Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Problem ze skończeniem studiów i co dalej...

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
kłapouszka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 24
Rejestracja: 2 marca 2014, o 14:49

4 czerwca 2014, o 14:24

Witam

Mam dość duży problem ze skończeniem studiów :/ Właśnie kończę 3 rok na UKKNJA (nauczanie angielskiego), tzn. powinnam kończyć...Pierwszy rok był dla mnie super, w ogóle inny człowiek, na drugim w sumie też było spoko (przez sesję w zeszłym roku przeszłam prawie bez nerwów, nie wiem jak ja to zrobiłam...) natomiast w tym roku - klops. Dodam że od lipca jestem bez leków, co na pewno wpływa na mój nastrój. Ogólnie jest to dla mnie trochę ciężki rok, cały czas mam problem z usamodzielnieniem się, przez październik i listopad mieszkałam sama - miałam super okazję do usamodzielnienia się: mieszkanie babci, która jest w Londynie, tata kupił drugie mieszkanie na tym samym osiedlu. Wytrzymałam 2 miesiące - schizy że nie umiem gotować więc na pewno się otruję, że się zagłodzę, nie umiem sprzątać, że jak coś mi się stanie to nie znam sąsiadów...Choć z drugiej strony nawet już czułam się trochę samodzielna...Wróciłam do mamy i brata kiedy facet mamy ją zostawił (w sumie jego wprowadzenie się było dużym powodem żebym ja się wyniosła). Miałam zostać na święta, zostałam do teraz. Cały ten rok to dla mnie jakaś masakra, najgorsze moje lęki dotyczą uduszenia się, zwymiotowania w miejscu publicznym i ośmieszenia się, zemdlenia - ogólnie chyba boję się ośmieszenia. Sam dojazd na zajęcia to dla mnie katorga, o testach czy zaliczeniach nie wspominając. Staram sie cały czas pracować (udzielam korepetycji, planowo kilkanaście godzin w tyg.) ale ostatnio coraz częściej odwołuję bo "źle się czuję". Zauważyłam u siebie że powtarza się pewien schemat: kończę jakiś etap edukacji i zamiast postarac się na koniec i podciągnąć, ja odpuszczam i panikuję. Chodzę na psychoterapię, w tym roku zawzięcie, przynajmniej raz na 2 tyg. ale ja nie wiem, czy ja w głębi duszy chcę być cały czas traktowana jak dziecko (a mam 24 lata...) czy już taki mój los, nie wiem. W ten weekend mam wesele kuzynki na które się w sumie cieszyłam, ale w następną środę mam egzamin z niemieckiego o którym sama mysl mnie paraliżuje...Od razu mam wizję że mdleję, rzygam, dostaję rozwolnienia czy Bóg wie co jeszcze, jest mega obciach w dużej auli i muszę wyjść, a wrócić nie można :/ Z drugiej strony gdzies w sobie wiem że jestem w stanie przyzwoicie to napisać jeśli nie dam się zeżreć nerwom...Na koniec dodam jeszcze że mam dość toksyczne relacje z mamą, tzn. ona wierzy tylko w farmakologię a psychologia to dla niej bzdury (a jest pielęgniarką) i od wakacji chodzi za mną jak zły omen i kracze że bez leków sobie zrobię krzywdę i że ona mnie na siłę zaciągnie prywatnie (gdzie podejrzewam że za kasę bankowo wypiszą mi receptę). Ja z leków schodziłam stopniowo, wszystko w porozumieniu z moją panią lekarz, która jak chodzę do niej co 3 miesiące to mówi że po prostu muszę pokonać trudności z wejściem w dorosłość i to jest wszystko w zasięgu moich możliwości...W ogóle nawet jak zaliczę te studia to nie wiem co dalej, mam czarną pustkę w głowie, wszystkiego się boję przez co wszystkie moje pomysły odrzucam na wstępie. Przepraszam że tak chaotycznie piszę ale dużo emocji chcę chyba przekazać na raz...Czy ktoś miał też może takie problemy z wejściem w dorosłość? Chętnie pogadam tylko raczej nie na gg bo strasznie mi zamula lapka :( Pozdrawiam
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

4 czerwca 2014, o 15:53

Widac tutaj u ciebie dokładnie jak wpływa życie a nerwicę i potem na odwrót.
Co do leków powiem tak, że zastanawia mnie sens brania leków w takiej sytuacji kiedy ty nie do końca umiesz wziąć odpowiedzialnośc za życie jakby swoim torem i powoduje to nerwicę, nie bardzo wiem jaki ma sens branie leków kiedy ty swoją postawą nie umiesz przyzwolić sobie na porażkę, ni eumiesz przyjrzeć się wydarzeniom w życiu z dystansem właśnie.
Bo okey leki moga pomóc teraz tobie, wyprowadzić cię do równowagi ale za rok poznasz chłopaka powiedzmy i będziecie chcieli wziąć slub, znowu stres, presja i co znowu leki?
Po 4 latach powiedzmy dzieckio i co znowu leki? Za rok praca pierwsza poważniejsza i co leki?
I tak wiecznie życie lekami bo źle się czuję, bo nie wiem, bo nie umiem?

Dlaczego psychoterapia ma być traktowaniem ci jak małe dziecko?
Na psychoterapii maja dojrzewać twoje poglądy, masz zobaczyć swoje nieprawidłowe reakcje i je zmieniać.

Tobie brakuje dystansu a dokładnie spojrzenia na problemy z przyzwoleniem sobie na porażkę, wszystko ma się udac a jak nie uda to co? Świat się zawali? Nie. Przyjdzie kolejny dzień.
Presje powoduja objawy nerwicowe, które własnie po to sa aby dac temat zastepczy, czyli twoja głowa teraz martwi się rzyganiem, sraniem, zamiast tym aby żyć, bo ona nie chce życ bo ty nie umiesz podejśc do problemów i umysł jest zmeczony i ma dosc.
A tu chodzi o to aby starac sie i zrozumiec ze nie wszystko od razu bedziemy potrafili, umieli i nie wszystko MUSI sie udac, bo nie musi.
Obawy czy bede dobrze sprzatala czy si enie zaglodzisz i po co te obawy? Jakbys byla tak glodna to nie martw sie poszlabyc do sklepu kupiła bułe, wlozyla martadele i by gralo :)
Co do sprzatania wzielabys szczotke i za 20 razem by chalupa lsnila.
A jak nie? To bys najwyzej byla osoba co slabiej sprzata ale brudem nie zarasta!

To nie sa problemy to twoje podejscie do tego powoduje ze te sprawy staja sie problemem. I w tym rzecz, trzeba umiec smiac sie z tego ze czegos nie umiemy na razie dobrze, ze nie wszystko bedzie super i nie wszystko sie uda jak to sobie wyobrazamy, ale staramy sie i to nadaje nam wartosci.
Czy to rodzinne presje jakies powoduja ze wszystko mu sie sie udac? nie jestes dzieckiem, chodzi o to ze nigdy tego nie robilas sama, ale to nie powod aby siedziec z nerwicami i dumac nad tym. Przeciez to jest stygmatyzacja.
Mysleniem nic nie zmienisz.

Boisz sie ze bedziesz czuc sie zle? Ale co z tego sie pytam? Co z tego ze od ukladu nerwowego jakis czas bedziesz czula sie zle, to powod aby rezygnowac? Rezygnujac utrwalasz to i wkolo tak potem bedziesz robila.
Przyjmij to, nie uciekaj, jak bedziesz sie bardzo zle czula to przeprosisz i przerwiesz, i to nie bedzie zadna SIARA, tylko wlasnie zyciem, poprawa jakosci swojej psychiki.

Idz na egzamin i zdaj go, napisz go najlepiej jak potrafisz a nie srania i rzygania masz juz w glowie. Czemu akurat wtedy to mialoby cie spotkac? Bo boiasz sie ze nie mozna wyjsc? To jest nerwicowe, nic tu nie zmienisz ani ni eporadzisz, a myslenie o tym przed powoduje zycie bez wartosci bo zyjesz tym a nie zyciem jak nalezy.
Lepiej popuscic w spodnie i napisac egzanim.

Niestety ale tak osobiscie uwazam, ze takie podejscie, nauka takiego podejscia bardzio poprawia jakosc zycia, bez koniecznosci leków oraz terapi codziennie prawie. Chociaz treapia to wazna rzecz i dobrze ze chodzisz.
A nauczyc sie mozna tego podejscia tylko w jeden sposob probujac.
A ty probujesz w zly sposob, bo ty "jakos" chcesz dojechac na uczelnie, "jakosc przetrwac" byle cos sie nie stalo. A to nie tak.
Trzeba zaakceptowac to ze sie zle czujemy, powiedziec okey, niech sie stana najgorsze obawy i wtedy jechac, przyzwolic na to, a jak to z emocjami bywa, to tylko emocje, nic sie nie stanie a ty tym wychodzisz na prosta.
A jesli probujesz i cala droge modlisz sie "oby nic sie nie stalo" na drugi dzien bedziesz modlic sie znowu.

Wiec przyzwolenie na porazke plus proby i powoli bedziesz parla do przodu, i tak samo jesli chodzi o usamodzielnienie sie.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
kłapouszka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 24
Rejestracja: 2 marca 2014, o 14:49

4 czerwca 2014, o 18:14

Bardzo dziękuję za odpowiedź.

Co do leków to jest tak że ja właśnie nie chce na nie wracać (przynajmniej świadomie), bo chciałabym sama umieć się uspokoić i właśnie nie wracać do chemii w każdej stresującej sytuacji, ale na pewno będę musiała jeszcze nad tym pracować. Czasem budzi mi się taki diabełek nad uchem i mówi że tak by było łatwiej, że na lekach czułam że mogę wszystko, że może gadanina mamy to racja. Staram się od wakacji praktykować "swobodne płynięcie", rozluźniać się jak jest mi słabo albo mnie mdli, ale mam wrażenie że nie do końca odpuszczam skoro codziennie jest ta sama śpiewka. Na pewno moim błędem jest to, że czasami sobie odpuszczam (ostatnio dość często) i np. nie idę na jakieś zajęcia bo nie muszę albo odwołuję coś z czym mi niewygodnie bo "przecież już się tyle starałam". Zwyczajne lenistwo chyba heh :/ Co do braku przyzwolenia na porażkę to na pewno masz Victor rację, mam to wyniesione z domu - nie wolno chorować, pokazać słabości, opuszczać pracy, trzeba zawsze postawić na swoim - pracuję nad zmianą tych przekonań z moją terapeutką, ale cholernie ciężko jest zacząć inaczej myśleć. Bardzo dziękuję za wszystkie wskazówki, idę brać się do roboty bo coś mi sie wydaje że to moje uciekanie w niestworzone choroby (ostatnio był tętniak aorty...) to też taka forma ucieczki przed wysiłkiem. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam
ODPOWIEDZ