hej, dzięki za odpowiedzi
k.karo tak, zejście z leków było ustalane z lekarzem, przez około 3 miesiące brałam już mniejszą dawkę i w tym czasie udało mi się zaliczyć sesję przyzwoicie i nawet na dość dużym luzie jak na mnie Oo. Tylko mam problem z mamą...cały czas mieszkam z nią i bratem (rodzice są po rozwodzie) i ona chyba cały czas uważa mnie za dziecko :/ (chociaż może sama się tak zachowuję, sama już nie wiem). Ona jest pielęgniarką i niestety wierzy tylko w leki, chemie a w psychoterapię nie (chociaż jej sama by się przydała na 100%). Ja byłam cała happy że mogę w końcu zejść z prochów, że jestem na tyle silna żeby dać sobie rade bez nich, a mama zaczęła za mną chodzić i krakać że robię sobie krzywdę i zobaczę co sobie narobię (pełen support kurde :/). I tak jest cały czas jak mam gorszy humor, ostatnio usłyszałam że mnie ubezwłasnowolni bo nie chcę sama zacząć brać znowu leków -_-'' Nie wiem, do psychiatry chodzę raz na 3 miesiące i podobno robię dobre wrażenie, pani lekarz mówi że owszem mam ciężki okres ale mam wszelkie środki żeby je pokonać i znam mechanizmy radzenia sobie z lękiem...W sumie to prawda, nie wiem który to już nawrót a ja znowu wpadam w te same schematy, to strasznie frustrujące...Jestem teraz na III roku studiów i powinnam pisać licencjat, dodatkowo pracuję (być może za dużo nawet

) ale teraz miałam 3 tyg. takie że przez większość czasu siedziałam w domu. Ogólnie wolny czas mnie przeraża, niby jest chwila żeby odpocząć a ja świruję już nie pierwszy raz. No ale nic, muszę dalej chodzić na terapię a za 2 tyg. mam wizytę u pani psychiatry, zobaczę co mi powie.
-- 19 marca 2014, o 12:52 --
Hej, czy wy też macie teraz jakiś gorszy okres? Czy ma na was wpływ np. pogoda? Już sama nie wiem, od paru tygodni moje zawroty głowy robią się nie do zniesienia, poddałam się trochę dzisiaj (nie poszłam na zajęcia na uniwerku...) bo wczoraj jak poszłam do pracy to myślałam że już naprawdę zejdę :/ (heh nie wiem który raz już tak myślałam

). Wieczorem strasznie się nakręciłam, nie mogłam się uspokoić, w nocy budziłam się parę razy z uczuciem lęku (a dotąd problemy ze snem miałam tylko na początku choroby, tak to jestem straszny śpioch i jak zachce mi się spać to nie ma mocnych). Cały czas nie biorę leków, ale nie czuję się pewna tej decyzji. Z drugiej strony, nawroty zdarzały mi się i w czasie brania leków, więc to tylko podkreśla, że nie w tym problem. Tylko mama cały czas nie daje mi spokoju :/ Ja jej mówię że tych leków raczej nie bierze się całe życie, a ona i tak wie swoje, że bez nich wyląduję w końcu w zakładzie. Niby się jej stawiam, kłócę się, ale cały czas czuję jakby mnie w środku dziubała rozżarzonym rusztem...Cały czas chodzę na psychoterapię, ale zmieniłam terapeutkę (nigdy nie byłam na terapii stricte poznawczo-behawioralnej, znalazłam babkę która przyjmuje 10 min ode mnie). Poprzednia chyba bardziej skupiała się na rozwiązywaniu konfliktów wewnętrznych i moich przekonań. Tylko czuję się jakaś zblokowana, od września jak chodzę to jakoś słucham, płacę, a pół godziny po sesji potrafię zapomnieć jakie miałam wykonywać zadania (może jakoś podświadomie to odrzucam?? :/) Poza tym naszła mnie dzisiaj jeszcze inna myśl, mianowicie, że mogło mnie najść akurat teraz, bo kończę jakiś etap (teraz studia). Jak tak sobie zaczęłam przypominać, to przy każdym końcowym etapie edukacji czułam się zupełnie zagubiona. Kończąc gimnazjum w ogóle nie interesowały mnie oceny końcowe, w ogóle się nie uczyłam do egzaminu (a dostałam max punktów za część humanistyczną, lol

), liceum wybrałam na chybił trafił, do matury też w sumie się nie uczyłam i jak odbieraliśmy wyniki to nie chciałam otworzyć koperty (zrobił to za mnie kumpel). Przy okazji nauczyłam się, że niskim nakładem pracy wszystko mi uchodzi na sucho (co w sumie nie jest takie dobre i wywołuje u mnie poczucie winy), ale to nie zmienia faktu, że jak mam podjąć jakąś ważną decyzję życiową, to ogarnia mnie po prostu jakiś paraliż. Niby mam jakieś cele życiowe nawet wypisane, więc czemu jak mam zrobić coś, co mnie do nich przybliży to wymiękam? Może naprawdę po prostu jestem leniwa, jak mi całe życie moja rodzinka powtarza :/ Czasem jak wieczorem lepiej się poczuję i kładę się spać, to mam taką ufność, że jutro rano wstanę i będę się dobrze czuć, a czasem tak jak wczoraj kładę się i chyba po cichu mam nadzieję że już się nie obudzę. Może ktoś miał podobną sytuację, bo ja już wymiękam chyba powoli.