Witam, ostatnio jestem w trakcie kryzysu z d/d. Mam ją mniej więcej od wiosny 2012, cały czas się utrzymuje, bywało lepiej lub gorzej, bywały miesiące kiedy nie była ona na pierwszym planie, nie zwracałem na nią uwagi i nie przeszkadzała mi. Jednak wciąż była. Od maja/czerwca tego roku jest bardzo źle, miałem ciężką sesję na studiach (I rok), nagle dostałem silnych lęków panicznych, myślałem, że nie wysiedzę do końca egzaminów w mieszkaniu co wynajmowałem w mieście, gdzie studiuję. Ostatnie dni czerwca były dla mnie istnym horrorem lekowym z ogromną d/d, nie wiedziałem co ze sobą zrobić, marzyłem tylko żeby wrócić do domu i nawet olać już te egzaminy jednak znalazłem w sobie siłę, aby to przetrwać , zdałem 8 egzaminów i wróciłem do domu. Miałem nadzieję, że jak wrócę, to złapię ten komfort bycia w domu, który zawsze tam miałem i objawy się uspokoją. Strasznie mnie frustrowało, że się tak jednak nie zadziało. Lipiec i sierpień spędziłem głównie na zamartwianiu się, non stop mam depresyjne myśli, że mi to nie przejdzie, że marnuję życie i dlaczego to takie silne, obsesję na punkcie czasu: tak szybko mi mija, po za tym liczę jak długo to już mam, jaki to czas w skali całego życia, zastanawiam się czy 2 lata to dużo czy mało, jak szybko mi zlecą kolejne i takie przeróżne okropnie męczące myśli. Myślenie o d/d stało się obsesyjne. Ciągły dialog wewnętrzny o tym jeśli tylko nie jestem czymś pochłonięty. Zaraz po powrocie do domu pod koniec czerwca lekarz zapisał mi Tianesal. Brałem cały lipiec i sierpień jednak nie dał on żadnych zmian praktycznie. W ciągu tych dwóch miesięcy bywały lepsze i gorsze dni, jednak cały czas jest gorzej niż było kiedyś. Zaczął się wrzesień, już czuję ten październik na karku, że znowu będę musiał zacząć funkcjonować na studiach, mieszkać w tym mieszkaniu, w którym a propo odnowiłem sobie pokój w te wakacje więc tak jakby mam grunt już uszykowany na nowy rok, co mnie jeszcze bardziej nakręca bo a co jak nie dam rady ? Tu sobie pokój odnawia a potem co... Boję się, że nie dam rady z tymi objawami normalnie tam funkcjonować. Że znowu będzie tak jak w czerwcu, lękowy koszmar. Bo czemu ma nie być, skoro tak fatalnie nadal się czuję. Tydzien temu byłem znów u lekarza, przepisał mi Rexetin, brałem 4 dni ale rzuciłem w cholere bo zwiększył mi objawy niesamowicie, wraz z depersonalizacją, któej wcześniej nie odczuwałem aż tak bardzo. Nie mam zamiaru ostatnich wolnych dni spędzić na skutkach ubocznych jakiegoś dziadostwa, które i tak nie sprawi, że d/d zniknie. Co do moich objawów d/d to są nimi:
-uczucie nierealności świata
-tak jakby to się nie działo na prawdę
-bycie we śnie na jawie
co mi doszło w ostatnich miesiącach a wcześniej było bardzo rzadko lub wcale:
-uczucie obcości samego siebie
-strach przed odbiciem w lustrze
A po za tym nie ma dnia, żebym się nie zamartwiał czymś, mnóstwo lękowych myśli kłębi mi się nad głową, o przyszłość tą bliższą jak i dalszą, o całokształt mojego życia. Co do terapii to chodziłem na indywidualną od maja 2012 do września 2013. Przerwałem ze względu na wyjazd na studia i tam już nie szukałem terapeuty, jakoś nie czułem potrzeby. Na terapii dużo analizowałem dzieciństwo, generalnie wniosek był taki, że d/d i inne objawy mam ze względu na niewyrażone emocje, które skrywałem jako dziecko, nie dopuszczałem do siebie i obecny brak "życia życiem", tzn. robię to co leży w moich że tak powiem obowiązkach, jakby tak z boku popatrzeć to normalny chłopak, ale mało ryzykuję, wciąż nie mam dziewczyny, ciągnie mnie do domu itd. No ale jakoś ten pierwszy rok na studiach przeżyłem i nie było źle (do czerwca...), co prawda często wracałem, ale nie unikałem wyjść, imprez gdy takie były i szli znajomi. Teraz czuję jakbym był słabszy niż rok temu we wrześniu i że nie dam rady... Generalnie mam możliwość podjęcia grupowej terapii w mieście gdzie studiuję, a ostatnio tak z doktor rozmawiałem i nasunęła mi taki pomysł, że jeśli rzeczywiście miałbym nie dać rady, te lęki i d/d byłyby takie silne od października to zawsze mogę wziąć dziekankę i chodzić na terapię grupową w mieście rodzinnym przez kilka miesiący.... Sam nie wiem co o tym myśleć, z jednej strony jest to jakaś opcja, bo nie czuję się jak w sytuacji bez wyjścia, z drugiej strony to byłoby takie trochę poddanie się może. Pamiętam co pisał Wiktor, że jednym z jego większych błędów było wzięcie urlopu od pracy. No i cóż, sam nie wiem, ale to jest opcja ostateczna. Nie chciałbym przerywać studiów, jednak jakoś tego nie widzę kurcze no. Tak po za tym to staram się funkcjonować normalnie w wakacje, byłem na wycieczce w Wiedniu, co prawda wróciłem dzień wcześniej ze względu na ogromne d/d przez które nie miałem siły na zwiedzanie, 0 przyjemności. Jednak no sporo zobaczyłem, dużą część trasy prowadziłem samochód. Chodzę na basen, co jakiś czas spotkam się ze znajomymi. Jednak wizja wyjazdu dłuższego wakacyjnego jest dla mnie ogromnie odległa. To drugie wakacje, w które nigdzie nie wyjeżdżam, żadna Bułgaria ani te sprawy co jeżdżą moi rówieśnicy nie wchodzą dla mnie w grę, nie widzę takich wakacji z d/d. Co mnie też smuci, bo ciągle wspominam jak to kiedyś było fajnie w wakacje, wyjeżdżałem tu i tam za granicę i było super. Ostatnie takie ze znajomymi fajne miałem w 2011 jeszcze jako 17 latek. W 2012 latem gdy miałem d/d odbyłem podróż życia do Kanady z ojcem, 3 tygodniową. Przed wylotem wariowałem, że nie dam z tym rady ale no jakoś dałem. Byłem z siebie niesamowicie dumny po powrocie. Jednak teraz jak tak wspominam, to chyba wtedy te objawy były jakby mniej silne. Podsumowując, moją największą "przeszkadzajką" w odburzeniu jest brak akceptacji mimo, że to już trwa 2,5 roku, oraz ciągłe frustrowanie się d/d. Co najgorsze jestem tego świadomy ale nie mogę kurde przerwać tego koła błędnego. Pierwsza myśl po obudzeniu "no mam to". To uczucie odrealnienia jest momentami tak silne, że mnie przeraża, że w ogóle można tak się czuć. Mimo, że to nic nowego dla mnie i cholera bądź tu człowieku normalny

Tak w ogóle to jako dziecko miałem derealizację już i mi przeszła. Dostałem ją nagle w czwartej czy trzeciej klasie na wycieczce w momencie coś mi przeskoczyło w głowie i poczułem się nierealnie i odcięty totalnie od rzeczywistości. Nie wiedziałem co mi jest, myślałem że uszkodził mi się mózg, że to tajemnicza dolegliwość, którą mam jedyny na świecie i że nawet lekarz nie będzie wiedział co to. I tak sobie trwało, ze 2-3 lata, aż do 2006 roku bodajże, tak był mundial wtedy pamiętam ; ) Poszedłem w końcu z mamą do neurologa, wytłumaczył mi że to nerwica, żaden guz, żadna choroba tajemnicza i żebym się nie martwił. Kamień spadł mi z serca, na dniach minęło jak ręką odjął. I miałem spokój 6 lat. Czyli wiem po samym sobie, że to przechodzi. Z tym, że wtedy nie wiedziałem z czym mam do czynienia. Teraz wiem. Pamiętam, jak kiedyś w okresie kiedy nie miałem derealizacji, natrafiłem na jakieś forum o d/d i tak mnie olśniło z czym się zmagałem jako dziecko. Że to ma nazwę itd. Ale nic, pomyślałem "aha fajnie" i zająłem się czymś tam. A tu mnie w 2012 złapało po raz drugi w życiu... Jednak chyba nadal czekam na taki dzień, taką sytuację, która da mi taką niesamowitą ulgę jak wtedy (słowa lekarza i uspokojenie) i przejdzie prawie od razu. Międzyczasie rodzice się rozwiedli, fatalna atmosfera w domu, ciągłe kłótnie no i ja to jakoś słabo przeżywałem. Wiecie co mam na myśli, no bo normalnie nastolatek się buntuje, robi jakieś jazdy żeby zwrócić uwagę rodziców, i wyładować te emocje negatywne, a ja taki spokojny, jakby to po mnie spływało a tak na prawdę gdzieś to ukrywałem w sobie. Co o tym sądzicie, ktoś miał podobne doświadczenia, że raz już to pokonał i teraz znów to ma dłuższy czas niemal non-stop ?