Dziś nadszedł gorszy dzień. Akceptacja i przyzwalanie objawów dało mi naprawdę sporo, jednakże wydaje mi się, że mam w sobie jakieś niewyczerpane źródło tryskających problemów (kiedyś je wyczerpie). W trakcie póltorarocznej terapii wspólnie z terapeutą wykryliśmy u mnie bardzo silne duszenie emocji złości. Wielokrotnie w sytuacjach w których powinienem się postawić, pokazać złość lub stanowczość, kurczyłem się, zamykałem i jedyne co robiłem to groźną minę. W formie pracy nad sobą chyba błędnie to zinterpretowałem i nieświadomie chciałem prowokowałem sytuację w której ktoś mógłby być na mnie zły tak aby móc się postawić. Jednocześnie ciągle krążyły myśli lub wyobrażenia, w których się z kimś kłócę lub biję. Powodowało to okropne stany zduszenia i bezsilności oraz strachu przed pracą, egzystencją lub podstawowymi czynnościami w których musiałem wykazać jakąś energię. Pół roku temu zmieniłem pracę w nadziei na poprawę, ale objawy nie ustąpiły. Zauważyłem lekką poprawę w momencie w którym pracowałem nad tym, by w danym momencie mówić lub robić coś bez obawy o rozzłoszczenie innych (miałem w sobie bardzo dużą ilość odruchów którymi chciałem zapobiec zwrócenia mi uwagi, lub przykuwania uwagi innych na mojej osobie). Dzisiaj dostałem informację od kierownika, że muszę przejąć obowiązki osoby z działu która prawdopodobnie nie będzie pracować przez rok. Odpowiedziałem, że się nad tym zastanowię. Strach przed nie poradzeniem sobie, oraz zmianą trzasnął mnie niemiłosiernie. Chciałbym nie popełnić błędu który popełniłem w poprzedniej pracy. Miałem identyczną sytuację, w której wewnątrz chciałem zabić prezesa, a na zewnątrz zgodziłem się na nową, olbrzymią odpowiedzialność. I tak przedusiłem się przez okrągły rok. Choć akceptuję objawy każdego dnia, wiem że to nie wystarczy by się odburzyć. Muszę się postawić. Zastanawiam się tylko, czy sam postawiłem sobię taką presję (lub terapeuta postawił), że nie umiem wydobyć z siebie własnego zdania? Znam ludzi którzy nie umieją nawet rozmawiać z ludźmi, a nie widzą w tym żadnego problemu.
PS. To uczucie gdy chcesz komuś postawić granice, ale masz DD i nawet nie wiesz gdzie jesteś i w czym te granice stawiać
