
Piszę do Was, żeby może trochę się wyżalić, zapytać, podpytać. Otóż moją historię pewnie znacie, ale mam dzisiaj pewną rozterkę.
Jestem w związku już 7 lat,w tym roku biorę ślub, z narzeczonym nie mieszkamy razem, ale bardzo często się widujemy. Nerwica oczywiście siadła na niego chyba najbardziej ( nie kocham, bi, homo, złości itd.), ale dzisiaj nie o tym.
Chciałam zapytać Was jak jest w Waszych związkach. Ja z natury jestem osobą mało konfliktową, wolę wszystko na spokojnie wyjaśnić, wycofać się, niż wygłaszać i wykłócać swoje racje ( choć nie raz czasami mi się to jednak udaje

Od pewnego czasu z narzeczonym mamy coraz więcej odmiennych zdań, co czasami mnie rani ( ale tu chyba kłania się kwestia nerwicowego myślenia) i odkąd pamiętam zawsze jak coś mi nie pasowało to wszystkie moje "widzimisię" pisałam w smsie , na dobranoc. Później były wzajemne przeprosiny itd.
Teraz w nerwicy starałam się totalnie unikać kłótni, bo zawsze kończyło się to u mnie mega natrętami.
Jak wszyscy wiemy, żeby raz na zawsze pozbyć się nerwicy trzeba zmienić siebie, swoje nastawienie itd. Dlatego w sumie jest ten post. Chciałabym czasami móc wyrazić pewniej swoje zdanie, sprzeciwić się nawet słowom narzeczonego, ale zawsze coś mnie blokuje. Dopiero on wyciąga ze mnie wszystko na zewnątrz, kiedy ja focham się jakbym była małym dzieckiem. Bardziej jestem wylewna właśnie wtedy, kiedy go nie widzę, czyli na fejsie, czy sms'owo.
Wiem, że kiedy zaczęłabym mówić o swoich odczuciach zaczęłabym płakać i źle by się to skończyło.
Czy u Was jest/ było podobnie? Jak nauczyliście się to zmieniać?