-- 8 sierpnia 2015, o 09:04 --
kłapouszka pisze:... Nie wiem, na razie nie widzę innej możliwości niż zmuszanie się do wychodzenia i próbowanie być bardziej otwartą na ludzi - patrzeć w twarz, próbować zagadywać nawet o głupotach no i tłumaczenie sobie, że przecież na pewno ktoś by mi pomógł, nawet jak będę wśród obcych. Cały czas mam w głowie słowa terapeutów, żeby zastanowić się nad czym czego ja chcę, ale co jak ja po prostu nie wiem :/?
[/quote]
Paulina, rozumiem, jak się czujesz. Ale jeśli się poddasz teraz, na tym etapie, zrobisz oczywiście kilka kroków wstecz. A przecież nie o to chodzi. Takie rozkminy o nadopiekuńczości rodziców, błędach w wychowaniu etc. to moim zdaniem jest zaczynanie od (sorry za wyrażenie) "dupy strony". Pewnie, że to ma wpływ na naszą przyszłość, funkcjonowanie w dorosłości.... Ale z drugiej strony, to jest nasze życie i to my musimy podjąć decyzje, co z tym życiem zrobić, o co nam chodzi, do czego dążymy. Jeśli będziemy zasłaniać się rodzicami i sposobami wychowywania, to oddamy pole. Trzeba kiedyś w końcu wziąć odpowiedzialność za siebie. To może być trudne, wywoływać stres i jego konsekwencje, ale przecież można też potraktować to w kategoriach wyzwania. A motywacją niech będzie rezultat - czyli życie takie, jakiego chcesz. Ja myślę, że każdy z nas ma jakąś ścianę, indywidualnie, po dobrnięciu do której rusza z miejsca, idzie naprzód, bo ma już tak dość znanych sytuacji. Ja sobie w końcu powiedziałam: to najwyżej zemdleję przy ludziach, w ważnych momentach, co może mnie skompromitować. Ale co tam, mogę się też porzygać, zesrać, ch.... mnie strzeli i wiele gorszych rzeczy

Zaraz, zaraz, czy może być jeszcze coś gorszego od tego strachu, który paraliżuje mnie przed normalnym życiem? I ryzykuje, wierząc, że takie świadome przekraczanie pewnych granic tylko mnie wzmocni. Albo jak mawia Hew - sprawdzam tą cholerę

Nie traćmy nadziei

, skoro jesteś na tym Forum Paulina, to na pewno, choć może i małymi kroczkami, ale jednak, dasz radę ogarnąć się ze wszystkim.