Nie bede sie zbytnio rozpisywac, bo co tu duzo gadac. Mam dd jak wiekszosc z nas tutuaj, z tym ze trwa ono juz 13 lat.
Co mnie zastanawia.. po tylu latach moznaby powiedziec, ze zaakceptowalam to, przyzwyczailam sie do uczucia i normalnie z tym zyje. Nie mam lekow itp. Wiadomo, czasami troche stresu, ale kto go nie ma? Dlaczego wiec mi jeszcze nie przeszlo? Czytalam, ze trzeba zaakceptowac to cale dd i myslec, ze tak juz zostanie na zawsze. Ale czy nie oklamujemy samych siebie? Ja od lat mam nadzieje, ze mi przejdzie, mimo ze nauczylam sie z tym zyc i jak wstaje rano to nie sprawdzam czy jeszcze jest, bo i tak wiem, ze jest

Nie chce nikogo przestraszyc i nie sugerujcie sie tym, ze mam to juz od 13 lat. Do niedawna nawet nie wiedzialam, ze ma to swoja nazwe i ze mozna z tego wyjsc. Po prostu nic z tym nie robilam i tak juz mam do dzisiaj. Odkad znalazlam forum, spedzam tu cale wieczory i czytam. Mam nadzieje, ze nie pogorsze sobie sprawy, bo teraz rzeczywiscie caly dzien o tym mysle i sie zastanawiam jak sie "wyleczyc".
Wiec jak to tak naprawde jest z tym urealnianiem sie? Co robie nie tak? Skoro dd to moj najlepszy przyjaciel?

Dzieki z gory za odpowiedz!
Pozdrawiam