Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nerwica - nasze historie

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
MALAIMRUCZEK
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 25
Rejestracja: 12 sierpnia 2014, o 18:45

31 października 2014, o 16:20

ja też tak mam,że jak przychodzi lęk i złe samopoczucie to zapominam ,że mam to brac luzem...
Awatar użytkownika
jamarta
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 24
Rejestracja: 24 listopada 2014, o 23:25

25 listopada 2014, o 00:48

Hej.

U mnie zaczęło się tak, że poczułam drętwienie w rękach, a było to około 3 miesięcy temu. Od tamtej pory moje życie stało się jednym wielkim lękiem. Potem zaczęły się dziwne mrowienia mięśni, jakby lekkie ich osłabienie, bóle kości, stawów. Poszłam do lekarza pierwszego kontaktu, stwierdziła, że to na tle nerwowych i przepisała witaminy z grupy B i lek na uspokojenie, który pomagał mi zasnąć, bałam się brać go w dzień to łykałam na noc. Objawy nie ustępowały, a zaczęły dochodzić nowe, pieczenie kończyn, okropność, przez co dopadły mnie napady paniki. Poszłam do innej pani dr. która skierowała mnie na badanie, krwi, oraz dna oka (gdyż panicznie bałam się stwardnienia, nadal boję się wypowiadać nazwę tej choroby) te badania wyszły dobrze, na własną rękę zrobiłam też badanie moczu i wyszło ok. Lekarka powiedziała, ze trzeba do reumatologa, zaproponowałam też neurologa. Objawy oczywiście trwały bezustannie,głównie ból lewej nogi, dziwny, może zdarzyło się kilka dni bez większych objawów, ale jakieś tam zawsze były. W między czasie dopadło mnie też, silne i szybkie bicie serca w połączeniu z silnym uściskiem w klatce, trwało to kilka dni, ok. tygodnia, na szczęście, przeszło (trzy razy dziennie nerwosol, chyba pomogło) teraz ściśnięta klatka zdarzą się od czasu do czasu, ale nie z takim nasileniem, natomiast silne bicie serca miewam dość często, na szczęście przechodzi, tzw. gula w gardle, zdarzała mi się już lata wcześniej,więc mnie mocno nie przeraził fakt, że mam ją teraz bardzo często, poty nocne też od dwóch lat. Neurolog, po wysłuchaniu mnie i zbadaniu na zasadzie pukania młotkiem i dotykania stwierdziła, że to się nie układa w żadną całość, a mój organizm sprawdził się bardzo dobrze podczas badania i ona nie może stwierdzić żadnej choroby, a te wszystkie objawy muszą być na tle nerwowym i stwierdziła, że mam zespół lękowy, dała skierowanie do psychiatry, na wizytę niestety nadal czekam, został jeszcze miesiąc. Kilka dni temu, kiedy czułam się już dużo lepiej, wypadła mi tyle oczekiwana wizyta u reumatologa, no i pani dr. mnie załamała trochę, bo zaczęła mi sypać, nazwami chorób, które wprowadzają mnie w zawroty głowy. Jednak, bardzo ucieszyło mnie jej zaangażowanie, teraz czeka mnie laryngolog, badanie krwi: tarczyca, wątroba i stawy, oraz chyba badanie na boreliozę z tego co kojarzę, bo nie umiem teraz rozczytać, a kiedy mi pani dr. tłumaczyła, już byłam tak przerażona, że nie słuchałam chyba za bardzo i nie pamiętam. No i się znów zaczęło, od soboty ciągły strach, bóle powróciły, doszły zawroty głowy i życie jakbym oglądała film. Płacz z bezradności też mi się zdarza ( a jestem osobą, która nigdy nie płacze i zawsze tak miałam). Czekam teraz w strachu na badania i wizytę u psychiatry. A moje pytanie do kogoś z doświadczonych nerwicowców jest takie: czy może mi ktoś napisać, czy to jest możliwe, że to jest sama nerwica? bóle pod pachami, zimno, ciepło w stawach i innych częściach ciała, bóle stawów, sztywność rąk do łokci, którą właśnie teraz mam, drgania mięśni, ból w mięśniach, ból niektórych kości, chwilowa wysypka na dekolcie, ból w pachwinach, totalna dekoncentracja, ból pleców, zdarza się ból jakby za okiem, lekkie zawroty głowy mam od wczoraj i już panika, jeszcze bym mogła wypisywać, ale najbardziej te objawy wydają mi się dość dziwne jak na samą nerwicę, którą zapewne między innymi mam. Czy to jest możliwe, żeby się tak czuć codziennie? Nawet kiedy miałam dni dobre i czułam, że ogarniam wszystko i że jest dobrze i pewnie niedługo mi przejdzie, nie czułam raczej lęku, to bóle i tak miałam, przecież 3 miesiące to jest dużo czau, wydaje się to dla mnie nierealne. Jeśli ktoś dał radę to przeczytać i miałby ochotę dać mi jakąś tu odpowiedź byłabym bardzo wdzięczna.. :) dodam jeszcze, że mimo iż oczekuję odpowiedzi to bardzo się jej boję oczywiście...już nie raz przeczytałam w internecie coś co doprowadziło mnie do fatalnego stanu, każde słowo potrafi mnie przerazić. Pozdrawiam wszystkich mega serdecznie :)
"Nie poddaj się, bierz życie jakim jest i pomyśl, że na drugie nie masz szans.."
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

25 listopada 2014, o 01:26

W nerwicy nie ma tak, ze jakoś tam jest i si ejakos ogarnia. jak nie wyjdzie sie z lękowego wyczekiwania na cos strasznego to objawy moga byc.
Oczywiscie nalezy jak najbardziej sie przebadac, zrobic wszystkie te badania jakie masz mieć.
Ale mimo wszystko samo to ze czytam, "boje sie nawet wypowiadac tego slowa" oznacza, ze i tak , nawet gdyby to bylo cos zwiazane np ze stawami, to masz i tak problem z lękiem.
Natomiast no coz no na pewno choroby, ktore wymieniala pani reumatolog nie sa koncem zycia, wiec nie czekaj teraz na te badania jak na skazanie, bo tylko widze pogarszasz swoj stan lękowy.
Wybadaj wszystko, pij melisę, poczytaj wpisy na forum spis-tresci-autorami-t4728.html i ogolnie nie zaczytuj sie o chorobach.
Nastepnie po badankach, a nawet mozesz i teraz zapisz sie do psychologa, bo na termin i tak sie czeka.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Awatar użytkownika
elala73
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 439
Rejestracja: 5 listopada 2014, o 09:44

25 listopada 2014, o 07:00

Witaj

obok nerwicy mogą również występować inne schorzenia, choroby . Ja dodatkowo mam reumatoidalne zapalenie stawów .
Spokojnie porób badania , idź do psychiatry i w między czasie odsłuchuj sobie "Odburzanie według Divoviva"

pozdr
Awatar użytkownika
jamarta
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 24
Rejestracja: 24 listopada 2014, o 23:25

26 listopada 2014, o 00:09

Wielkie dzięki za odpowiedź :) Wiem, że się nakręcam, ale nie umiem nad tym zapanować, czasem wraca na chwilę racjonalne myślenie, ale lęki szybko powracają, tak to chyba już jest. To wszystko jest dla mnie dość świeże, zawsze byłam strachliwa, bałam (i boję się nadal) wielu sytuacji życiowych, nadmiernie myślałam o wszystkim, nawet o błahostkach, ale strach i jego objawy zawsze szybko mijały i nie były aż tak natrętne, potem żyło się normalnie. Dlatego mam nadzieję, że psychiatra, do którego już jestem zarejestrowana jakoś mi pomoże sobie z tym wszystkim poradzić. Na Wasze forum trafiłam kiedyś przypadkiem i przyznam, że czytając ten post o objawach jakie mogą mieć miejsce w nerwicy i że mogą trwać cały czas, pomijając okropne napady paniki, już poczułam się lepiej, bo nie miałam pojęcia, że to jest w ogóle realne. Co do czytania o chorobach, już jakiś czas temu sobie odpuściłam, bo to by mnie wykończyło. Mimo częstej pokusy, powstrzymuję się. Melisę piję od dawna. Elala 73 dzięki, posłucham sobie tego Odburzania, o którym napisałaś. Wiem też, że obok nerwicy może dolegać coś innego, ale właśnie najbardziej się boję, że to może być coś groźnego, lub niewykrywalnego, a pani reumatolog nie pomogła mówiąc, że "nowotwór może mieć różny odzew", bo mi się od razu słabo zrobiło jak to usłyszałam :) Wiem, że to nic nie znaczy, ale tak to już u mnie działo, że jak ktoś mi za dużo powie, to wpadam w panikę. Jeszcze raz dzięki za odpowiedź i pozdrawiam :)
"Nie poddaj się, bierz życie jakim jest i pomyśl, że na drugie nie masz szans.."
Awatar użytkownika
elala73
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 439
Rejestracja: 5 listopada 2014, o 09:44

26 listopada 2014, o 10:06

Twoje reakcje są charakterystyczne dla nas - nerwicowców. Kiedyś jak przeczytałam o pewnej chorobie , to tak mi się słabo zrobiło ,że musiałam położyć się na podłogę , bo myślałam ,że spadnę z krzesła . I to w pracy. :DD
Divin
Administrator
Posty: 1889
Rejestracja: 11 maja 2013, o 02:54

26 listopada 2014, o 11:33

Ze swojej strony tylko dodam że ŻADEN rak nie ma stałych objawów, tylko zawsze choroba postępuje. To najważniejszy dowód na to czy coś jest dyrygowane lękiem czy faktyczną chorobą. O tym zawsze pamiętaj. Z tego co piszesz wszystko wskazuje na nerwicę i nakręcanie, czyli standardowy schemat zaburzenia lękowego. Zapoznaj się z artykułami które zapodał Victor i działaj, żyj, bo życie jest zbyt piękne na życie w lęku. Odwagi! A odwaga to... ( sygnaturka ) :D
'Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą'
'Lepiej jest umrzeć stojąc, niż żyć na kolanach.'
'Puk puk, strach puka do drzwi, otwiera mu odwaga a tam nikogo nie ma.'
Jest dobrze, dobrze. Jest źle, też dobrze
'Odwaga to nie brak strachu, to działanie pomimo strachu'
Ty nie jesteś zaburzeniem, a zaburzenie nie jest Tobą
Odburzony
Konsultacja Skype
Awatar użytkownika
jamarta
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 24
Rejestracja: 24 listopada 2014, o 23:25

26 listopada 2014, o 23:40

Elela rozbawił mnie Twój wpis ;) bo doskonale to rozumiem, najgorsze jest to, że w trakcie takiej akcji, wcale nie jest do śmiechu, też miałam kilka podobnych sytuacji, tak strasznych, że aż śmiesznych. Divin, dzięki :) tak też staram się robić, bo sama bardzo cenię i uwielbiam życie, ale czasem coś bierze nad tym górę i odechciewa się wszystkiego, a głównie działania, dlatego chyba jeszcze trochę potrwa zanim nauczę się odwagi. Pewne jest, że bardzo będę się starać. Pomagacie. cmok
"Nie poddaj się, bierz życie jakim jest i pomyśl, że na drugie nie masz szans.."
Awatar użytkownika
wloczykij1980
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 54
Rejestracja: 14 kwietnia 2015, o 18:31

15 kwietnia 2015, o 21:00

Witam wszystkich Nerwicowcow ;witajka

Jestem tutaj nowa , troche zagubiona , wiec chcialabym sie podzielic swoja historia :roll:

Od 13 lat mieszkam poza granicami kraju , Zawsze zreszta o tym marzylam , podroze , odkrywanie nowych krajow , kultur . Tak polaczylam swoja prace - pasje ( jestem cukiernikiem ) z poznawaniem swiata . Nie mialam nigdy problemow z dostosowaniem sie do nowego srodowiska, co kilka lat z mezem zmieniamy kraj , po to by nauczyc sie czegos nowego, poza tym tak juz mamy usiedziec w jednym miejscu nie mozemy ;)

Kilka lat spedzilismy w Rosji, kilka w Chinach , i tak rok temu nadazylam sie okazja w ... Arabii Saudyjskiej .MIelismy otworzyc nowa restauracje , przeszkolic pracownikow , zadbac by klienci byli zadowoleni i restauracja przynosila zyski . Tak, stres ogromny , tylko ze nie moj pierwszy , taki juz moj zawod , zreszta jak ktos oglada Kuchenne rewoucje z Gordonem Ramsayem to wie o czym mowie . Tylko , ze tym razem bylo inaczej ,ciagle problemy z pracownikami , z towarem , bardzo wymagajacy klienci ( mowia ze jak damy sobie rade z arabskimi klientami to z kazdymi damy rade) itp itd.
Pewnego dnia moj maz (szef kuchni) mial starcie z jednym z kelnerow , do tego stopnia , ze kelner pierdyknal talerzem o podloge ... Pamietam , ze wtedy poczulam jakby cos bardzo ciezkiego na mnie spadlo. Na drugi dzien wstalam o 5 rano z silnymi mdlosciami, ledwo trzymalam sie na nogach . Poszlam do szpitala na badania , okazalo sie ze tak sie zaniedbalam ze wszystkie witaminy i mineraly byly ponizej minimum. Dostalam to co bylo potrzebne mojemu organizmowi i wrocilam do domu . Czulam sie jak nowonarodzona ... przez 3 tygodnie.
To bylo przed samym urlopem w Polsce ,zaczely sie leki . Nie wierzylam w inne choroby , w google wyszlo mi NERWICA , wiec zapisalam sie w Polsce do psychiatry .
To chyba byl moj blad , psychiatra stwierdzil depresje , przepisal Mozarin 10 mg i do widzenia. Zaczelam brac, tylko ze mialam tak wiele objawow , iz zaczelam sie czuc gorzej niz przed samym ich braniem. NIe moglam spac, jesc , ciagle leki , oslabienie itp itd, wreszcie przed samym powrotem do Arabii inny psychiatra przepisal mi Amitryptyline , ktora mnie uspokoila odrazu .
Pamietam ze jak tylko wrocilam do Arabii , zapisalam sie do psychoterapeutki . Jakie bylo jej zdziwienie , gdy dowiedziala sie ze w Polsce odrazu przepisuja leki . Jej slowa do tej pory pamietam ...NIE MARTW SIE TO TYLKO NERWICA , NIE POTRZEBUJESZ LEKOW, JESTES ZA MLODA BY SIE NIMI TRUC , ZOBACZYSZ PORADZIMY SOBIE .
Od tej pory bylo gorzej i lepiej , i gorzej i lepiej , teraz niestety jest gorzej . Przechodzilam juz okres wiary w to ze mam stwardnienie rozsiane , ale przeszlo mi po 2 dniach , nie boje sie smierci , chorob . Mam gdzies objawy somatyczne .Poczulam sie lepiej .
Za szybko sie zapomnialam .
MIesiac temu mialam klopoty w pracy , a potem napadla mnie apatia i uderzyla we mnie mysl a moze ja chce zostawic meza . I coz ta mysl spedza mi sen z powiek juz kilka tygodni , placz, rozpacz itp itd ale coz to nie dzial na to by opisywac mysli natretne .
Wasza strona i moja psychoterapeutka powoli pokazuja mi droge jaka mam obrac i wierze ze wszystko sie ulozy jak najbardziej pozytywnie . :))
Pozdrawiam wszystkich zaburzonych , zobaczycie wkrotce bedziemy odburzeni :)
Carmenka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 26 kwietnia 2015, o 09:19

26 kwietnia 2015, o 11:24

Witam serdecznie, bardzo mi miło a zarazem jednak nie, dołączyć do zacnego grona Nerwicowców :)
Od pewnego czasu a dokładnie od momentu najsilniejszego napadu w mojej karierze obserwuję to forum, aż postanowiłam w końcu napisać bo chyba sama sobie z tym nie poradzę. Nie będzie to wesoła historia, ale trochę przestroga, a moje trochę katharsis.

Otóż wszystko zaczęło się od chęci poszukiwania nowych wrażeń. Miałam idealne dzieciństwo, idealnych rodziców, trochę mniej idealnych znajomych (jestem jedynaczką, rozpieszczoną, trzymaną "pod kloszem" więc zawsze trudno było mi pogodzić się z niektórymi mechanizmami rządzącymi światem i ludźmi, stąd ciężko było mi się odnaleźć i zacieśniać głębsze więzi, jednak nie byłam nigdy odrzucana przez ludzi, wręcz przeciwnie - paradoksalnie potrafiłam się dogadać niemalże z każdym. Izolowałam się od ludzi a znajomi zazwyczaj musieli mnie wyciągać niemalże siłą na imprezy czy spotkania. Ja wolałam spędzać czas w swoim świecie, na swoich pasjach).

Na studiach wszystko się zmieniło, już nie miałam problemów z wychodzeniem na imprezy, poznawałam różnych, ciekawych ludzi - artystów, którzy zaspokajali mój głód związany z potrzebą obcowania z jakąś inną formą bytu jaką oni preferowali. Byli zupełnie inni niż ludzie, których dotychczas znałam. Byłam zafascynowana psychologią ludzkiego mózgu i wszystkimi patologiami umysłu. Ci ludzie dostarczali mi cennych informacji na ten temat. To mi odpowiadało, jednak nie wystarczało. I wtedy stało się... Zapoznałam się z Białą Damą, od której mój ówczesny chłopak był już uzależniony. I tak po zaledwie trzecim spotkaniu twarzą w twarz z "tą okrutną" zaczął się mój koszmar. Nie wiem czy była to za duża dawka, czy spowodowała to reakcja z alkoholem, w każdym razie przeszłam wtedy przez piekło - zatrułam się tym cholerstwem, a co za tym idzie - miałam chyba wszystkie skutki uboczne o których możecie przeczytać w każdej książce. Wystąpiła u mnie psychoza poamfetaminowa (halucynacje i omamy, myśli samobójcze), której byłam w pełni świadoma i chociaż nie wiedziałam co się ze mną stanie to wolałam umrzeć niż pójść z tym do lekarza i żeby wszyscy się o tym dowiedzieli... a zwłaszcza moi Rodzice...

Byłmi cholernie wstyd, to był mój największy błąd w życiu (z którego zostały wyjęte przez to jakieś 2 lata). Oczywiście Rodzicom nic nie powiedziałam, widzieli że coś się ze mną dzieje, ale ukrywałam to jak tylko się dało - na szczęście były wtedy wakacje, a oni pracowali, dlatego jakoś w miarę mi się to udawało. Dopiero później, kiedy te najgorsze objawy ustąpiły, zaczęło się chodzenie po lekarzach i martwienie o każdy dziwny sygnał ze strony organizmu. Badania wszelkiej maści, w tym rezonans, wykazywały, że wszystko jest w porządku. Byłam wtedy u psychiatry, ale oczywiście było mi wstyd, żeby się przyznać do tego co zrobiłam... Zdiagnozował nerwicę, zaproponował psychoterapię, przepisał mi jakieś psychotropy, które postanowiłam rzucić po krótkim czasie bo najwidoczniej mój stan się na tyle poprawił(tylko czasem łykałam afobam, który pogłębiał mój stan i sprawiał, że rano musiałam się nieźle namęczyć, żeby nie wpaść pod autobus, albo tramwaj, albo w ogóle do niego trafić), że bardziej przeszkadzały mi skutki uboczne niż to co czułam przed rozpoczęciem ich brania.

Psychoterapię z góry odrzuciłam, no bo przecież jak ja, wielce świadoma wszystkiego i najmądrzejsza na świecie, mogłabym się dowiedzieć czegoś od jakiegoś psychologa. Po jakichś 3 latach ciągłego analizowania i radzenia sobie z zaistniałym incydentem (przez to musiałam zrezygnować ze studiów bo nie byłam w stanie ich dokończyć...) jakoś zaczęło się układać. Poznałam chłopaka, robiłam różne kursy zawodowe, spełniałam się artystycznie i jako kobieta, poznałam wielu ciekawych ludzi. Pomimo jakichś tam mniejszych i większych incydentów związanych z nerwicą to zawsze po krótkim czasie przechodziło. Wprowadziłam się do chłopaka i pomimo, że było z jednej strony cudownie - a może tylko mi się wydawało to z drugiej zaczęły się nowe problemy. Otóż, znów trafiłam na chłopaka, artystę, który miał problemy ze sobą. Dużo pił, lubił imprezować - a ja potrzebowałam wtedy spokoju i stabilizacji. I czułam się na tyle silna psychicznie, że pomimo swojej nerwicy(najbardziej uciążliwe były wybudzenia w nocy i utrata tchu, budziło mnie po prostu to, że się duszę) i problemów natury psychicznej, żeby mu pomóc i go odmienić(to chyba nazywa się właśnie miłość). Choć w międzyczasie sama dostawałam baty od jego toksycznej matki, która była o niego zazdrosna i dawała mi to odczuć na każdym kroku, to znosiłam to dzielnie. Do czasu, kiedy mój świat się skończył wraz ze śmiercią Taty po ciężkiej chorobie...

Przemilczę komentarz do tego bo żadne słowa nie opiszą poczucia utraty najbliższej i najukochańszej dla nas osoby w życiu. Wiadomo, przechodziłam przez wszystkie etapy żałoby, jednak ostatecznie kiedy wszystko się we mnie skumulowało, tj. brak wsparcia ze strony chłopaka i jego rodziny, złość na siebie, że niczego w życiu nie osiągnęłam, obwinianie się za to, że nie byłam dobrym dzieckiem dla swoich Rodziców. Ciągła walka ze sobą, żeby tylko się nie rozpłakać przy ludziach. Postanowiłam wtedy, że zmienię swoje życie. Wyprowadziłam się od chłopaka, na drugi koniec Polski, nic nikomu nie mówiąc - decyzje podjęłam w ciągu tygodnia. Oczywiście Mama mnie w tym wszystkim wspierała i cały czas wspiera - mamy bardzo dobry kontakt, nawet lepszy niż kiedyś. Wszyscy uznali mnie za wariatkę (także weźcie to również pod uwagę przy analizie;) ) Jednak to jeszcze bardziej mnie nakręcało i utwierdzało w słuszności swojego postępowania.

Czułam, że mogę wszystko (początki schizofrenii?) - zaczęłam nowe dzienne studia, przez które w liceum przy wybieraniu swojej przyszłości nawet przez myśl mi nie przeszło, żebym mogła mieć jakąkolwiek styczność z przedmiotami ścisłymi. A jednak... Zaliczałam po kolei wszystkie przedmioty, na które w liceum przymykali oka, z racji tego, że byłam na kierunku artystycznym. Chociaż nie było łatwo, ale udawało mi się to, chciałam coś w końcu osiągnąć, żeby moi bliscy byli ze mnie dumni, ale jednocześnie sama się cieszyłam z tego. Podejmowałam się różnych dodatkowych kursów, zapisałam do koła naukowego, później podjęłam pracę, miałam takie plany na przyszłość - firma, dom na wsi, wszystko szło w dobrym kierunku, chciałam robić milion rzeczy naraz i czułam, że dam radę.


Do czasu. Otóż, jakieś miesiąc temu, może trochę dłużej, pewnego pięknego dnia, na bardzo fajnym przedmiocie, siedziałam sobie w ławce, jak to co tydzień przepisywałam cenne informacje od doktorki, w pewnym momencie to, co było wyświetlane na slajdzie, zaczęło mi się rozmazywać, słabo też docierały do mnie słowa koleżanek, wszystko wydało być się takie odległe, słowa w pewnym momencie zaczęły mnie drażnić i postanowiłam wyjść z sali. Później było już tylko gorzej, czułam jak odpływam, po wyjściu na świeże powietrze było jeszcze gorzej, kiedy się położyłam miałam wrażenie, że stracę świadomość, później się ocknęłam i tak w kółko. Przyjechało pogotowie, porozmawiałam trochę z miłymi panami (oczywiście cała moja grupa i połowa wydziału widziała zaistniałe wydarzenie, ale przypał..., myślałam, że na drugi dzień nie pokażę się tam, na szczęście moje koleżanki skupiły się na tym, że panowie z karetki byli przystojni a jak dodałam jeszcze, że bardzo mili i uprzejmi to jakoś udało odwrócić mi się ich uwagę od mojej osoby:P). Po długim wywiadzie, zawieźli mnie prosto do psychiatry i tam ku mojemu zawiedzeniu dostałam tylko diagnozę zaburzeń lękowych z napadami lęku i saszetkę hydroksyzyny.

Oczywiście nie przyznałam się do swojej przeszłości... Wróciłam jak pijana do domu i na następny dzień wybrałam się na uczelnię. Później było już coraz gorzej - kolejny cios, śmierć wujka (nie byłam z nim jakoś szczególnie związana, ale ta myśl, że to brat Mamy i ona jest z tym sama, a ja po incydencie w szpitalu nie byłam na tyle silna, żeby móc jej pomóc i sama byłam słaba psychicznie strasznie mnie dobijały), aczkolwiek podejrzewam, że to bardziej wywołało wspomnienia związane ze śmiercią Taty... Chociaż to dziwne bo tak naprawdę codziennie o Nim i o tym myślę i nadal nie mogę w to uwierzyć... Pogodziłam się ze śmiercią wujka po tej informacji w chwilę po jej usłyszeniu. To chyba było tylko pozorne bo poranek kolejnego dnia przyniósł mi coś dziwnego - jechałam rano autobusem i zaczęłam się bać wszystkiego, ludzie wydawali mi się dziwni, denerwowało mnie to, że na mnie patrzą, oczywiście miałam wszystkie objawy somatyczne nerwicy, które tu opisujecie, ale najbardziej zaniepokoiły mnie te psychiczne, ponieważ dotychczas rzadko one u mnie występowały w takim nasileniu. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, nie mogłam się uspokoić, wszystko mnie drażniło, bałam się każdego dźwięku, poszłam na zajęcia i nie mogłam wytrzymać, po chwili wyszłam, niemalże z płaczem. W domu wcale mi się nie poprawiało, nie wiedziałam co się dzieje, totalna dezorientacja i dezorganizacja.

Potem było już trochę gorzej. To samo miałam w pracy, myślałam, że nie wytrzymam, że ucieknę - a mam taką pracę, że nie mogę sobie na to pozwolić, na dodatek mam ciągle kontakt z ludźmi. Nie mogłam skupić się na najprostszych sprawach, ciągle się bałam, nie chciało mi się leżeć w łóżku ani nigdzie z niego wychodzić. Straciłam apetyt na wszystko. Nie dałam rady rozmawiać z nikim, nie rozumiałam co ktoś do mnie mówi, nie docierało to do mnie, wręcz irytowało i drażniło, wywoływało to taką czystą wściekłość jakiej chyba nigdy nie doświadczyłam. Kiedy czytałam jakieś proste zdanie to nie dość, że zastanawiałam się nad nim kupę czasu, to coś mi w nim nie grało, czytałam jeszcze raz, okazało się, że źle przeczytałam jakieś słowo - to się zdarzało notorycznie. Mówiłam mu, że kiedyś mogłam oglądać filmy z wypadków i horrory, interesowałam się ludzkim ciałem, duszą, patologiami, zjawiskami paranormalnymi a teraz boję się oglądać komedię, która zresztą i tak by nie sprawiała mi przyjemności. I mam wrażenie, że codziennie tylko walczę o to, żeby być w miarę stabilną emocjonalnie. I wszystko robię na siłę. Mam wrażenie, że wariuję i to tak non stop przez miesiąc. Musiałam wziąć tydzień wolnego bo zawalałam uczelnię, pojechałam do domu, tak też ciągle odczuwałam to uczucie zwariowania i ciągłego lęku, pomimo, że tam jest mój azyl. Był ze mną wtedy też mój chłopak, o którym Wam pisałam wyżej(nie dodałam tylko, że odkąd mamy do siebie 800km to nasze relacje bardzo się poprawiły).

Aż poszłam w końcu do psychiatry, nie opisałam wszystkiego tak jak tutaj, ponieważ byłam dopiero dwa razy, byłam tak zdruzgotana, że nie mogłam się wysłowić a co dopiero pamiętać o tym wszystkim. Nie przyznałam się też do amfetaminy. Powiedziałam też o tym, co mnie w tym wszystkim najbardziej dręczy - otóż piosenki, non stop piosenki, miesiąc temu też się od tego zaczęło, w moim przypadku nabrało to wymiar patologiczny, mam wrażenie, że od nich wariuję. Nie mogę ich powstrzymać, są to piosenki zasłyszane gdzieś, kiedyś, muzyki, której nawet nie słucham. Jest to tak denerwujące, że nawet gdy skupiam się na pisaniu to ciągle mam w głowie jakiś motyw. Najgorzej jest rano po obudzeniu i wieczorem przy zasypianiu, oprócz piosenek mam też dziwne myśli i pojedyncze wyrwane słowa z kontekstu, przerażają mnie, są niekontrolowane i przerażające - np. jakieś pojedyncze słowa, które ktoś wypowiedział w pracy, a później nagle sto innych sytuacji nie wiadomo skąd. I ten motyw czasem potrafi mi się zaśpiewać milion razy. Po przebudzeniu mam też mokre dłonie i stopy i tak przez dłuższy czas w ciągu dnia. Ciągle chce mi się spać.
Czy może to być też przez to, że w pewnym momencie mój mózg przestał analizować pewne sytuacje(a dotychczas non stop musiałam analizować wszystko, dosłownie wszystkie sytuacje, ale nigdy nie wprawiało mnie to w takie błędne koło, chociaż patrząc na to z boku, to faktycznie to było błędne koło, ale nie czułam żeby mnie to przerażało, chociaż towarzyszyły temu emocje). Przeraża mnie to. Próbowałam się z tym pogodzić i wręcz zaśpiewać tę piosenkę od początku do końca, ale to nic nie daje. Psychol stwierdził nerwicę, zaburzenia lękowe i depresyjne i coś tam z agorafobią, przepisał setaloft najpierw w dawce 25, później 50 aż teraz biorę 100 mg. Mam się do niego zgłosić za 6 tygodni. Pytałam go o schizofrenię, stanowczo zaprzeczył, ale ja nie powiedziałam mu przecież całej prawdy o sobie... I tak trwam w tym stanie, choć jest już trochę lepiej, wiadomo, na początku brania setaloftu miałam nasilenie tych objawów, ale byłam tak zdesperowana, że postanowiłam to przetrwać. Teraz przynajmniej mogę wysiedzieć na zajęciach i nie mam samoistnych myśli samobójczych tj., że zaraz wyskoczę z okna, albo że zrobię coś głupiego. Jednak piosenki i nadal zostały... Proszę Was o parę zdań komentarza bo ja też jak wiele osób tutaj panicznie boję się schizofrenii pomimo opinii lekarza.

Kto przeczytał moje wypociny ma ode mnie piwo a nawet dwa (oczywiście tylko Ci, którzy już nie muszą brać tabletek "radość życia") :) Z góry dziękuję i przepraszam za chaotyczny miejscami wpis. Cieszę się, że mogłam to w końcu z siebie wyrzucić bo jesteście pierwszymi osobami, które od początku do końca poznały moją historię.

Pozdrawiam
Awatar użytkownika
b00s123
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 362
Rejestracja: 5 października 2014, o 20:45

26 kwietnia 2015, o 11:41

co do schiza to też się boję , może już nie w takim stopniu jak kiedyś ale dalej mam lęk ale to gównie przez głupie myśli . Byłem 3 razy u psychiatry z czego 2 razy byłem w celu zapytania czy czasami nie rozwija się u mnie schizofrenia , i po każdej wizycie jak wychodziłem to z myślą że ja mu wszystkiego nie powiedziałem .
Piosenki ? :D Też z początku jak coś leciało w radiu mnie muzyka dosłownie irytowała , i czasami dalej mnie wkurza , ten powtarzający motyw słów to ludzie maja i bez nerwicy , ostatnio nawet o tym czytałem . Co do opinii lekarza to każdy mi mówił że oni rozpoznają osobę chorą bo 5-10 min rozmowy i samym zachowaniu . Chociaż mnie takie gadanie nie przekonuje xD Sam mam czasami dziwne stany i wtedy pojawią sie wątpliwości czy oby na pewno to jest nerwicowe zachowanie .
"Wola psychiki daje wyniki"
bart26
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 2216
Rejestracja: 25 lutego 2015, o 13:00

26 kwietnia 2015, o 12:43

Nie masz schizofreni na 100 procent nawet nie widsc u ciebie jakiegos.zalazka zachowania schizofrenika . Ja osobiscie rozumiem co czujesz te dzwieki tzn nasze zmysly sa tak wyczulone ze kazdy dzwiek grryzie w uszy mam to samo od 2 tygodni nawet w domu nie moge wysiedziec denerwuja mnie nawet rozmowy tv pralka kazdy dzwiek doslownie . jestem rozdrazniony . Zatyka mi uszy czuje ciagle napiecie . Nerwica to choroba emocji uczucia . ja nie biore zadnych lekow ale coraz czesciej sie zastanawiam nad jakims bo naprawde ciezko jest . Kazdy z nas ma jakas historie nie wilno tlumic w sobie emocji czy czegos ukrywac . Trzeba byc soba czy komus sie to podoba czy nie .wazne zeby samemu w sobie dobrze sie czuc .
DOPOKI NIE PODEJMIESZ WYSILKU , TWOJ DZIEN DZISIEJSZY BEDZIE TAKI SAM , JAK DZIEN WCZORAJSZY
weronia
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 385
Rejestracja: 16 sierpnia 2013, o 16:45

26 kwietnia 2015, o 12:48

Witaj, przejrzyj sobie temat strach-przed-zwariowaniem-strach-przed- ... -t376.html
strach przed schizofrenia jest bardzo czestym strachem przy stanach napiecia/leku, tyle ze schizofrenia to zupelnie inny temat i zueplnie inaczej wyglada i to ZUPELNIE!

Zobacz sobie ten temat:
strach-przed-schizofrenia-psychoza-wyja ... t4051.html

A co do samej nerwicy to polecam ci zobaczyc tematy stad
spis-tresci-autorami-t4728.html

Cala Twoja historia jasno pokazuje ze stany lekowych/napiecia moglas sie nabawic i nie bardzo widze tu cokolwiek zwiazanego ze schizofrenia :)
zagubiony22
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 9
Rejestracja: 7 maja 2015, o 13:24

7 maja 2015, o 13:46

Witam
Mam na imię Łukasz, mam 22 lata. Popalałem marihuanę i piłem alkohol i ostatnio po zapaleniu mnie dopadło. Stan utrzymuję się od 5 dni, objawy jakie mam to:
Bóle głowy, zmęczenie, pustka, bóle brzucha, bezsenność, odrealnienie, czas płynie wolno, niemożność usiedzenia w miejscu, brak koncentracji, słaba pamięć, lęki.
Opowiem trochę o sobie, zawsze wszystkim się przejmowałem (tzn duperelami). Zawaliłem raz studia. Później wybrałem inne i jestem na drugim roku, ale robię je dla papierku, ale teraz nie wiem co robić, rodzice bardzo liczą, że je skończę. Chcę skończyć te studia, ale wiadomo nie wiem czy dam radę z moimi objawami. W tym tygodniu odpuściłem studia, ale wiem, że to nie jest żadna droga. Chcę jechać w przyszłym tygodniu. Przejmowałem się, że nie mogę znaleźć dziewczyny w dodatku, presja rodziny. Dodam, ze w dzieciństwie ojciec pił i częste awantury, przy których cierpiałem. Może za wcześnie piszę, bo jeszcze nie zdiagnozowanej mam choroby, w przyszłym tyg idę do psychiatry, ale nerwica wydaję mi się pewna. Proszę o jakieś komentarze :)
usunietenaprosbe
Gość

7 maja 2015, o 14:43

Witaj Lukasz.
Nerwica to nie choroba, a zaburzenie. A skoro zaburzenie to mozesz sie odburzyc. I trafiles w bardzo dobre srodowisko, ktore Ci w tym pomoze. Musisz tylko na spokojne przejrzec forum, posluchac nagran DivoVica. Opisujsz tez objawy dd (depersonalizacja/derealizacja). Mozliwe, ze wyniklo to z uzywek, ze stresu, mozg sie przegrzal. Ale wszystko jest do odwrocenia. Dziecinstwo bywa czasem zlm wspomnieniem, lecz trzeba zyc dniem dzisiejszym i zaakceptowac przeszlosc.
ODPOWIEDZ