Wszystko szlo swietnie jednak po roku terapeutka wraz z psychiatra zdecydowali ze to nie pora na odstawienie lekow w trakcie terapii wiec mialam brac lek nastepne pok roku, rok.
Jednak w drugim roku brania leku zaczelam odczuwac jego skutki, przede wszystkim nagle stracilam libido i poczulam ze mam coraz bardziej stepione emocje. Z uwagi ze to byl juz drugi rok brania lekow moja psycholog zaordynowala odstawienie specyfiku, po konsultacji z psychiatra tak zrobilam. Schodzilam z dawki bardzo wolno - prawie 2 miesiace.
Odstawienie leku nie przyszlo latwo bo doznawalam dziwnych pradow w calym ciele (ktos z was wie o czy mowie?) ale w koncu udalo sie zejsc calkiem z lekow co rzeczywiscie poprawilo mi i libido i odczuwanie zycia emocjami. Ale sielanka trwala 3 miesiace bo dokladnie 2 tygodnie temu weszlam do kuchni rano i nagle doznalam ogromnego leku ze wbije sobie noz w gardlo, tak bardzo sie przerazilam ze dostalam ataku paniki ktory doslownie znieczulil mi cale cialo i zdretwialam cala. oczywiscie przeszlo...teraz ratuje sie xanaxem ale problemem jest to ze znowu mam natretne mysli, znowu boje sie ze za szybko odstawilam lek i sie zabije...jednym slowem znowu mam nerwice co mnie z jednej strony smieszy z drugiej tak przeraza ze naprawde mysle o skonczeniu ze soba.
Jak sie wyleczyc z tego calkowicie? Czy czlowiek jest skazany z nerwica na leki przez cale zycie? Jak tylko zyc z przyjmowaniem lekow kiedy one nie sa obojetne na czlowieka?
Nie wiem czego szukam teraz chyba nadziei i wskazowki co mam robic. Psychiatra ordynuje przyjmowanie innego leku, terapeutka kotnynuacje terapii ale ja juz sama nie wiem czego chce, chce zyc i miec spokoj, mam dosc wszystkiego
