Witam wszystkich podobnie jak ja "zaburzonych"

Mam na imię Ania i mam 24 lata. Moja choroba ujawniła się u mnie 2 lata temu. Pisząc ujawniła się mam na myśli to, że już kiedyś dawno dawno miałam symptomy tej choroby ale nie z takim nasileniem i z taką częstotliwością jak teraz. Były to bardziej sporadyczne przypadki. Wszystko zaczęło się od momentu, kiedy urodziłam dziecko. Ciężki poród, szał hormonów i niestety moja relacja z partnerem, która nie była taka o jakiej marzyłam- brak stabilizacji, brak poczucia bezpieczeństwa itd itd. spowodowało, że choroba WYBUCHŁA! Było to straszne! Doszło już do tego, że wcale nie wychodziłam z domu! Jak już wyszłam i przebyłam dystans 20m to biegiem wracałam do domu bo już zaczynałam tracić świadomość. W końcu trafiłam do psychiatry.... Chyba najtrudniej jest się przyznać samemu przed sobą " kurcze, mam problem".. Diagnoza - nerwica, depresja, zaburzenia lękowe napadowe z agorafobią i zaburzenia lękowe uogólnione... SZOK!! Oczywiście zaczęłam się zastanawiać dlaczego ja i długo zajęło mi oswojenie się z tą myślą. Zanim nie poznałam przyczyny mojego złego samopoczucia to wszyscy traktowali mnie : NIE CHCE JEJ SIĘ PRACOWAĆ I UDAJE CHOROBE, JEST LENIEM I CIĄGLE TYLKO SIEDZI W DOMU, WSZĘDZIE TYLKO Z NIĄ CHODZIĆ I JEŹDZIĆ - MOŻE TROCHE RUCHU??? Coś w tym stylu. Ja nie mogłam z nikim o tym pogadać bo miałam wrażenie, że nikt mnie nie rozumie i nawet nie chce zrozumieć bo w sumie ciężko wyobrazić sobie co czuje osoba z tymi durnymi zaburzeniami.. Po jakimś czasie leczenia zaczęłam wychodzić z domu, oczywiście nie sama ale uznałam to za sukces, że w ogóle mi się to udało.. Później chodziłam z córką na spacery i wychodzę do dziś. Sama tak zupełnie sama jeszcze się nie odważyłam, wyjść bo strasznie boje się znowu poczuć ten strach, tą myśl, że nie wiem kim jestem, gdzie jestem, nie wiem czy żyje czyli to wszystko co czuje przy ataku lęku.. Razem z moim lekarzem stwierdziliśmy, że jestem na etapie "lęku przed lękiem" i coś w tym jest. Ratuje mnie prawo jazy bo autem jestem w stanie sama się poruszać. Straszliwie jest mi ciężko, w kwietniu mam zacząć odstawiać jeden lek, już się boje bo mam wrażenie, że sama świadomość " zaraz, przecież nie mogę się źle czuć- biorę leki! " bardzo dużo daje. Czasami czuje się jak więzień we własnym ciele. Strasznie jest mi ciężko i przykro, bo w tej całej chorobie bardzo zawiodłam się na paru osobach. Powiedzenie "prawdziwych przyjaciół i bliskich poznaje się w biedzie" jeszcze nigdy nie była dla mnie tak prawdziwe. Mam nadzieję, że tutaj znajdę zrozumienie, wsparcie bo chcę wierzyć, że razem uda nam się te "zaburzenia" przegnać na manowce!!
