Cześć! Jestem tu nowy, mam na imię Jakub i mam 28 lat, po krótce opiszę swój przypadek

w zeszłoroczne święta Bożego Narodzenia miałem grypę żołądkową, mimo tego pojechałem na imprezę gdzie było dużo alkoholu oraz wziąłem amfetaminę.. nie ma się czym chwalić, wiem. Na imprezie było wszystko okej, byłem znieczulony maksymalnie jednak drugi dzień był tym od którego to wszystko się zaczęło. Leżałem cały dzień w łóżku, nic nie zjadłem, jedynie pepsi i herbata pomagały, pod wieczór jakoś udało się usnąć ale sen był bardzo niespokojny z częstymi wybudzeniami. Następnego dnia wstałem bo miałem wizytę u fryzjera, wracając do auta poczułem słabość w nogach, ciężki oddech, byłem blady jak przysłowiowa ściana. Do auta udało się dojść, czekała tam siostra i to ona prowadziła już do domu. Uspokoiłem się, pomyślałem w tamtej chwili, że to przez osłabienie, nic nie jadłem praktycznie dwa dni i nagle wstałem, organizm miał prawo tak zareagować. Nie brałem nigdy narkotyków nałogowo, zaledwie kilka razy i nie jestem z tego dumny. Od tamtego dnia wszystko się zmieniło. Z radosnego człowieka zawsze pozytywnie nastawionego do życia stałem się narzekającym starszym Panem. Przestałem pić, o wzięciu czegokolwiek nie ma mowy i już nigdy nie będzie. Rodzina powiedziała, że mam iść na badania bo tato chorował na serce i na to też zmarł

jednak wtedy jako młody chłopak wiedziałem, że muszę się z tym pogodzić i dałem sobie radę. W lutym miałem echo, ekg, pełną morfologię, oczywiście wszystko bardzo dobrze jednak mimo tego wchodziłem w błędne koło, dwa tygodnie dobrze, tydzień źle. Zacząłem chodzić do psychologa, Pani rozgrzebywała głównie problemy przeszłości, fakt, do dziś tęsknię za tatą i pewnie zawsze będę ale nie od tego zaczęła się nerwica, może wpływ też ma na mnie to, że on chorował jednak on był troszkę otyły i bardzo dużo palił, ja papierosa w ustach miałem tylko raz. Ostatni weekend brat miał urodziny, postanowiłem wypić choć troszkę za jego zdrowie, trzy drinki, jedno piwko, poszedłem spać i obudziłem się koło 4 nad ranem z pulsem koło 100, mechanizm nerwicy zaczął działać

sobotę spędziłem w domu zamiast ze znajomymi, mam koleżankę, która jest pielęgniarką i mówi do mnie w niedzielę jedź sobie na SOR, powiedz, że masz duszności (miałem ale wiadomo czym spowodowane), pojechałem, ekg, rtg klatki plus badanie krwi, wszystko perfekcyjne, oddech oczywiście wrócił na właściwy tor.

nie biorę leków w ciągu dnia, jestem zawodowym kierowcą i naprawdę lubię swoją pracę tylko pojawił się w niej wlasnie jeden minus - ciągle jesteś sam a w nerwicy to nie pomaga, ciągle myślisz, że coś się stanie i nie pożegnasz rodziny oraz, że pomoc nie zdąży nadjechać na czas, obojętnie co zaboli mnie z lewej strony od razu wiąże to z sercem. Dawniej mógłbym jechać na drugi koniec świata i zasnąć bez problemu, teraz ciężko mimo tego, że codziennie jestem w tym samym miejscu. Nie mam nadwagi, jestem wręcz za "chudy", nerwica zjadła trochę kilogramów dodatkowo. Chciałem tu wejść, opisać swoją historię ponieważ czasami jedna chwila, jedna zła decyzja może zmienić tak wiele. Na filmiki DivoVica trafiłem przypadkiem, codziennie słucham was w trasie i to naprawdę pomaga, słabsze momenty są i pewnie jeszcze będą, dużo też zrozumiałem ale żeby wyjść całkowicie z tego potrzeba jednak czasu. Chciałbym się tylko poradzić w sprawie jednej rzeczy, spróbuję jeszcze z tym psychologiem bo też troszkę pomógł ale czy jest sens uderzać do psychiatry ? Faszerowanie się czymkolwiek nie jest dobre a nie znam też reakcji swojego organizmu na takie leki, druga sprawa jestem kierowcą i refleks oraz trzeźwy umysł jest wskazany, do pracy chodzę mimo gorszych dni bo wiem, że tym właśnie walczę z nerwicą, siedzenie w domu tylko by to pogorszyło. Pozdrawiam wszystkich i liczę na poradę co do psychiatry oraz na to, że ktokolwiek przeczyta te "wypociny"

pozdrawiam nerwusów! Poprzedni post umieściłem nie w tym dziale, ogromne przepraszam!