Zacznę od początku. W chwili obecnej mam 22 lata, z nerwicą mam styczność, od stycznia 2011 roku, czyli niedługo wybije 7 lat. Jak każdy nerwicowiec pamiętam dobrze swój pierwszy atak paniki- przed lekcją języka polskiego w 1 klasie liceum koledzy (wiedząc, że mam wrażliwość na krew- tracę przytomność, gdy ją widzę albo za bardzo o tym słyszę) zaczęli mi pompować ręce, by widać było żyły. Od tego momentu w szkole zacząłem dostawać płytkiego oddechu, praktycznie musiałem całą lekcję jedynie skupiać się na oddechu, by nie paść nieprzytomnie. Od tego momentu zaczęły się wagary, bo w szkolę dostawałem ataków paniki, z każdym dniem coraz cięższe i coraz więcej objawów, których chyba nie muszę wymieniać, bo są książkowe jak kołatanie serca, słabość itp. Zaczęło się, jeżdżenie po szpitalach, badania ok, zmieniłem szkołe, udało się zdać do 2 klasy liceum po poprawkach. Pamiętam wtedy, że bardzo wkręciłem sobie, ze jak zdam poprawki to to minie. Zdałem poprawki, zaczął się nowy rok szkolny i...dupa. Dalej to samo. Na początku 2 klasy liceum bodajże w paźdzerniku po tym, jak kręciłem się po dworze (zamiast iść do szkoły kręciłem się po osiedlu) wróćiłem do domu i powiedziałem mamie, że już nie dam rady. Pojechaliśmy do psychologa, skierowanie do psychiatry. Zdiagnozowano nerwicę lękową, Zaczęły się tabletki, do szkoły chodziłem, ale miałem indywidualne nauczanie (choć i w takim nauczaniu dostawałem ataków paniki). Tak sobie skończyłem szkołe bez problemów w sumie, mimo iż nigdy nie byłem pilnym uczniem to zdałem mature. Po maturze zrobiłem sobie wakacje do września, aż mama powiedziała albo idę do pracy albo na studia. Studia odrazu wykluczyłem, jak mógłbym iść siedzieć dojeżdżać? Akurat w firmie jakies 300 metrów ode mnie zwolniono osobę, przyjęli mnie i pracuję tam od 6 września 2013 roku do dzisiaj. Hurtownia warzyw i owoców, praca od niedzieli do piątku od 14 do tzw "końca roboty" (raz o 21, czasem o 2 w nocy zależy od zamówień). Wbrew pozorom dość szybko udało mi się tam dostosować, bodajże przez pierwsze 2 tygodnie dostawałem jakichś ataków paniki a tak to luuz. W między czasie poznałem dziewczynę, zacząłem do niej dojeżdżać pociąg- metro. Oczywiście w tym czasie dojazdu dostawałem ataków paniki, ale nie było w sumie tak źle. Długo z nią nie byłem, rozstaliśmy się i znowu wróciłem do trybu dom-praca-komputer. W marcu 2015 poznałem moją obecną dziewczynę, z czasem się zaręczyliśmy. Zaczęliśmy się spotykać, potem zacząłem do niej przychodzić, później na noce...Też w sumie wszystko było okej. Pojechaliśmy na wakacje, co było swego rodzaju szokiem dla mnie- po kilku latach siedzeniu w mojej mieścinie, oderwałem się gdzieś. Podróż 4,5 h autobusem praktycznie non stop atak paniki, pamiętam jak po pierwszym przystanku już chciałem wyjść i powiedzieć, że nie dam rady. Mimo to dojechaliśmy, spędziliśmy tam tydzień. Powrót autobusem był bez żadnego ataku paniki, ani przez moment- zresztą wielu nerwicowców tak ma, że jak jedzie gdzieś autobusem/pociągiem to dostają ataków paniki, a wracając już nie. Po powrocie okazało się, że dostałem karę 3500 złotych do zapłacenia, kupiłem samochód, nie miałem wtedy prawka, nei zapłaciłem ubezpieczenia, a nie wiedziałem, ze jest przepis, że nawet jak samochód nie jeździ to musi być ubezpieczony. Dupa, w pracy nie chcieli mi dać umowy, robiłem na czarno, nie byłem ubezpieczony. Wtedy pękłem, rozłożyło mnie na łopatki, zaczęły się pierwsze natrętne myśli w mojej nerwicy. CZułem sie jakbym miał grypę, pojechałem z tatą do lekarza okazało się, że jestem zdrowy. Wiedziałem, ze to już nerwica a nie żadna fizyczna choroba. Czułem się tragicznie, żegnałem się ze światem i trafiłem tutaj. Jak ktoś ma ochotę poczytać moje posty jak dołaczyłem to byłbym wdzięczny. Zacząłem czytać artykuły, słuchać nagrań, byłem u psychiatry zmieniłem leki i z czasem udało mi się odeprzeć ten kryzys. Nie odburzyłem się, ale mogłem pracować, spokojnie spać i być u dziewczyny. W sumie odkąd tu jestem to się odburzam, ale coś chyba słabo

