Piszę, bo jestem ciekawa co Wy na to...
Leczę się na nerwicę juł ładnych parę lat, spotykam się tez regularnie z psychoterapeutką. Generalnie widzę poprawe, bo bylo ze mną dużo gorzej. Dominowaly przede wszystkim natrectwa mysli dotyczace bycia najgorszą, niezaslugujacą, niedobrą... są nadal, ale dużo rzadziej. Co roku, w okresie świąt a także wakacji, gdy jest presja 'czucia się dobrze' i 'nierujnowania sobie czasu nerwicą' moja nerwica szaleje. I to dosłownie. W całym roku potrafię mieć dosłownie drobne, małe epizody a na święta/ urlop mi odbija.
Jestem z mężem przez tydzien u jego rodziny i bardzo mi zależało żeby się dobrze czuć. Oczywiście jednak myśli od początku wychodziły jak surykatki, jedna się schowała to druga się pojawiła. Nie mogłam poczuć się normalnie przez dłuższą chwilę. Najgorsze jest to, że mi niesamowicie zależy na tym żeby być dobrą żoną, wierną z czystymi myślami. IM BARDZIEJ CHCĘ TYM BARDZIEJ NIE POTRAFIĘ. Moja psycholog mówi że to też łączy się z moją nerwicą, że mam wyluzować. No i teraz najgorsze... Gdy siedziałam przy stole z innymi osobami to skurczyłam macicę żeby jakby uniknąć myśli, emocji, podniecenia...?! zauważyłam że skurczam jak mam taki seksulany odruch 'ble', ale ja już nic nie wiem... na pewno to nie bylo na zasadzie ze swiadomie sie podniece bo facet mnie kreci... i tego jestem pewna, ale moze podswiadomie?! mialam/mam tez wkręty choć slabsze o pedofilii lub homoseksualizmie i tez jakos moje skupienie laduje w okolicach intymnych.... analizuje i analizuje i wiem ze popelniam terapeutyczne samobojstwo ale ja tak bardzo zle sie czuje wobec mojego mężaaaaaaa!
