Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
DD a motywacja a raczej jej brak.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 390
- Rejestracja: 28 maja 2016, o 09:33
Siemka. Chciałem się dzisiaj troszkę wyżalić i posłuchać jakiś mądrych rad. Mianowicie dzisiaj miałem okropny nawrót nerwicy, dd, wszystko na raz. Poczułem się dokładnie tak jak 2 lata temu (początek nerwicy). Ogromny lęk, okropne dręcznie w środku tym stanem i tym co się dzieje. Ale to już tak na marginesie. Dzisiaj przychodzę tutaj po moich dłuższych przemyśleniach. Tak jak w temacie mam problem z motywacją ? Sam nie wiem. Ogólnie dd, nerwica towarzyszą mi cały czas, raz jest lepiej raz gorzej ale dopiero po tak długim czasie zauważyłem, że jakby nie było źle pod "presją" osób z zewnątrz robię wszystko co trzeba jakby źle nie było. Taką osobą w moim przypadku jest każdy, oprócz rodziny. Dlaczego ? Mam fobie społeczne i po prostu wstydzę się komuś odmówić, czy powiedzieć nie, albo tłumaczyć komuś że nie moge bo mam teraz silne objawy, nerwice itp. Rodzina to co innego, nie wstydzę się wtedy komuś z rodziny odmówić (oczywiście najbliższej tylko). I tutaj właśnie po dużych przemyśleniach dotarło do mnie. Mam bardzo silne dd, silną nerwicę lękową, jest mi bardzo źle szczególnie teraz (uczę się i mam wakację) w które cały czas mi się nudzi i po prostu myślę tylko o tym jak przetrwać kolejny dzień. Problem polega na tym, że o ile mam "presję" że coś muszę to to robię. A gdy teraz jestem sam, to zauważyłem że nie mam z nikąd żadnej presji (rodzinie najbliższej nie boje się odmówić więc ich presja na mnie nie działa) to mogę sobie pozwalić na ten stan. Po prostu z dnia na dzień jest coraz gorzej, o jakiś wyjściach nie ma mowy, przez fobie, strach przed omdleniem. Nie ma mowy gdy nie mam presji, gdy mam na pewno poszedł bym i zrobił co trzeba. W tym jest tutaj cały problem z którym tutaj przychodzę. Nie potrafię na sobie wymusić żadnej presji ( a raczej to przez cały stan nie potrafię). Wiem, że nie powinien siedzieć w domu i tylko analizować, przecież sam widzę że jest coraz gorzej a mimo to robię cały czas to samo, analizuję, siedzę tylko w domu. Dla mnie wszystko wydaje się tak idiotyczne, gdy ktoś kto nie wywiera na mnie presji mówi że musze wychodzić coś robić bo tak to będzie tylko gorzej. Dla mnie to jest takie glupie bo myślę sobie, i co mi z tego że sam gdzieś wyjdę, nawet nie wiem gdzie i po co bo faktycznie nie ma po co moim zdaniem. Wszystko jest takie banalne i bezsensowne że nie ma sensu. Jak pomyślę o tym, że gdzieś mam wyjść sam to mnie to tylko bardziej denerwuje bo wiem że mi to nie pomoże, będzie tylko gorzej bo fobie, lęk przed omdleniem, odrealnieniem. Mam przyjaciół ale nie chce gdzieś codziennie do nich pisać żeby ze mną wychodzili - są wakacje chcą odpocząć mają swoje wyjazdy - ja to rozumiem. A samemu jakieś wychodzenie jest bez sensu i większego celu. Chociaż w głębi wiem, że to pewnie by pomogło a jak nie to przynajmniej czasu troche by minęło - którego mam w znacznym nadmiarze. Jest to taki paradoks i właśni z nim przychodzę tutaj dziś. Jak samemu zmotywować się jakoś i to nie tylko raz ale zawsze mieć jakaś siłę, energię widzieć że to co się robi ma sens. Jak wzbudzić na sobie samemu presję której najwidoczniej potrzebuję bo bez niej widze jak ide na dno i początek nerwicy wraca. Słucham sporo nagrań, czytam i wszystko niby wiem ale nie potrafię tego wprowadzić. Dzisiaj np. podczas tego "nawrotu" miałem tak silny lęk, może nawet lekki atak paniki okropnie się wtedy czułem i wiedziałem że nie da rady nie przejmować się tym, nie nadawać temu wartości - to było chyba zbyt silne. Dlatego proszę o jakieś rady jak Wy mieliście motywację, cierpliwość do tego wszystkiego. Dodam jeszcze, że nie jest cierpliwy, nastroje codziennie zmieniają się co godzinę. A co dopiero znieść to przez kilka miesięcy, aby zaznać poprawy. Dla mnie w tej chwili jest to nierealne. Więc jak wzbudzić tą presję na sobie i znosić to wszystko ? Moim problemem jest też ta ogromna słabość, strach przed omdleniem. Nigdy to tego oczywiście nie doszło i zawsze sie tym pocieszam ale... Zaczęło się to w kościele zaczęło się robić słabo, źle i zdarzyło mi się tylko raz z tego kościoła wyjść co wydaje mi się dużym sukcesem. Potem był taki moment gdzie mogłem "jakoś" wytrzymać w tym kościele. Ale teraz pogorszyło się mam potworne uciski w głowie, boje się omdlenia i za każdym razem przeżycie tej mszy to koszmar dla mnie. I z jednej strony mówie że nigdy nie zemdlałem a z drugiej dołuje się, że od już od takiego czasu za każdym razem ten lęk jest, i zawsze prawie jest ciężko tam wytrzymać a przecież minęło tyle czasu. Przepraszam że tak się rozpisałem i nie wiem czy ktoś to przeczyta do końca ale musiałem to napisać.