą część mózgu, to byśmy nawet nie mogli obserwować własnych myśli...