Przed konkretnymi atakami w dzieciństwie miewałam epizody nerwicowe. Były to m.in. Strach przed zostaniem samej w domu, bo coś mi się stanie, w szkole kiedyś dostałam takiego napadu, bo sobie ubzdurałam że jest mi niedobrze z głodu i muszę ciągle jeść (nie pamiętam też już jak to było dokładnie), miałam taki okres że bałam się chodzić do szkoły w obawie że coś się mi stanie, kiedyś na świetlicy ciągle wydawało mi się, że chce mi się pić i w efekcie kobita mi przynosiła herbaty ze stołówki wypiłam ich chyba z 7

W okresie dojrzewania zaczęła się erytrofobia - każde wystąpienie publiczne nawet zwykłe odpytywanie przy biurku kończyło się burakiem na twarzy i stresem. Chodziłam do psychologa i muszę powiedzieć, że dużo mi to dało, bo się tym zwyczajnie nie przejmowałam, pozwoliłam na to

W wieku 20 lat miałam za sobą dość traumatyczny związek i kilka miesięcy po rozstaniu nerwica rozszalała się na amen. Był to sierpień 2010 rok. Ataki paniki przeplatane ciąglym niepokojem, niemożność skupienia się na niczym, dosłownie niczym, brak snu, nie mogłam w siebie wmusić jedzenia. Strasznie się przeraziłam, oczywiście zrobiłam wszystkie badania, ale patrząc na moje akcje z przeszłości wiedziałam świadomie, że to jakiś problem natury psychicznej jest. Poszłam do psychiatry, który trochę zbagatelizował sprawę przepisał mianserynę 5mg na noc i wysłał na badania psychologiczne. Na badania poszłam i wyszło jak nic że mam zaburzenia nerwicowe. Przeczytałam, żeby się relaksować oddechem i tak się nakręciłam, że non stop od rana do nocy duszności, sypiałam bardzo źle, mimo wszystko starała się wychodzić (miałam wtedy praktyki) z tymi dusznościami, każdy dzień to męka była. I powiedziałam, że już mam tego serdecznie dość i zapisałam się prywatnie na wizytę do psychiatry, diagnoza ta sama - zaburzenia nerwicowe i przepisała mi cudowną tabletkę, którą jem do tej pory. Na początku straszne uboki, ale pamiętam, że 4tego dnia obudziłam się w trochę lepszym świecie i z tygodnia na tydzień było coraz lepiej, po 6ciu miesiącach już było tak jak przed zaburzeniem.
A jak od razu się człowiek lepiej czuł to się piwko napiło, to winko i czasami nastrój i samopoczucie się pogarszało, ale zawsze wracało do normy. W międzyczasie poszłam na terapię grupową, z której uciekłam


Nie ukrywam, że z lekiem jest wygodniej, pewnie gdyby nie zjazd samopoczucia to nie weszłabym tu na forum w ogóle, bo generalnie czułam się jakby nerwica mnie nie dotyczyła i cały czas tak się czuję

Dla mnie największy strach to ten, że umrę z głodu bo w stresie po prostu nie mogłam jeść
