Hej. Z racji tego że jestem od niedawna na forum i zaczęłam się udzielać pomyślałam że wypadałoby w skrócie chodź podzielić się z wami historią mej cudnej nerwicy.
Więc nerwica ma zaczęła się teoretycznie od zażycia środkow odurzających, po których stan "zjazdu" zaczął utrzymywać się na stałe. Ale dużo wcześniej przed tym miałam epizody ataków paniki po marihuanie - jak i całkowitej depersonalizacji. Jeden z mocniejszych ataków był taki ze po zapaleniu straciłam wzrok na 20 minut. Byłam tylko ja i czarna odchłań. Jednak epizody te były na długo wcześniej przed wybuchem. Tak więc dziwny stan lękowy, zjazdu utrzymywał się trwale. Pierwszy najsilniejszy bodziec jaki rozpoczął moja nerwice był silnym uściskiem skroni bo obu stronach. Tak zwana obręcz. Przez ten objaw właśnie zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem narkotyki nie uszkodziły mi mózgu. No i taka też myśl zakorzeniła się we mnie. Później dostałam pierwszego ataku paniki. Na wyjeździe w górach. Co prawda byłam wtedy na kacu, na dość dużej wysokości i ze znajomi którzy nie potrafili mi pomóc. Atak trwał parę godzin i był najintensywniejszym jakiego dostałam. Góry przygniataly mnie, dusiły, zbliżały się, przestrzeń uciskała, wyczerpanie organizmu i reakcja obronna nie pozwalały na jakikolwiek ruch. Nie myślałam że zwariuje. Byłam pewna że zwariowałam. Że to koniec. Że umrę tutaj i zostanę na zawsze. Jakoś tam zeszłam z tej góry chodź nie za bardzo to pamiętam. Później ataki paniki towarzyszyły mi przez okres roku. Autobusie tramwaju, po za domem, na wyjeździe, ale i również w domu we własnym łóżku. W końcu łóżko stało się dla mnie przekleństwem przez utrzymująca się długi okres całkowita bezsenność. Pewnego dnia atak paniki był tak silny że kazałam zawieść się na sor. Atak paniki spowodował uwaga - ketonal, który silnie na mnie zadziałał i wkręta że przedawkowalam.

Na sorze ekg serca, wszystko ok, przemiły lekarz powiedział mi, że muszę się uspokoić, że nic mi fizycznie nie jest i wszystko będzie dobrze. Podszedł do mnie z wielkim zrozumieniem. Objawy zniknęły jak ręką odjal. Wtedy po raz pierwszy uświadomiłam sobie że to nie rak, mózgu, a być może jakaś "choroba psychiczna". W końcu po roku poszłam do psychiatry. Usłyszałam to - nerwica lękowa.. I wyszłam z gabinetu najszczesliwsza na świecie. W końcu wiem co mi jest. Niestety to był dopiero początek moich problemów.. Tabletki, odstawia nie, wracanie, kryzysy itesre. W skrócie brałam 4 rodzaje antydepów, odstawiałam miliony razy i wracałam Miliony razy. W końcu się zdecydowałam - idę na psychoterapię! I to był bardzo dobry krok w mojej nerwicy. Generalnie nerwica lękowa później zniknęła, przerodzila się z kolei w fobie społeczną, a później w depresję i nerwice natrectw. Po paromiesiecznej psychoterapii stwierdziłam że to już nie ma sensu bo bardzo.duzo.sie dowiedziałam i czuję się ok. I wszystko było względnie ok. Do czasu aż nie poznałam faceta który stał się moim natretem. Aż w końcu mnie rzucił - katastroficzny nawrót w postaci depresji, miesiąc przeleżany i przepłakany, planowanie samobójstwa. Świat się zawalił. W końcu mamusia zaciągnęła mnie siła do psychiatry i spowrotem leki. (dodam że wtedy nie brałam już ok. Roku) wracanie do siebie zajęło mi w sumie dwa lata. W końcu stabilizacja odstawienie leków, bardzo dobre samopoczucie i nadzieja ze to juz koniec. A ku*wa w życiu. Jeb. Pojawił się kolejny - historia zatoczyla koło. Natret, rzucenie, depresja, myśli samobójcze, tabsy. 2 psychoterapia. I po tych wszystkich przeżyciach nauczyłam sie tyle rzeczy, że na ten moment nie jestem w stanie wam ich opisać. Cały czas nad sobą pracowałam. Nigdy się nie poddalam. Pierwszy rok nerwicy gdy miałam "raka mózgu" chodziłam 3 razy w tygodniu na siłownię, byłam zawzieta. Później wszelkiego rodzaju zioła, zdrowa dieta, suplementacja, a przede wszystkim rozwój osobisty. Zaczęłam interesować się psychologia i przeczytałam jakieś 50 książek na ten temat. To spowodowało - że wyszłam z nerwicy. Obecnie zaczynam 3 psychoterapię pod kontem zrozumienia siebie, swojej osobowości, i chęci poszerzenia wiedzy tej którą zdobyłam do tej pory. I przede wszystkim życiem pełnia życia - wykorzystanie tego co było mi dane doświadczyć do zmiany siebie i podejścia do świata. Do zmiany całego swojego przyszłego długiego, szczęśliwego życia.
I dla ciekawskich: tak, w mojej nerwicy doświadczałam takich stanów jak:
- silne poczucie że zrobię coś nie panując nad tym, wezmę nóż, skoczę z balkonu, zrobię krzywdę matce, że kiedyś ją zabiję itp.
- przepływajace myśli w postaci głosów. (nie mylić z głosami w schizofrenii

) obcy głos rozbrzmiewajacy w mojej głowie, myśli nagłe, jakby nie moje, wyrwane z kontekstu, zacieranie granicy między snem a rzeczywistością, poczucie że sny są prawdziwa rzeczywistością
- widziane wszędzie twarze, postaci, poczucie obecności kogoś, omamy wzrokowe tj. Ze coś się rusza, jakiś przedmiot
- paraliże senne, krzyki przez sen, poczucie że coś mi siedzi na klatce piersiowej we śnie, że ktoś na mnie leży, realistyczne koszmary
- silne poczucie że coś złego się zaraz stanie, podczas jazdy samochodem że cierazowka w nas. Wjedzie i rozgniecie, że wybuchnie bomba atomowa, że samolot wleci w mój blok. Ze jebnie w nas asteroida. No po prostu myśli z kosmosu.

Moja nerwica miała też podłoże stresu pourazowego tak dla ścisłości
- objawy fizyczne: pieczenie, palenie serca, jakby miało zaraz wybuchnąć, poczucie topienia jakbym była pod wodą i nie mogła wziąć oddechu, dretwienie lewej ręki i poczucie zawału serca, patrzenie w lustro i poczucie że nie jestem tą osobą która widzę, dysmorfofobia - nienawiść i lęk przed swoim odbiciem w lustrze i wyglądem, widzenie tylko najdrobniejszych mankamentów co powodowało że nie mogłam wychodzić z domu bo uważałam że jestem najbrzydsza na świecie. Poczucie że jestem diabłem, demonem, złym człowiekiem
- wybuchy agresji, rzucanie rzeczami,. Kopanie w drzwi
- brak poczucia własnej tożsamości, nie wiedziałam kim jestem, pustka w głowie, poczucie że żyje w szklanej bańce, świat był szary, blady, bez kolorów, inny, nie realny,
- realistyczne.wizje i sny traumatycznych wydarzeń z przeszłości bądź przyszłości
Na ten moment tyle pamiętam. Pamiętajcie nerwicowcy to wszystko był blef mojej psychiki!
Wracając.
Mam 22 lata, studiuję psychologię która jest moją największą pasją, potrafię cieszyć się życiem, dziękuję nerwico że byłaś. To wszystko dzięki Tobie.
I nie, nie jest to post odburzeniowy

bo.jeszcze długa droga przede mna. Nerwica to styl życia.. To nieustanne rozwijanie się i chłonięcie wiedzy. Nerwica to szansa. Życzę wszystkim powodzenia i dziękuję adminom za to forum.
