Jakiś już czas jestem na forum, a cała moja przygoda zaczęła się od ataku paniki po marihuanie. Aktualnie jestem prawie 9 miesiąc w głębokim DD i nerwie (więcej info znajdziecie w dziale narkotyki a nerwica lękowa). Temat zakładam bo chciałbym się dowiedzieć jak wyglądało u Was odburzanie z tego cholerstwa i po czym wiedzieliście, że zaczyna być lepiej. Osobiście najbardziej interesuje mnie moment w którym po prostu zaczęliście być wolni od zlewania się dni w jeden i dodatków które funduje DD, a może bardziej jakie znaleźliście metody na radzenie sobie z tą przypadłością. U mnie w zasadzie akurat przygoda z THC zaczęła się też w niezbyt sprzyjających okolicznościach życiowych, stądinąd pewnie jeszcze zajmie mi jeszcze dojście do siebie, ale też pokrótce opiszę swoją osobę. Na początek leci bycie DDA, przez co wyprowadziłem się z domu 2,5 roku temu. Uczyniło mnie to też bardziej wrażliwym w pewnych kwestiach, co odbiło się na relacjach z płcią piękną. Przez większość czasu też raczej byłem perfekcjonistą + natręctwa co do czystości itp. nie były mi obce. Zdaję sobie sprawę, że masę rzeczy mam do przerobienia po samym wyjściu z nerwy, ale nigdy nie miałem wcześniej do czynienia z długotrwałym lękiem wolnopłynącym i depersonalizacją. Za dzieciaka pamiętam tylko takie epizody i raz po sylwestrze chyba na chwilę mnie złapało, ale wtedy byłem skrajnie wykończony. Teraz niestety najbardziej dręczy mnie całkowita depersonalizacja, ów lęk i doszły jeszcze do tego nieciekawe sny. Aktualnie jestem na 3 roku studiów, ale przez mój stan zdrowotny trochę ciężko mi to idzie, a zresztą DD tak daje w kość że ledwo co chce mi się wychodzić z akademika. Piszę też w zasadzie z tego względu tego posta, bo nie chciałbym też wpędzić się w jakąś głębszą depresję czy inne cholerstwo i też nie chcę zmarnować więcej czasu niż jest mi dane być w tej przypadłości. Widzę też, że różne można patrzyć na zaburzenie, jednak dla mnie jest to najstraszniejszy i najtrudniejszy zakręt życiowy. Wcześniej myślałem, że coś tam w życiu widziałem, teraz wiem, jak bardzo się myliłem. Staram się w miarę normalnie uczestniczyć w życiu itd. o ile to tylko możliwe, pracuję dorywczo, DD staram się akceptować na tyle ile mogę, jednak łatwo się mówi a jak chodzi o działanie to wychodzi różnie, bo boję się nawet sam gdzieś dalej iść z obawy, że mógłbym się zgubić a potem by mnie nie znaleźli
