20 listopada 2014, o 21:57
Witam wszystkich,
To mój pierwszy post na tym forum. Postanowiłam zarejestrować się tutaj, aby podzielić się (w skrócie) moją historią, ponieważ być może, komuś się przyda.
Na nerwicę zachorowałam w 2008 roku, od początku wszystkie moje objawy umiejscowiły się w głowie. Znam chyba je wszystkie: ucisk, jakbym miała za chwilę dostać wylewu, zatkane uszy, rosnące ciśnienie wewnątrzczaszkowe, wrażenie zawrotów głowy, trudno wszystko wymienić. Na początku miałam także ataki lęku panicznego. Bałam się wyjść z domu i bałam się być w domu. Do tego boję się leków, a właściwie ich skutków ubocznych, więc nigdy nie zgodziłam się na farmakoterapię. Po kilku badaniach, których wyniki były pozytywne, miałam zrobioną tomografię głowy i wynik był dobry. Lekarz doradził mi wizytę u psychiatry, a ten psychoterapię. Chodziłam przez rok 4 razy w tygodniu. Terapia polegała na tym, że opowiadałam całe swoje życie, w końcu zorientowałam się, że nie usłyszałam przez ten rok ani jednej dobrej porady, jak radzić sobie z nerwicą. Ataki paniki minęły mi, kiedy sama sobie wytłumaczyłam pewnego razu, że skoro dotychczas nie umarłam podczas żadnego z nich, to i teraz nie umrę. Ciekawa sprawa - od tamtego dnia nie miałam już ataków paniki, a z pozostałymi objawami jakoś sobie radziłam. Przestałam chodzić na terapię, uznałam, że opowiadanie o swoim życiu chyba nie jest dla mnie właściwą metodą. Nadal miałam przeróżne objawy ze strony głowy, ale wiedziałam, że to nerwica i jakoś sobie radziłam. Jednak nadszedł dzień, kiedy przestałam sobie radzić. Miałam atak czegoś, czego nie nazwę atakiem lęku panicznego, ale uznałam go za sygnał, że przestałam radzić sobie sama. Zaczęłam szukać psychoterapeuty w pobliżu mojego miejsca zamieszkania. Absolutny przypadek sprawił, że trafiłam do tej, a nie innej osoby. Zachęciło mnie to, że na jej stronie internetowej jest napisane, iż specjalizuje się w nerwicach lękowych i krótkich terapiach. Podczas pierwszej wizyty krótko opowiedziałam o swoim życiu. Psychoterapeutka uznała, że przeżyłam dwie poważne traumy, a najlepszą na to metodą jest hipnoza. Jednak wtedy byłam w takim stanie, że potrzebowałam natychmiastowej pomocy. Podczas drugiej wizyty psycholog zastosowała metodę ruchów gałek ocznych, która pomogła mi opanować lęk przed lękiem. Podczas trzeciej wizyty poddała mnie hipnozie. Uwierzcie mi: dla mnie to była pierwsza chwila od 6 lat, kiedy mój mózg się wyciszył. Chciałabym zostać w takim stanie już na zawsze. Poczułam, jak to jest być zdrowym. Potem przeszłam jeszcze jedną hipnozę, związaną z moją drugą traumą. Nie poczułam się nagle i cudownie wyleczona. Jednak moje najgorsze objawy, dotyczące głowy, które podczas hipnozy zostały "wyrzucone do kosza" odeszły i do dzisiaj nie wróciły. Cóż, pojawiły się nowe, te akurat nie były tak straszące, ale za to bolesne. Podczas kilku kolejnych wizyt rozmawiałyśmy o mnie, o moim nastawieniu do samej siebie, innych ludzi i życia. Jestem osobą niezwykle wymagającą w stosunku do siebie i innych. Kiedy moje dolegliwości zaczęły mnie niepokoić, powiedziałam o nich na terapii i sama poprosiłam o hipnozę. Po doliczeniu do trzech moje dolegliwości rozpłynęły się jakby roztopiły się w wodzie. Wtedy usłyszałam najważniejsze jak sądzę zdanie: to ja sama uwolniłam się od nich i jest to dowodem na to, że to potrafię. Mogę utrzymać ten stan, bo mój mózg wie, jak to zrobić i wcale nie potrzebuję już do tego hipnozy. Hipnoza to tylko wskazanie drogi, której nie potrafiłam znaleźć.
Opowiedziałam tę historię w dużym skrócie, nie rozwinęłam opowieści o metodzie ruchów gałek ocznych, która pomogła mi w najgorszym stanie, ale nie chcę Was zagadać. Nie opowiadam dokładnie o hipnozie, bo jest to przeżycie bardzo osobiste i nie chcę go roztrząsać. Chodziło mi o to, ze może mój sposób pomoże komuś innemu. Od ostatniej sesji nie chodzę już na terapię, bo jej nie potrzebuję, ale wiem co robić, jeśli tylko okaże się, że nerwica znalazła nowy sposób, aby zniszczyć mi życie.
Kaja