
Cierpię na nerwicę obsesyjną (z przewagą obsesji nad rytuałami) od jakichś 8 czy 9 lat. Na początku nie byłem tego świadomy i myślałem, że wszyscy mają podobne problemy i podobne sprawy nie dają im spokoju. Jeśli miałbym to opisać najprościej...dręczy mnie coś co zostało nazwane "szaleństwem wątpliwości". Nic nie wydaje mi się pełne, kompletne. Nic nie jest skończone ani warte tego by się mu całkowicie poświęcić. Brakuje mi fundamentów...jakichkolwiek.
Moja przypadłość nakazuje mi stworzenie jakiegoś doskonałego modelu istnienia...znalezienie metody na najlepsze, najpełniejsze przeżycie własnego życia. Każdy moment powinien być idealny, zawsze powinienem wybierać najlepszą z możliwych ścieżek (przy czym jestem świadomy ich nieograniczonej liczby i sprzeczności zachodzących między nimi). Chciałbym mieć gotowy model zachowania na każdą ewentualność. Wydaje mi się, że wymagam od siebie jako człowieka zbyt wiele, ale jednocześnie nie potrafię się z tym pogodzić. Wątpliwości działają w obydwu kierunkach: możliwe, że nigdy nie osiągnę swojego celu...nie mogę jednak wykluczyć że osiągnięcie go jest możliwe.
Wszelkie moje obsesje dotyczą: chaosu i porządku, doskonałości, możliwości, tego co właściwe i niewłaściwe, moralności, pewności i niepewności, bycia kompletnym i niekompletnym.
Rytuały mają mniejsze znaczenie. Te, które się pojawiają dotyczą mojego ciała i otoczenia (tak jakbym miał ulepszać rzeczywistość poprawiając to co mnie otacza). Nie potrafię na przykład zacząć śniadania jeśli nogi krzesła stoją na przerwach między płytkami w kuchni (jestem świadomy tego, że to nic nie znaczy ale jednak niepokoi mnie to). Rytuały same w sobie jednak nie niszczą mojego życia...trzymam je w ryzach. Obsesje mają kluczowe znaczenie.
Każdy mój dzień jest wypełniony wewnętrznymi konfliktami, wątpliwościami i próbami rozwiązanie problemów. Stworzyłem w głowie wiele systemów (opartych na mojej świadomości), które miały mnie uratować...które miały wszystko uporządkować. Zacząłem przelewać to na papier, żeby tego nie stracić. Staram się porządkować i upraszczać wnioski do których doszedłem. Zawsze jednak czegoś mi brakuje. Rzadko po prostu jestem. Zwykle staram się być.
Bardzo mi zależy na waszym zrozumieniu albo przynajmniej akceptacji, bo jestem już zmęczony pomimo, że ludzie uważają iż nie zajmuję się niczym ważnym...no cóż..myślę, że już zawsze będę się tym zajmował.
Czytałem o waszych problemach...myślę, że nigdy w pełni nie zrozumiem żadnego z nich. Wydaje mi się jednak, że rozumiem cierpienia, które im towarzyszą. Nie jestem zupełnie pozbawiony wiary w swoje zwycięstwo...wierzę, że każde z was może wygrać...nie mogę tego wykluczyć. To dobra strona mojej przypadłości
