Czytając wasze wpisy czuję się trochę jak w domu.
Mam 22 lata i od dziecka zmagam się z lękami rożnego nasilenia. Najgorsze okresy, które przeżyłam to faza strachu przed śmiercią oraz dobrze wam znanego SLA. Pierwsze trwało dość krótko, SLA zostało ze mną kilka miesięcy i kilka lekarzy później sama się z tego wyciągnęłam. W obu przypadkach nie mogłam jeść, spać i żyć jak normalna osoba. W czasie trwania epizodu strachu przed SLA odwiedziłam psychiatrę, która przepisała mi pregabalinę. Niestety nie sprawdziła się u mnie dobrze, czułam silną irytację a później pustkę. Odstawiłam je i poradziłam sobie jakoś sama, jak zawsze. Przechodząc do dnia dzisiejszego jak i kilku ostatnich miesięcy. Mam wrażenie, że mój organizm już tak przyzwyczaił się do stresowania się, że już nie umie inaczej funkcjonować. Cały czas znajduję sobie coś nowego, wśród głównych „wielkich wspaniałych” męczy mnie: czy ten pieprzyk to czerniak?, rak płuc przez duszności, rak mózgu klasycznie, zawał, udar i narazie to tyle. Zależy jakie objawy się pojawiają to sobie wymyślam i wiem, że tego nie ma ale po prostu nie umiem przestać się stresować i co najgorsze GOOGLAĆ, gdzie wiadomo ból głowy to rak mózgu a fascykulacje to SLA. Objawy, które odczuwam praktycznie na codzień to kołatania serca, ataki paniki podczas których drętwieje mi lewa strona i obawiam się udaru, trzęsienie rąk i nóg, poty, problemy z zasypianiem, czasami zawroty głowy, ból w klatce piersiowej i kiedy to odczuwam boje się zawału czy udaru. Tydzień temu byłam u psychiatry, który stwierdził zaburzenia obsesyjno-kompulsywne i nerwice, to pierwsze nie przszkadza mi w znacznym stopniu, jednak nerwica zatruwa mi całe życie i odbiera całą radość. Szukam chwilowego uspokojenia w bliskich ale nie chce ich obciążać swoimi problemami, staram się jakoś sobie radzić sama ale jest mi coraz ciężej, kończę studia i nie jest mi łatwo z całym stresem, który odczuwam. Wiem, że moi bliscy czasem mnie nie rozumieją i nie wiedzą, że „po prostu się uspokój, będzie okej” czasem daje skutek odwrotny do zamierzonego. Na codzień googluje każdą chorobę, która gdzieś mi się wyświetli i myśle hm czy mogę to mieć? Podsumowując dostałam od psychiatry mozarin, którego trochę boje się brać przez skutki uboczne z ulotki, w tym możliwość przyspieszenia tętna, które i tak u mnie jest konkretne. Chciałabym posłuchać od Was czy macie podobnie? Czy macie jakieś rady? Co wyzwala u was silniejsze emocje (u mnie np. wystarczy kawa), jakie macie opinie o mozarinie i ogólnie każdy komentarz będzie dla mnie miły. Dobrze było się tu wyżalić, wśród osób, które mam nadzieje rozumieją mnie najlepiej.