Siemka, od pewnego czasu już widzę znaczne postępy w swoim odburzaniu, dni są coraz lepsze, myśli się zmieniają, jeśli przychodzi mi coś natrętnego to potrafię uspokoić się i po prostu olać to, bo choć to śmiesznie brzmi - te myśli nie mówie ja bo tak serio myślę, tylko nerwica to powoduje . Teraz jestem w fazie puszczania stanu emocjonalnego czyli tak zwany kryzys w odburzaniu. Cały czas go dopuszczam, nie uciekam od tego po prostu jak przychodzi to nie myślę sobie nic, a nawet jak coś myślę to jest to na zasadzie że coś tam w glowie jest ale brak reakcji na to. Więc są u mnie takie dni że jak puszczam to że tak powiem nie dzieje się za dużo, że nie czuje "na sercu" tego stanu emocjonalnego, tego lęku i w ogóle, a są takie dni że to wzrasta do 150-200 % i nawet tu nie chodzi że ja się serio czegoś boję, tylko samo od siebie w środku czuję taki cholerny lęk i napięcie, chociaż nic się nie dzieje tak na prawdę. Puszcza mi to tak po parunastu minutach i jest spoko. Jakie macie rady odnośnie tego akceptowania, ryzykowania i puszczania stanu emocjonalnego? Bo też chciałbym wiedzieć od was czy te WSZYSTKIE złe myśli, bo odkąd wiem że czyny świadczą o naszej miłości gdy jesteśmy zaburzeni a nie myśli, to widzę po sobie że staram się jak najmocniej i robię wszystko, serio. Moja dziewczyna miała urodziny ten dzień był taki mega, że aż sam zauważyłem że widać to wszystko jak ta iluzja działa, że człowiek po prostu wchodzi w tą nerwicę dlatego że jest strasznie ale to strasznie realistyczna, gdybym nie czytał na forum i nie słuchał nagrań i nie pisał postów, nie wiem co by się dziś działo. A tak to choć to wszystko serio czasami jest takie "realistyczne", to i tak doskonale wiem że to tylko to zaburzenie, nic więcej. Macie jakieś rady odnośnie tego? Robię to wszystko dobrze, idę w dobrym kierunku? No bo patrzyłem na tą skalę zaburzenia co ostatnio ktoś dodał post i jestem już tak na prawdę w końcowej fazie, więc jestem chyba bliżej niż dalej
-- 19 maja 2016, o 21:33 --
Wyeliminowałem na prawdę dużo rzeczy patrząc z perspektywy czasu, nie żyje już tą nerwicą, że tak powiem. Ja wiem że ona jest, zdarzy mi się po prostu iść i mówić do siebie że bedzie dobrze trudno no ma się ja i tam coś motywacyjnego, ale już tak nie żyje tylko i wyłącznie nią tylko ona jest z boku, czasem po prostu aż zapominam o niej i wtedy wszystko jest takie jak było, mam nadzieję że ten stan emocjonalny zdołam wyleczyć, bo tutaj najważniejsza jest widze wyrozumiałość i czas, a że ja jestem jednak taką osobą co nie lubi czekać to czasem bywa to irytujące, ale dam radę, bo muszę.
