Lus pisze: ↑10 grudnia 2018, o 20:32"Psycholog Cię wyleczy a Ty będziesz leżeć i pachnieć" chyba powypisuję sobie tu i tam Twoje teksty
No to jeszcze mi napisz cudna Dziewczyno jaki masz sposób żeby znieść cierpienie, bo wiesz - piszesz o tych strasznych objawach tak jakby przerażało Cię w nich tylko to, że umrzesz. A ja nie potrafię tego przeżywać, jak znosić coś co nie jest do zniesienia.
Wiem że nie mam wyjścia, ale może masz jakieś sposoby na przetrwanie złych momentów.
Tu też bym mogła napisać powieść, i trochę się nad odpowiedzią zastanawiałam, i w zasadzie to zdałam sobie sprawę że z moich postów bije pozytywne nastawienie i dystans, ale szczerze, ja nie wiedziałam że aż tak. Dużo mnie kosztuje opisanie tu tego wszystkiego, TYLKO. Że ja opisuję przeszłość, ja nie czuje tego na dany moment. Ja już nie cierpię. O to chodzi. Kiedyś zapewne wpisy były by dużo bardziej dramatyczne.. Ogólnie, tu nie chodzi o to by znosić objawy bo tak ma być, trzeba akceptować i żyć dalej. Odnoszę wrażenie że dużo osób tutaj nie do końca poprawnie interpretuje przesłanie Divoviców, tzn, jakie jest przesłanie mogę się tylko domniemywać, ale wystarczy mi własne doświadczenie żeby znać koncepcje wyjścia z nerwicy. Cierpienie jest cierpieniem i tu nie ma żadnego ale. Żadnego magicznego lekarstwa. Nie chodzi o bycie biernym wobec cierpienia. Bo to oznacza, że cierpisz całym sobą, i wiesz, że na to zasługujesz, albo że taki jest Twój los. Musisz wierzyć, że mimo cierpienia, Twoja osoba i Twoje życie wcale nie są skreślone. Bo przecież skoro tak cierpię, to na to zasługuję i jestem byle gównem, jedną z niewielu osób, które cierpienie wybrało, tak sobie. Musisz wierzyć, że to cierpienie, którego teraz doznajesz jest konstruktywne, przydatne, po coś. Tak jak gdy musisz coś odciąć, żeby iść dalej. Tak jak musisz polać ranę wodą, by się zagoiła. Czyli chodzi o to - tak naprawdę, że cierpienie to jest część zmiany, przeobrażenia, modyfikowania Twojego JA, po to, żebyś mógł lepiej żyć. Ja długi okres czasu myślałam w ten sposób, za każdym razem jak przychodziło zwątpienie, wierzyłam że ta droga którą teraz ide zaprowadzi mnie ku lepszemu. Długi czas wierzyłam, że cierpienie to po prostu cierpienie, i że istnieje na świecie, i jest główną jego częścią, bez żadnego powodu. (nie wchodzę tu w jakieś filozofie cierpienia w ogóle, a jedynie nerwicowego) i to potęgowało moje CIERPIENIE i NIENAWIŚĆ DO SWIATA, co raczej zmierza w drugą stronę niż odburzania.

Co nie oznacza, że trzeba się na to cierpienie godzić. Przyzwalać. Przeżywać. Znosić.. Trwać. Jak kto tam woli, chcesz, płacz, rycz, krzycz jak Ci źle. Bez emocji nigdy się nie wyjdzie z nerwicy. Musisz tą całą nienawiść z siebie wylać, inaczej nigdy się nie skończy.
Nie nadawać wartości objawom, olewać - to jedno, trwać, znosić, przyzwalać - całkowicie co innego. Nie masz się pogodzić z objawami. Masz się z nimi napier.. <boks> <boks> nie tłum w sobie że Ci źle, bo wyjdzie to z Ciebie innym sposobem.

Chodzi o to, że musisz podjąć walkę z nerwicą, trwałą, permanentną. Musisz jej przeszkadzać na wszystkie możliwe sposoby. Robić wszystko, czego ona nienawidzi. Jednocześnie nie traktując jej jak wroga. Bo wtedy wygra. Nerwica to taka przekomarzara, chce pokazać kto jest ważniejszy. Potraktuj ją jak małe dziecko, które szarpie się na ziemi i wyje bo chce cukierka. Ale nie trać powagi, bo to dziecko, jest silniejsze niż Ci się wydaje. Nie możesz go zbić i powiedzieć żeby tak już nie robił, bo wtedy odda Ci z podwójną siłą. Musisz to zrobić za jego plecami. Powoli odcinać sznureczki, tak, by się nie zorientowało. Tak naprawdę, nerwicę musisz głaskać i przytakiwać, jak groźne zwierzę, by je uspokoić, uśmiechać się i udawać że jest supeeer

No, to tak w dużym skrócie odpowiadając na Twoje pytanie.