Temat rozwinę na mojej historii. Będzie w miarę krótko

Nerwicę miałam zdiagnozowaną raz - na studiach. Nie mogłam zaliczyć logiki. Choć myślę, że to była tylko eskalacja. Od zawsze pamiętam ciężkie oddychanie. Dostałam leki, nie pamiętam jakie i przeszło. Przynajmniej ataki paniki. Zaczęłam dorosłe życie. Mogę powiedzieć zawsze szło mi w miarę łatwo. Praca zawsze była. Chłop był i jest nadal ten sam.

Nerwowa byłam zawsze. Znacie pojęcie "człowiek - szampan"? To ja. Ale w połowie- bo szybko wybucham, ale długo też buzuje. Analizuję, denerwuje się się na zaś, wymyślam scenariusze. Sama się w emocjach podburzam. Prace mam stresogenną. I pracuję dużo. Ostatnio miałam bardzo zły okres - od lutego do lipca umierał na raka żołądka w domu mój ukochany dziadek. Człowiek, który mnie wychowywał po tym jak z mamą wyprowadziłyśmy się od ojca alkoholika. Na 3 tyg po jego śmierci miałam paskudny dzień w pracy. Zdenerwowałam się tak, że czułam na moim ciele mnóstwo mikrowybuchów. Wróciłam do domu. W nerwach (i trzech kieliszkach wina) napisałam "ciepłego maila" do osoby która mnie wkurzyła i poszłam spać. Rano wstałam "zgnita". Wszystko mnie bolało. Ubrałam się, przeżyłam pierwszą połowę dnia i po południu pojechałam z synem do figloraju. I tam zakrztusiłam się gorącą herbatą. Po powrocie do domu dalsze blokady picia w gardle. W efekcie szpital i obojętny ton lekarza - po tym jak wypiłam coś brązowego i gorzkiego - to nerwica proszę pani.
Polaku lecz się sam. Wujek Google Ci pomoże. No i tak z tego mojego zakrztuszenia (a jak se przypomnę to miałam z dwa takie przypadki wcześniej kiedy dziadek umierał tylko absolutnie mnie nie ruszyły) pojawiło się kilka ataków paniki (w tym jeden fatalny o krzywdzeniu dziecka - byłam wtedy sama w domu z synem a tu nagle buch! Szok i niedowierzanie), lęki kilkugodzinne, roztargnienie level 10000(cały czas pracuję), totalne obtarcie z uczuć. Nawet w palcu u nogi mi jakiś prąd przeskakuje. Jak se zażyczę to mi i trzeci cycek wyrośnie, a co?

I tak se myślę, jakby ten lekarz wtedy nie powiedział tego magicznego słowa - nerwica...
Z drugiej strony ktoś powie, że dla innych (podejrzewających gorsze choroby) to lepsza diagnoza.
P.S. Czytam książkę Pani Claire Weeks "Kompletna samopomoc dla twoich nerwów". Słuchałam dwóch zarządzających i guru tego forum

Ale nie umiem sobie tego przełożyć na te problemy z jedzeniem i piciem. Ja wiem - do jednego wora. Ale u mnie to zakrztuszenie to taka wisienka na torcie nerwicowym...
Za uwagę dziękuję
(to był mój debiut)
Pozdrawiam
Justyna