Nie wiem czy to dobre miejsce, ale temat powiązany więc nie będę zakładać nowego wątku.. moim problemem jest to że boje się mieć dziecko i zresztą w ogóle nie wiem nawet czy chce je mieć. Kwestia jest dość złożona , bo w sumie mnóstwo rzeczy się na ten lęk składa. Od takich typowo życiowych czyli ekonomia i brak jakiejkolwiek stabilizacji. Niby pracuje, ale za chwile nie wiadomo jak będzie..w zeszłym roku równocześnie z mężem straciliśmy prace itd itd..zresztą każdy wie jakie są polskie realia. Po drugie całe moje dzieciństwo to awantury i ojciec alkoholik więc nie za bardzo miałam okazje nasiąkać rodzinnymi klimatami. Po trzecie, co zresztą z wielkim zaskoczeniem odkryłam dopiero w dorosłym życiu, że chyba tak było -moja mama ..hmm czasem mam wrażenie jakby żałowała -choć to chyba za duże słowo..nie wiem nawet jak to napisać..ona też nie miała za normalnego dzieciństwa, później trafił się jej mąż debil... łatwiej by jej było ogarnąć to bez nas to raz, a dwa czasem czułam, że ma w sobie tak jakby żal (choć nigdy przenigdy nie dała nam tego w jawny sposób odczuć) że nie dość, że została sama, ciężko na wszystko pracowała i ledwo na życie starczało to jeszcze nie mogła sobie na nic pozwolić bo wszystko co "lepsze" szło dla nas. Nie umiem tego jakoś inaczej, lepiej ująć. Po prostu żebyśmy my coś mogli mieć ona musiała rezygnować z czegoś dla siebie. Żebyśmy my mieli swój pokój ona spała w przechodnim salonie, a zawsze marzyła się jej sypialnia itd itp. Wiadomo, że dzieci to i czasem wyrzeczenia itd, ale w jej przypadku okazało się chyba że to były wyłącznie wyrzeczenia. Po czwarte mam nerwicę (miewam tachykardie i dodatkowe skurcze) co znów rozłożone na kilka czynników napawa lękiem o to czy dziecko będzie zdrowe, jak w ogóle przejdę czas ciąży, czy "mój stan" nie zagrozi dziecku, albo ono mnie, ale także co później..jakim będę rodzicem z głowa upchaną taka przeszłością... mam czasem taką wizje jak leże z maleńswem i zamiast pokazywać mu grzechotki czy strzelać durne minki, jedna ręką mierze puls sobie a drugą jemu sprawdzając czy wszystko dobrze

czy nerwicowiec który czasem nie ogarnia swojego życia, może być dobrym rodzicem? Wiem, ze nie istnieją rodzice idealni, ale nie chciała bym być rodzicem byle jakim. Nie chciała bym przelać na moje dziecko samym leków obaw i schiz. Mam 32 lata, w pewien sposób czas na moje rodzicielstwo zaczyna się kurczyć... czasem czuje się w 100% pogodzona z myślą, że nie będę i nie chcę mieć dzieci...ale później widzę jak ktoś tuli takie maleństwo i coś ściska mnie w środku...nie wiem... po prostu nie wiem jak powinno być.
Przepraszam, że tak chaotycznie i troche chyba bez sensu pisze, ale ciężko pewne rzeczy opisać słowami...może ktoś zrozumie o co mi chodziło

jak niet to przynajmniej sie wygadałam
-- 20 czerwca 2013, o 12:14 --
edyt ...jeszcze jedna myśl mi się nasunęła. Czasem się zastanawiam czy gdy myślę, że nie chce dziecka, to faktycznie nie chce bo uważam że tak będę szczęśliwsza itd i generalnie powiedzmy, że moim celem na ziemi jest cuś tam innego...czy wmawiam sobie że go nie chce, bo to wszystko o czym wcześniej pisałam tak bardzo mnie przeraża, że lęk aż w takim stopniu blokuje ew. instynkt...wiem, że na to to akurat sama powinnam znaleźć odpowiedź, ale jakoś mi się nasunęło:)