Witam serdecznie wszystkich

Nazywam się Michał , studiuje Ekonomię na drugim roku w Krakowie. Tyle o mnie a teraz o tym co zrobiła nerwica z mojego życia. Prosze forumowiczów o dużo wyrozumiałosci i pomocy co mam robić.
Pochodzę z rodziny gdzie często były awantury i krzyki , już za gnoja byłem osobą ,która pierwsza uciekała przed zastrzykami , dentystą ( raz go nawet ugryzłem w palec

) w zasadzie nieswiadomy niczego po jakimś czasie chyba w 5 podstawówki łapałem się na nerwowym liczeniu drzew w drodze do szkoły albo rozmawianiu przez telefon i nerwowe chodzenie po pokoju. W granicach 6 klasy w wakacje inaczej zaczałem postrzegać troszkę przestrzen jakby mnie zaczeła przytłaczac. Pod koniec 6 klasy łapały mnie stany lekkiego odrealnienia które puszczały gdy o tym nie myslałem , ale bardzo bałem się tych stanów. Zacząłem podejrzewac ,ze coś w stykach nie gra i zyłem cały czas w stresie . Podczas wakacji miedzy podstawówką a gimnazjum miałem pierwszy raz leciec samolotem . na lotnisku dostałem bardzo silnego ataku paniki i odrealnienia ponownie. Od tego momentu nigdy ten stan mnie nie opuscił w 100% . Do trzeciej liceum zyłem z tym stanem , w pewien sposob sie z tym pogodziłem , wiadomo dojrzewanie , pierwsze wyjścia , jakieś imprezy dd zeszło mocno na drugi plan i prawie zapomniałem o nim i było faktycznie małe ale troszkę mi przeszkadzało. Cały czas nie wiedziałem co to nawet jest . Moje zycie stało się horrorem gdy pierwszy raz zapaliłem marihuanę w pierwszej liceum . Zacząłem odczuwać kompletnie inne objawy nerwicy , niechec zycia , cierpienie , dd duzo bardziej mi wadziło. Wreszcie odkryłem co to jest w połowie 1 liceum . Zaczałem się nakręcać , analizowac stany , sprawdzać co chwiila jak sie czuje , i moje dd było nie do zniesienia . Przysiegam pieklo na ziemii . Na studiach teraz ostatni rok zostałem jeszcze mocniej przez to podłamany , caly czas sie tym nakrecam , zacząłem pic sporo , palić trawę a nawet pare razy brałem fete . Jestem tylko człowiekiem , chciałem wreszcie cos poczuc poza wiezieniem nerwicy . na zjezdzie amfetaminowym , poczułem się okrutnie , atak paniki , nieprzespane noce , coś we mnie pekło . NIgdy nie wezmę juz żadnego syfu , wiem że zyje i muszę walczyć o to życie mimo tego bałaganu jaki mam w głowie . Proszę was o pomoc , rozmowę . Mój głowny problem polega na tym , że nie umiem wyjść z błednego koła nerwicowego , tzn gdy mysle ze to olałem i zaczynam sie czuc lepiej wraca do mnie lek ktory kaze mi kontrolowac moj stan i nie moge sie pozbyc kontroli przez to czuje sie znowu beznadziejnie i skupiam tylko na dd . Mój mozg żyje tylko dd od 4 lat . Chetnie zgadam się z kimś z Krakowa nawet na zwykłą rozmowę . Pozdrawiam

:)
PS; wiem że piszę jak jakiś gimbus który uciekł z przyry ale w tym stanie nawet cięzko mi składać bardziej skomplikowane wypowiedzi uwierzcie i wylewności tez mi brak
-- 11 listopada 2016, o 23:00 --
W czym polega mój nawiększy problem w odburzeniu?