Mając zaburzenie lękowe zawsze będą zdarzały się okresy, w których sobie będziemy radzili lepiej oraz takie, w których będziemy radzili sobie gorzej. Samo to co piszesz, ze było lepiej i nagle wraca, sugeruje, że mało w Tobie przyzwolenia na gorsze czasy. Rozumiem to oczywiście, jest to nawet ludzkie, ale też skąd w ogóle przekonanie, że jeśli robi Ci się lepiej to już nie może zrobić się gorzej w samopoczuciu?nymphette pisze: ↑28 kwietnia 2020, o 10:16Victor pisze: ↑28 kwietnia 2020, o 02:11Zgadzam się z powyższym postem Nowego7. Tak naprawdę oczekujesz za szybkiego całościowego sukcesu i nie chcesz nawet przez chwilę poczuć się źle. A to w procesach zaburzenia i odburzenia nie jest zwykle możliwe. Złe samopoczucie będzie przychodziło i jeśli robisz wiele wobec zaburzenia to wszystko gra, nawet jeśli co jakiś czas znowu czujesz się paskudnie. Samopoczucie nie jest wyznacznikiem odburzania, jak jest lepsze można się cieszyć i korzystać, ale dopóki nerwica trwa może się pogorszyć i to nie znaczy, że robimy coś źle. No chyba, ze podczas kryzysu odwalamy jakieś totalne debilizmy lękowe, to inny temat.
Rozumiem Twoje zmęczenie, ale nie zmieni ono faktów, że te procesy tak wyglądają.
a czy to w porządku, że mimo prób musiałam wziąć lek i nadal go biorę? Nie dawałam sobie już rady, było coraz gorzej i widziałam po sobie że się znowu w to wkręcam- nie mogłam spać, jeść.
Czuję presję, że powinnam mimo wszystko dać radę bez leków bo inaczej nigdy z tego nie wyjdę i zamiast radzić sobie sama to wspomagam się lekami. Chociaż i tak biorę raczej minimalne dawki, pół połówki leku przeciwlękowego i wcześniej czasami, ale nie zawsze dawałam radę bez jak nie było aż tak źle jak teraz. Jechałam gdzieś, był atak paniki ale powoli sobie radziłam bez leku. Ale teraz wpadłam w taki stan że cały czas jest źle
Właśnie nie wiem czy dobrze sobie radzę. Czasami było tak że pojawił się atak paniki ale tłumaczyłam sobie że to normalne, że taki jest proces i to nie znaczy że to wraca i przechodziło, było super.
Ale od czasu wirusa mam tak, że jak miałam atak paniki to od razu wkręcam sobie że to wraca, i znowu jest tak= lęk, później poczucie winy że był i strach że to wraca i że będzie kolejny, lęk wolnopłynący, atak paniki i w kółko to samo. Utwierdzam się że to faktycznie wraca. Ale widzę że to teraz się tak zadziało w czasie wirusa :c wcześniej próbowałam robić rzeczy których się bałam, pozwalałam na lęk i później nie było tego poczucia winy i strachu przed kolejnym, wychodziłam z tego koła
Zastanawiam się czasem skąd takie przekonania wśród forumowiczów?
Dopóki nerwica trwa, gorsze okresy mogą się zdarzać a nawet można śmiało powiedzieć - będą się zdarzać. Zmagasz się z lękiem i jego schematami, a więc będą momenty, okresy gdzie mimo pracy nad sobą będziesz i tak czuła się źle. Bo tak wygląda proces zaburzenia i odburzenia, szczególnie jeśli nie mamy do czynienia z przemęczeniem emocjonalnym a zaburzeniem z mechanizmami lękowymi.
I to nie jest nic złego, że tak jest a nawet czasem lepiej, że tak jest. Nie chodzi mi, żeby ukazywac zaburzenie jako potwora, ale też ukazywanie go jako motylka czasami może gubić. Zaburzenie jest sprytne i będzie straszyło oraz powodowało nie raz i nie dwa uczucie objawowych tygodni świstaka. Tak z zaburzeniem jest, ale mimo tego jakiekolwiek próby naszego działania (czasem wyjdzie lepiej, czasem gorzej) działają na rzecz odburzenia.
Jeśli chodzi o leki to dopóki antydepresanty nie działają w stylu - "yeeeaaaaa po dwóch tygodnia WYZDROWIAŁEM całkiem, mega polecam paroksetynę w leczeniu tej okropnej choroby" to jest okey. I tak masz na co działać. Przyjdzie czas zaczniesz zmniejszać i odstawisz. Uspokajacze to czasami nawet polecam, w niektórych sytuacjach i momentach, ale co na pewno nie w takiej formie, że "o nie dziś znowu lęk" i jeb benzo.
Masz sporo presji w sobie, a słuchaj i tak nie przyspieszysz odburzenia.
