Witam Was po kilku latach odkąd tu byłem ostatni raz. Życzyłem sobie, bym nigdy więcej nie musiał odwiedzać żadnego forum psychologicznego a jednak... Od 2011 roku borykam się z DD po marihuanie. I tak już 4 rok, jednak nie w tym rzecz.
U mnie wszystko zaczęło się niewinnie. Stałem na przystanku autobusowym by dojechać do pracy i nagle poczułem skręcanie w jelitach i strasznie "przelewanie się" w brzuchu. Od razu zacząłem czuć, że idzie mi biegunka jednak to było strasznie nagłe! Od razu zaczęła się panika bowiem któregoś razu wcześniej ledwo dobiegłem do domu tak mnie "pogoniło". Wsiadłem spanikowany do autobusu, przejechałem kilka przystanków i musiałem się załatwić bo czułem że nie wyrobie! Oczywiście rozwolnienie i straszna panika w oczach. Myślałem, że to wina kawy, której wypiłem tego dnia ogromną ilość. Jakoś to zbagatelizowałem, jednak byłem czujny. Kolejnego dnia było podobnie, wychodząc z domu byłem bardzo czujny i zlękniony, że znowu nie wyrobie. 3go dnia znowu musiałem wysiąść wcześniej, by się załatwić. Od tamtej pory wszystko jest inaczej. Siedząc w domu jest w porządku, stres zaczyna się przed wyjściem. Od razu siadam na kibelek. Do tego doszedł pęcherz, boję się jechać gdziekolwiek, ponieważ myślę, że się posram lub posikam... To trwa prawie 2 miesiące, jednak udało mi się opanować w dość sporym stopniu moje chore objawy. Byłem u rodzinnej, przepisała nifuroksazyt na jelita jednak nic to nie dało. Później pramolan 2x dziennie jednak i to mało pomagało. W końcu udałem się do psychiatry. Przepisał afobam 0.5mg 2x dzienie (który już kiedyś żarłem i trochę się od niego uzależniłem), pramolan 2x/dz i na derealizacje rispolept 1mg 2x dz. Po ok 3 tygodniach poszedłem znowu do psychiatry, zostałem przy afobamie 2x/dz 1 mg i rispolepcie, dostałem teraz Depralin 1x rano (ssri). Męczy mnie to wszystko. Gdziekolwiek jadę, planuje drogę tak, by były w razie czego toalety po drodze. Wyjazd do Londynu na urlop to już w ogóle była masakra. 1,5h jazda busem z lotniska do centrum to był mój szczyt wytrzymałości. Wysikać się na lotnisku chodziłem co 5 minut tylko po to, żeby wypuścić pare kropelek. Choć nigdy nie narobiłem w gacie, to i tak się tego boje.
Dom to moja oaza spokoju. Teraz jest troche lepiej, czuję się swobodniej i mniej ograniczony ale jednak dalej jest ta doza niepewności gdziekolwiek nie wyjdę. Staram się nie jezdzić nie wiadomo jak daleko i jak długo jeśli nie muszę ale muszę sie przełamywać. To wszystko zdarzyło się tak nagle, nie wiem skąd!
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Moja nerwiczka
- Ciasteczko
- Administrator
- Posty: 2682
- Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01
No i niestety bez przełamywania się, unikanie, nic nie pomoże. Wyznaczaj sobie jakieś małe cele, własnie wtedy kiedy nie musisz, żeby przygotować się do sytuacji, kiedy raczej będziesz musiał opuścić dom. Niestety masz bardzo przekopany objaw, którego Ci współczuję, bo przynosi ogromny dyskomfortklawiszq92 pisze:Staram się nie jezdzić nie wiadomo jak daleko i jak długo jeśli nie muszę ale muszę sie przełamywać. To wszystko zdarzyło się tak nagle, nie wiem skąd!

Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy.

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 181
- Rejestracja: 12 czerwca 2011, o 20:57
Dzięki za szybką odpowiedź
Generalnie nie poddaję sie, 3 lata temu przeżywałem wg mojej lekarki stany psychotyczne, które silnie mnie osaczyły jednak ja sądzę, że to była silna nerwica z DD. Wtedy dałem radę, wyleczyłem się z lęku. Teraz jest coś zupełnie innego. Ta panika gdy jadę, te skurcze jelit i parcie na pęcherz które przenika całe moje ciało. Teraz jest lepiej, niedawno cięzko mi było ujechać 25 minut autobusem do pracy, teraz nie sprawia mi to takiego problemu. O 40 minutowej jeździe do miasta nie wspomne, a i teraz jest łatwiej. Jednak jest ta mała lampka w głowie "gdzie tam bedzie toaleta?". Bez tego strach jest większy. A sam strach nie jest taki zły, najgorsze jest to, że ja somatycznie odczuwam to, że chcę się wypróżnić, czuję, że nie wyrobię. Ale zawsze wyrabiam. Poszerzam granice, mam leki w których pokładam duże nadzieje. Jakoś to będzie, nie? 

