Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nerwica - nasze historie

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Wojciech
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1939
Rejestracja: 10 kwietnia 2010, o 22:49

29 lutego 2012, o 17:38

Ataki paniki jesli takie masz a objawy moga na to wskazywac zdarzajha sie najczesciej bez okreslonego powodu, to w nich jest najgorsze. a masz w innych dniach stresy? czy masz miec od czego ta nerwice? srodki bez recepty na ataki paniki nie pomoga i jezeli masz to czesto to idz do lekarza ze swojego rejonu. zrobic trzeba jakies podstawowe badania
Nerwicowiec - Ten typ tak ma.
http://www.imtech.com.pl
aaaja
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 29 lutego 2012, o 17:26

29 lutego 2012, o 17:54

Wojciech pisze:Ataki paniki jesli takie masz a objawy moga na to wskazywac zdarzajha sie najczesciej bez okreslonego powodu, to w nich jest najgorsze. a masz w innych dniach stresy? czy masz miec od czego ta nerwice? srodki bez recepty na ataki paniki nie pomoga i jezeli masz to czesto to idz do lekarza ze swojego rejonu. zrobic trzeba jakies podstawowe badania
dziękuję za błyskawiczną odpowiedź ;)
Nie mam właściwie żadnych powodów do stresu, jestem studentką, więc teraz zaczynam 2 semestr- początki, zajęcia organizacyjne itd. w dodatku studiuję z dobrą koleżanką, więc jeśli chodzi o ludzi również nie mam powodów do stresów.
Czyli powinnam się zgłosić do lekarza rodzinnego? Czy od razu do jakiegoś specjalisty?
Wojciech
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1939
Rejestracja: 10 kwietnia 2010, o 22:49

29 lutego 2012, o 18:36

Czasem nie wie sie nawet ze pewien stres dziala na nas zle, mysli sie ze wszystko dobrze a potem nagle bum. Wedlug mnie najpierw do lekarza rodzinnego bo specjalisci to roznie z nimi bywa nie zawsze robia badania a nawet musisz zrobic sobie podstawowe. Krew tarczyca itp bo takie ataki moga byc od nerwicy ale moze to byc np tarczyca. musisz to sprawdzic
Nerwicowiec - Ten typ tak ma.
http://www.imtech.com.pl
aaaja
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 29 lutego 2012, o 17:26

29 lutego 2012, o 18:41

Wojciech pisze:Czasem nie wie sie nawet ze pewien stres dziala na nas zle, mysli sie ze wszystko dobrze a potem nagle bum. Wedlug mnie najpierw do lekarza rodzinnego bo specjalisci to roznie z nimi bywa nie zawsze robia badania a nawet musisz zrobic sobie podstawowe. Krew tarczyca itp bo takie ataki moga byc od nerwicy ale moze to byc np tarczyca. musisz to sprawdzic
dziękuję jeszcze raz.
Awatar użytkownika
Stokrotka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 24 marca 2012, o 19:49

25 marca 2012, o 20:40

Hej, zupełnie nie wiedziałam gdzie napisać swój pierwszy post i długo wybierałam odpowiedni, w miarę świeży wątek; widzę, że forum się chyba rozkręca... ;) Nie będę pisać długiej powieści, przynajmniej może mi się uda, :DD z resztą nie mam jakiejś skomplikowanej historii... moje typowe objawy zaczęły się chyba na jesień 2009 roku, kiedy to moje dziwne odczucia określiłam mianem "ataków paniki". Jednak patrząc na opisy jej typowych, trwających nawet godzinę napadów, uznałam, że były one bardzo słabiutkie i króciutkie, szybko o nich zapomniałam. Po prostu zaczynałam czuć w pewnym momencie jakby odlatywanie, zamyślenie, "zamglenie zmysłów", trwało to może parę minut i zdarzało się raczej wieczorem. Nie miałam też tego codziennie, choć miałam pewien okres, że były częściej. Później ich częstotliwość się rozproszyła, aż jakoś "cudownie" zniknęły. Raz zdarzył mi się jak zasypiałam i nie mogłam w tym czasie zamknąć oczu. Patrzyłam w sufit i czekałam aż przejdzie. Ostatni raz miałam niedawno na lekcji matematyki... :huh A wyglądało to dziwnie bo byłam strasznie zmęczona i przysypiałam, gdy nagle poczułam "przerażenie" trwające może jedną sekundę, które dosłownie rozbudziło mnie z tej senności. Otrzeźwiałam. ;> Czyli chyba taka typowa reakcja, przecież w trakcie takiego ataku nie można być sennym. :roll: Nigdy nie miałam ciężkiego, długiego napadu, odczuwam raczej całodzienny długotrwały lęk, ponieważ mam stwierdzoną nerwicę (depresyjno?) lękową. Co do ataków paniki to nie to mnie przeraża... nie boję się ich bo nigdy nie były straszne. Najbardziej cierpię z powodu przesadnych reakcji na bodźce, najbardziej dźwiękowe i te połączone z bodźcem wzrokowym, co wynika z moich lęków; męczą mnie tłumy ludzi, koncerty, nawet szkolne przedstawienia, kina; nie mogę już nawet oglądać filmów w telewizji. Boję się narastających dźwięków, wszelkich dźwięków, obrazów. Moja reakcja na nie wygląda tak, że albo mam tylko ten dziwny "dreszcz" w brzuchu, który na pewno zna każdy, kto się czymś zestresował, przeraził, (nie wiem na czym on polega, czy to jest jakiś wyrzut hormonów stresu ze zwoju nerwowego?) albo gorzej; mam połączenie i tego i takiego "zesztywnienia" głowy, karku, który poprzedza zadrżenie. Zdarzało się, że zareagowałam tak nawet na nagły ból zęba podczas wiercenia u dentysty, bądź na zwykłe, nie bolące strasznie wbijanie igły podczas szczepienia. To po prostu zamieniło moje życie w wegetację. Znacznie mniej czasu zajęłoby wymienienie tego, czego się nie boję, niż to, czego się boję. Stwierdziłam nawet, że boję się przechodzić koło słuchawki od domofonu lub trzymać telefon blisko siebie. ;> Do szkolnego dzwonka przywykłam, choć lepiej go znoszę, jak dzwoni na lekcję, ponieważ miesza się z już trwającym hałasem wytwarzanym przez uczniów. :DD
W obecnym momencie, patrząc na te parę ostatnich lat, rzeczywiście zauważyłam postęp choroby i to, jak zaczęła ona mnie zmieniać. Kiedyś upierałam się, że nie wezmę żadnych leków, że sobie poradzę. Pewnie wtedy byłam na tyle głupia i nie wiedziałam, że problemy nerwicowe to nie tylko to co "wychodzi na zewnątrz", że to bierze się ze złego funkcjonowania neuroprzekaźników, a tutaj już bez leków ani rusz... zaczęłam od niedawna leczenie sertraliną (Asertin), zaczęłam od ćwiartki, teraz połówka, a później cała. Przewidywany czas leczenia to pół roku.
Let me live live
Let me live
In in inside
Inside intelligence
Say it say it say it
What you gotta say
Always ask
And you will be amazed
Aneta
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 1255
Rejestracja: 29 października 2010, o 03:03

25 marca 2012, o 21:12

Witaj Stokrotko :) Wydaje mi sie ze bardzo dobrze ze nie masz takich atakow silnych i mocnych, to duzy plus, choc oczywiscie masz za to inne objawy ktore tez nie sa nigdy przyjemne. Tak sobie mysle ze twoj organizm jest nastawiony bardzo nerwowo i lękowo do tego co sie dzieje wokol. Zreszta zawsze przy nerwicach tak jest. Ale u ciebie to najbardziej sie na tym skupilo. Ja jak mialam okres kiedy nerwica rządziła mna i moim zyciem absolutnie to dostawalam ataku paniki kiedy ktos trzasnal glosniej drzwiami na korytarzu. Albo nagle cos zahalasowalo a ja juz bylam dretwa. Mnie np dretwiala tez glowa ale glownie broda i policzki przy nosie.
I mysle sobie ze z toba jest tak samo, na kazda zmiane naglo otoczenia, glosna reagujesz lękowo i nerwowo, przesadnie a nauroprzekazniki hormonow strachu robia swoje :)
Mysle tez ze fajnie ze zaczelas leczenie, od czegos trzeba zaczac, szczegolnie jest lek powoduje wegetacje. Ja dlugo sie bronilam przed leczeniem takim prawidkowy, wizyta u psychiatry, dopoki nie przestalam calkiem wychodzic z domu a objawy mialam na kazdym kroku.
Bede trzymala kciuki i obys tu nie zagrzala miejsca na dlugo :)
qweasdzxc
Gość

25 marca 2012, o 21:46

Anetko, Ty już wyleczona w 99% tak? :D
Awatar użytkownika
Stokrotka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 24 marca 2012, o 19:49

25 marca 2012, o 22:52

Dziękuję za ciepłe słowa, nawet jak wyzdrowieję to i tak moje konto tu zostanie, może czasem wejdę i zobaczę co słychać;) Co do moich reakcji na bodźce, to czy są one naprawdę takie dziwne? W zasadzie reaguje tylko moja głowa. Ostatnio wyszłam rozdrażniona z kościoła, bo był chórek dziecięcy i dziewczynka zaczęła "piszczeć" specjalnie do muzyki. :lala: Moja reakcja była oczywista, później się rozpłakałam i połowę dnia chodziłam poddenerwowana. Z czasem doszłam do wniosku, że tu nie chodzi tylko o zwykłą reakcję na dźwięk, ale że łączy się to z lękiem i jest o wiele bardziej złożone. Wcześniej szukałam w necie co mi może być; objawy pasowały mi do neurastenii, ale na nią nie było konkretnego leku. Pisano, że odpoczynek, fizykoterapia. Przez neurastenię wpadłam na trop "Optymalnych", ich przeładowanej tłuszczem diety i leczenia prądami selektywnymi. Twierdzą oni, że jej przyczyną jest "pastwiskowy model żywienia", a przeżycia psychiczne odkładali jakoś na dalszy plan. Z tego chyba wynika, że wg nich neurastenia to nie taki czysto nerwowy problem... z resztą ich "filozofia" jest wg mnie poplątana, przestarzała (wszystko zaczęło się w latach 70. od działalności Dr Kwaśniewskiego, kiedy to wymyślił on dietę optymalną i skonstruował podobno aparat do tych prądów lecząc nimi bodajże większość chorób ;yhy ) mimo wszystko uczepiłam się tego i sądziłam, że te prądy selektywne to ostatnia deska ratunku. Dopiero pani psychiatra uświadomiła mi, że neurastenia to szersze pojęcie i zdiagnozowała mnie poprawnie. Odetchnęłam z ulgą i zgodziłam się na leczenie. Z resztą na jakimś forum czytałam, że większość objawów neurastenii pasuje do objawów nerwicy lękowej. :si
Let me live live
Let me live
In in inside
Inside intelligence
Say it say it say it
What you gotta say
Always ask
And you will be amazed
qweasdzxc
Gość

25 marca 2012, o 23:07

Stokrotko również u mnie jak u Ciebie ataki nie trwają tak długo, a raczej trwały i o dziwo też mnie na matmie złapało pierwszy raz! :)
Pani coś tam zaczęła swoim tempem zapier** po tablicy, ja rozmyślony trochę się zgubiłem i nagle się zaczęło... Taki wewnętrzny niepokój, nie ogarnięcie sytuacji, serducho chciało wyskoczyć chyba, trwało z 15 sekund, potem się stłumiło samo w sobie tak to u mnie się zaczęło. A potem jeszcze ze 2 takie ataki i to wszystko.
Aneta
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 1255
Rejestracja: 29 października 2010, o 03:03

26 marca 2012, o 14:11

Stokrotko rakcje na takie bodzce moze i nie sa dziwne, jeszcze zalezy na jakie ale jesli wlasnie zaczynaja sie wiazac z lekiem i potem czujemy sie przez to zle to to niestety juz zaczyna byc dziwne. Choc nie tyle co dziwne ale meczace i psujace nasze zycie.
Co do rozmaitych diet to ja akurat mam do tego prostsze podejscie, ze to wszystko to guzik prawda, czyli zle zywienie nie moze spowodowac nerwicy, ale zle odzywianie moze nasilac nam nasza nerwice. Bo kiedy dostalismy nerwicy to zaczynamy skupiac sie na naszych cialach i wylapywac kazdy objaw. I kiedy wowczas zjemy cos szkodliwego, przejemy sie, jemy rzeczy ciezkostrawne i tak dalej i dalej to oczywiscie sila rzeczy zaczniemy sie ogrzej czuc od ukladu pokarmowego, a kiedy mamy nerwice to kazdy objaw ze strony ciala poteguje sie okropnie powodujac strach i inne objawy juz typowo nerwicowe.
qwe nie jestem zdrowa w 99 % ale w 70 % juz tak. Wychodze juz normalnie do pracy, do ludzi,z wyczajnie zyje, teraz nerwica lapie mnie okresami, np dostaje nagle zawrotow glowy albo serce mi potknie sie albo nie moge usnac. Ale to jest pestka przy tym czym wczesniej to bylo, Skonczyla sie wegetacja a zaczelo sie zycie ziemskie :)
Awatar użytkownika
Stokrotka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 24 marca 2012, o 19:49

26 marca 2012, o 15:46

qweasdzxc pisze:Pani coś tam zaczęła swoim tempem zapier** po tablicy, ja rozmyślony trochę się zgubiłem i nagle się zaczęło...
Jakbym widziała moją babkę :^ może to przez to, że ona jak ten struś pędziwiatr przy tablicy gania, ja się gubię, nie ogarniam i dodatkowo ten jej dziki pęd powoduje u mnie taki "napad" ;> i wybudza z senności :^

Aneta, masz rację, trzeba żywić się tak, byśmy dobrze się czuli, żeby nie brakowało nam witamin, mikroelementów; wszystkiego w odpowiednich proporcjach. :si Dlatego ja nie jestem za tą "dietą". Dla mnie ci ludzie to grupa jakichś sekciarzy. :))
Let me live live
Let me live
In in inside
Inside intelligence
Say it say it say it
What you gotta say
Always ask
And you will be amazed
Molly
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 8 lipca 2012, o 12:21

8 lipca 2012, o 13:43

Hej.. Piszę tutaj bo nie ma nikogo w realnym świecie, kogo interesują moje objawy. Mam takie potworne odczucie, które nie pozwala mi wyjść z domu. Konkretnie to czuję, że właściwie nic nie czuję. Jakbym nie miała ciała. Boje się wyjść bo myślę, że jak wyjdę z domu to po prostu się rozpłynę, zemdleję, spraliżuje mnie , stracę kontrolę nad swoim ciałem. Poza tym wogóle straciłam jakby wszystkie uczucia poza strachem, czasem nawet nie czuję i jego, jakby wszystko mi było zupełnie obojętne.Od bardzo dawna mam takie głupie odczucia, ale teraz to już osiągnęło taki poziom że nie mogę normalnie niczego zrobić, nie mogę żyć. W dzieciństwie miałam wiele nieprzyjemnych przeżyć. Jak miałam 6 lat, czymś się zadławiłam, nie mogłam oddychać, ale pomógł mi tata i wszystko się dobrze skończyło. Po tym zdarzeniu jako dziecko zawsze się bałąm że coś mi sie stanie albo komuś z mojej rodziny, zawsze wymyślałam sobie jakieś dolegliwości, bardzo się bałam że umrę. Kiedy miałąm 13 lat umarła moja babcia i wtedy przeżyłam traumę, cała ta sprawa ,,śmierci człowieka'' w moim życiu się urzeczywistniła. Zaczęłam mieć bóle w klatce piersiowej z nerwów, od których bałam się że umrę. Kiedy poszłam do 1 gim. w nowej szkole jeszcze mi się pogorszyło. Nie chciałam chodzić do szkoły i często zwalniałam się z lekcji. Pewnego dnia na lekcji zaczęło się dziać ze mną coś dziwnego, jakbym przestawała czuć swoje dłonie, robiło mi się bardzo słabo, obraz wokół mnie zrobił się jakis niewyraźny, taki daleki. Wystraszyłam się bo myślałam, że zaraz zemdleję, a tego się bardzo bałam i boję się do tej pory. Poszłam do domu i wtedy się zaczęła derealizacja. Dziwne pytania, dotyczące świata zaczęły pojawiać się w mojej głowie, co to wogóle wszystko jest, skąd wziął się ten świat, skąd wzięli się ludzie, może wszyscy zaraz znikniemy. Nie miałąm wtedy pojęcia że to jest jakieś zaburzenie. Myślałam, że oszalałam i że nie jestem normalna. Te pytania mnie przerażały. Do tego bałam się omdlenia. Zaczęłam chodzić do psychologa, ale on mi nie za bardzo pomagał. Wyszło na to, że jestem leniwa, nie mam się czym zająć i wymyślam głupoty. Zresztą to samo moja mama powiedziała. To fakt, mogło to wyglądać na to, że jestem leniwa,ale ja poprostu nie miałam chęci ani siły do nauki i pracy w domu bo byłąm wycieńczona atakami strachu. Gdy przyszły wakacje, było bardzo gorąco, strach przed omdleniem się nasilił. Nie wychodziłam z domu bo bałam się że zemdleję. W 2 klasie byłam bardzo zajęta nauką, sprawdzainy mnie stresowały. Wtedy pierwszy raz poczułąm coś takiego, jakbym wychodziła ze swojego ciała. Ale o dziwo, nauka i zdobywanie ocen tak mnie wciągnęły, że olałam to.Potem zaczęłam mieć kompleksy na punkcie swojego wyglądu i osobowści. W tamtym okresie nie myślalam o omdleniach, śmierci czy lęku. Ciągle płakałam i chciałam umrzeć bo nic mi nie wychodziło. Myślałam, że tamte lęki już za mną. Na koniec drugiej klasy byłam na wycieczce w górach. Wtedy dopadł mnie lęk wysokości, a zaraz po nim pierwsza bardzo silna depersonalizacja.Do domu wróciłam czując się jak ktoś inny zupełnie. Przestałąm już sie przejmować swoim wyglądem, niedoskonałym charakterem i takimi sprawami. Wakacje jakoś przetrwałam. W 3 klasie znalazłam bardzo fajną przyjaciółkę, nowe hobby, przykłądałam się do nauki. Wtedy depersonalizację jakoś zaakceptowałam, nie myśłałam o niej. Niestety w styczniu znów zaczęłam się dołować, bo ktoś mi dokuczał, mama krzyczałą na mnie bo jestem jakaś dziwna i większość osób ze szkoły mnie nie lubi , że jestem brzydka, bo mam mocno krzywe plecy, że do niczego sie nie nadaję, nie umiem pomóc jej w domu, że marnuję czas na duperele typu rysowanie.Ciągle płakałam. Wtedy to zaburzenie się nasiliło, czułam się jak bez ciała, bałam się przez to zemdleję w szkole, bałąm się iść gdzie kolwiek sama, żeby czasem nie zasłabnąć. Straciłam tą przyjaciółkę bo nie umiałam z nią rozmawiać tak jak kiedyś, bo nie przychodziłam na nasze spotkania, bo straciłam zainteresowanie naszymi wspólnymi sprawami :( Potem poznałam pewnego chłopaka,z którym po pewnym czasie zaczęłam chodzić. Dzięki niemu udało mi się przezwycieżyć strach i zaczęłam więcej wychodzić. Teraz jednak chcę z nim zerwać bo znów dzieje się ze mną źle , nie potrafię wyjść z domu, żeby się z nim spotkać, bo moje uczucia do niego są jakies wyblakłe. Niewiem już co mam robić mam mętlik w głowie, ciągle sie zastanawiam kim ja jestem, czy wgl. keidykolwiek istniałam, mama mnie wygania z domu , żebym gdzieś wyszła, ale jak jej mówię , o tym wszystkim, to sie śmieje, albo krzyczy. Nie zabierze mnie do lekrza, tata tak samo, chyba już zapomniał o tym ze mi obiecał. Nikt tego nie potrafi zrozumieć. Boje się, że już niczego ze mnie nie będzie, tylko taka bezkształtna osobowość, bo przez okres kształtowania charakteru ja miałąm ataki paniki i pustkę w głowie. Boję się że w końcu będę jak roślina, tylko ciało,które funkcjonuje , ale bez ,,duszy''..Jutro muszę gdzieś jechać załatwić pewną sprawę i nie mam pojęcia jak to zrobię. :( mam jakies tabletki na uspokojenie, ale one juz na mnie nie działają. :(
Awatar użytkownika
Stokrotka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 24 marca 2012, o 19:49

8 lipca 2012, o 18:03

Hej Molly, widzę, że historia Twoich problemów jest bardzo długa i na pewno żaden z nich nie był obojętny na Twoją psychikę. Napiszę o poszczególnych sytuacjach z mojego życia pod kątem poruszonych przez Ciebie wątków, bo zauważyłam, że i ja mam nieco do dodania od siebie w tych tematach. ;)
Szczególnie szkodliwe są przeżycia w okresie dzieciństwa, jakieś nieznane sytuacje powodujące poczucie zagrożenia, przerażenie, w Twoim przypadku zadławienie się kęsęm jedzenia. Pamiętam, że kiedyś stanęła mi ość w gardle i chyba przekręcali mnie do góry nogami, żeby mi wypadła. Jednak nie odbiło się to jakoś na mojej psychice, wiem tylko, że coraz gorzej przeżywałam zatrucia pokarmowe i to właśnie one były dla mnie najprzykrzejsze, doprowadzając do tego, że od kilku lat cierpię na emetofobię, czyli lęk przed wymiotowaniem. Było też parę sytuacji, że nie mogłam oddychać z powodu upadku na tyłek. :^ nie wiem co się wtedy dzieje, prawdopodobnie coś z przeponą. Wiadomo, to co wyjdzie później zależy od psychiki dziecka, sytuacji w rodzinie, szkole, stosunku rodziców, nauczycieli i rówieśników.
Jeśli chodzi o śmierć bliskiej osoby, to pierwszy raz w życiu doświadczyłam tego mając 7 lat obserwując mamę rozmawiającą drżącym głosem przez telefon z tatą, któremu umarła mama. Miała niecałe 70 lat. Jako mała dziewczynka nie zareagowałam jak np. nastolatka. Nie płakałam ale spokojnie przyjęłam to do wiadomości, nawet chyba nierozumiejąc tego do końca. Do tej pory żyje moja babcia od strony mamy i to z nią zawsze miałam jakiś większy kontakt. Trzyma się dobrze mimo prawie 87 lat ale jednak czuję jakąś obawę...ile jeszcze pożyje. Nie rozmawiam na ten temat z mamą bo tylko bym ją zmartwiła albo zdziwiła taką obawą, ale zastanawiam się, czy moja mama też ma tego typu myśli.
Gimnazjum. To jest dopiero piekło, na pewno dla większości wrażliwych dorastających nastolatków, szczególnie dziewczyn. Dziwi mnie w ogóle, że niektórzy miło wspominają tamten okres, ale pewnie zależy to też od grupy rówieśniczej i typu gimnazjum. Ja akurat przeżywałam koszmar, miałam okropne towarzystwo i myślę, że to był główny składnik dodany do mojej choroby. Czepiali się słabszych, wybierali sobie obiekty drwin. Było kilka takich ofiar, w tym ja, koleżanka odrzucona przez grupę, a w drugiej klasie także dziewczyna z porażeniem mózgowym. W szkole czułam cały czas napięcie i zagrożenie, teraz przeglądając stare zeszyty znajduję gdzieś z tyłu czy w brunopisie swoje teksty typu "niech to się skończy", "co za zje*y" itp. po prostu wyładowywałam się także pisząc, bo nie zawsze też miałam komu powiedzieć.
Gdzieś właśnie w drugiej klasie gimnazjum czyli mniej więcej tak jak Ty zaczęłam mieć kompleksy i tak jak wcześniej nie zauważałam swoich wad, tak od tamtej pory zaczęłam je dostrzegać i przywiązywałam uwagę do tego jak wychodzę na zdjęciach i jaką minę mam zrobić by dobrze wyjść. ;) Przyglądałam się sobie w lustrze i ciągle byłam niezadowolona. Teraz to już nie jest tak nasilone jak wtedy i mimo, że dalej widzę swoje defekty, mam jakoś na to bardziej wy***ane ;) zmieniłam się nieco z wyglądu i moim zdaniem wyglądam lepiej niż kilka lat temu.
Mniej więcej na jesieni 2009 roku, kiedy zaczęłam liceum (na szczęście normalne) zaczęłam odczuwać takie słabe derealizacje, napady paniki, miałam wrażenie, że obraz wokół mnie nie jest stabilny i taki jakiś obcy. Odczułam to kilka razy i to praktycznie tylko w domu, w szkole nic. Później mi to jakoś minęło, ale to nie znaczy, że niezupełnie. Jeszcze do niedawna miewałam takie ataki ale dosyć rzadko, zdarzały mi się także gdy zasypiałam, pamiętam to narastające przerażenie o niewiadomym źródle, wtedy zamknęłam oczy i przeczekałam.
Co do stosunku rodziców, to widzę, że masz naprawdę ciężko i to jest bardzo przykre, jeśli najbliższa osoba jak matka czy ojciec odnosi się w taki sposób do dziecka, nieakceptując go, besztając go za nic. Nie masz należytego oparcia w matce, nie wiem jak ojciec... To, że nie chce z Tobą porozmawiać, odrzuca Twoje problemy, nie rozumie ich, napewno bardzo Cię boli. Musisz uwierzyć w siebie, zmienić myślenie i skorzystać z pomocy psychoterapeuty, może będą też potrzebne jakieś leki na poprawę nastroju. Ale tutaj ważna jest przede wszystkim terapia i praca nad sobą. Jeśli zostaniesz pokierowana, jak masz sobie radzić i rozwiążesz te konflikty w Twojej psychice, to z tego wyjdziesz. Twoja mama też musi się zmienić bo przecież jeśli ona dalej będzie Cię tak traktować, Ty zostaniesz w tym bagnie. Żeby wszystko działało jak należy trzeba wszystko naprawić, co z tym powiązane. No i przede wszystkim znajdź sobie jakąś zaufaną przyjaciółkę i nie zaniedbuj jej. :) Mam nadzieję, że pomogłam i życzę, by było coraz lepiej. ;)
Let me live live
Let me live
In in inside
Inside intelligence
Say it say it say it
What you gotta say
Always ask
And you will be amazed
Aneta
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 1255
Rejestracja: 29 października 2010, o 03:03

8 lipca 2012, o 18:09

Molly kochana mysle ze masz potezny problem z nerwica lekami i depersonalizacja i ze trafilas na bardzo zlego psychologa skoro mowil ze to wszystko z nudow. Ale i tak uwazam ze powinnas sprobowac raz jeszcze psychoterapii, ja psychiatre tez zmienialam 3 razy az trafilam na konkretna babke.
Bardzo masz wiele klopotow i przede wszystkim jakos tak mozna wywnioskowac ze jestes bardzo odtracana przez matke w obliczu tak wielkiego twojego problemu z lekiem. Nic nie grozi ci od depersonalizacji ani innych objawow one tylko atakuja ale nigdy nie sprawia ze staniesz sie bez duszy czy swiadomosci calkiem, nie sprawia ze zemdlejesz ani nic takiego. To tylko strach i objawy od niego.
Moze przeczytaj sobie tematy jesli nie czytalas viewtopic.php?f=14&t=7 oraz viewtopic.php?f=6&t=46 oraz viewtopic.php?f=14&t=2389
Bardzo dzielnie sie trzymasz ale chyba zbyt masz to nasilone i zbyt jestes pozostawiona sama sobie zeby samemu tak sie z tym szarpac. Jesli tylko mozesz to poszukaj psychologa a najlepiej to terapeuty, terapeuci maja wieksze doswiadczenie w nerwicach niz zwykly psycholog.
Ciezko jest samemu to ogarnac, wiem po sobie, mnie to to ogolnie udalo, choc ja nie mialam depersonalizacji ale pelna nerwice, strach przed wychodzeniem, napady i z tysiac objawow. Powoli konfrontowalam sie z tym i w koncu staje sie coraz silniejsza. Pomagalam sobie tez lekami uspokajajacymi. Ale to wszystko powinien pokierowac specjalista i to dobry.
maluch
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 9 lipca 2012, o 22:19

9 lipca 2012, o 22:32

Witam,mam 16lat . Paliłam pare razy marihuanę. Pierwsze 3-4 razy nic mi nie było. Za ok. 5 razem zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Wszystko było spowolnione, nagle zaczełam czuc się jak robot, później byłam w filmie, wszystko się powiększyło, miałam zaburzenia słuchu, cały otaczający świat mnie przytłaczał, nie wiedzialam co sie ze mna dzieje, panicznie sie bałam. Później to przeszło i myslalam ze tak powinno być. Nastepnie za jakiś czas znowu zapaliłam, znowu były takie same objawy. Wtedy zrozumiałam jaka jestem głupia i co ja wgl. robie. Od tamtego czasu nie paliłam. Dokładnie tydzien po tym, kiedy byłam w mieście, poczułam się dokładnie tak samo jak po paleniu. Kolezanka odprowadziła mnie do domu, sama nie dałabym chyba rady. Poszłam z mamą do lekarza rodzinnego, później do neurologa, nastepnie tydzien przeleżałam w szpitalu. Żadnej poprawy od miesiąca! Mam juz dosyć! Moje życie straciło sens. Nie wiem co mam teraz robić. Czy to mi przejdzie? Czy ktoś również tak miał ?
ODPOWIEDZ