
Moja przygoda z nerwicą zaczęła się w styczniu 2015r. Leżąc wieczorem na łóżku pozornie w sytuacji relaksującej nagle zaczęłam się trząść. Moje ciało zaczęło drżeć, cała byłam spięta, serce zaczęło walić jak oszalałe, zrobiło mi się niedobrze i słabo ze strachu z obawy,że zaraz umrę. Jak później się okazało, to był klasyczny atak paniki (wówczas tego nie wiedziałam, bo nigdy w życiu czegoś takiego nie przeżyłam).
Te ataki powtarzały się codziennie przez kilka tygodni. Poszłam więc do lekarza rodzinnego, opisałam mu swoje objawy, a on z góry, że to nerwica i nie mam się czym martwić. Wizytę u lekarza zaliczyłam następnego dnia po pierwszym napadzie, żeby było jasne. Z racji tej, że jego diagnoza nie bardzo mnie uspokoiła, a miesiąc po 1 napadzie wylądowałam w szpitalu z zapaleniem żołądka od ciągłych wymiotów ze strachu ( tam też skonsultowano mnie 1 raz w życiu z psychiatrą, który przepisał mi 10mg miansec na pobudzenie apetytu) zaczęłam swoją wędrówke po lekarzach.
Byłam chyba u wszystkich możliwych:) Na szczęście nic nie znaleźli uf. a ja ciągle się źle czułam. Tabletki te miałam brać 001, 002, 003. Zaczęłam brać po 1 na noc z nadzieją, że zacznę w końcu normalnie jeść. Cały czas brałam 1, a w dzień w razie ataku hydroxyzynę 10mg. Stopniowo zaczęłam normalnie jeść i to dawało mi kopa do działania. Zaczęłam siebie obserwować i zmieniać swoje nawyki. Zaraz po przebudzeniu zjadałam śniadanie, bo wtedy wiedziałam, że jak będzie mi się kręciło w głowie, to nie od głodu. Poczytałam o nerwicy, zapisałam się do psychologa, który potwierdził diagnozę lekarza rodzinnego.
Objawy somatyczne odczuwałam codziennie od rana do wieczora (drżenie rąk, dziwne zawroty głowy, długo miałam okropną zgagę, kulę w gardle, uczucie miękkich nóg, sztywny kark, kołatania serca oczywiście, duszności jakby ktoś nagle odciął mi tlen, uczucie połykania własnego języka, oraz uczucie jakbym miała zaraz zemdleć, wiecznie byłam zmęczona, nic mi się nie chciało, do wszystkiego się zmuszałam) lęk doskwierał mi w każdej sytuacji. Bałam się wstawać, bałam się chodzić, bałam się kąpać, bo w głowie zaraz pojawiała się myśl,że zemdleję. To wszytsko doprowadziło do tego,że bałam się wychodzić z domu.
Na samą myśl, że mąż pójdzie do pracy (ja nie pracuję-zajmuję się dziećmi) a ja zostanę sama z 2 małych dzieci robiło mi się słabo. To trwało jakieś 3 m-ce. Później zaczęło się poprawiać.
Powiedziałam sobie, że dość tego, że tak dalej być nie może, że albo ja pokonam nerwicę, albo ona mnie. Cały czas brałam tylko tą 1 małą tableteczkę miansec raz dziennie i od czasu do czasu hydroxyzynę 10mg. Od tego miansecu czułam się zamulona, senna, ale uspokojona. Zaczęłam wychodzić z dziećmi najpierw przed blok chociaż na trochę na ławkę, potem kawałek dalej na plac zabaw. Mimo tego,że strach był ogromny, że zemdleję jak wyjdę, bo tak się źle czuję, ale ze względu na dzieci wychodziłam, bo dlaczego one mają tracić dzień i wyjście na dwór, tylko dlatego, że mama źle się czuje?.
Potem zauważyłam,że jak jestem na dworze i z kimś rozmawiam, to objawy się wyciszają lub też całkowicie znikają. I to dało mi do myślenia. Zaczęłam analizować i wysuwac wnioski. Jak to jest,że w domu tak źle się czuję, a na dworze to się wycisza. Stopniowo zaczęłam wykonywac obowiązki domowe, robić na przekór nerwicy i mimo objawom. Tak doszłam do stanu w jakim się dziś znajduję, tzn. mam objawy somatyczne, ale bardzo małe i w skali 1-10 może 3. Nigdy nie brałam żadnych innych psychotropów (mimo,że psychiatrzy przepisywali mi różne). Po przeczytaniu w necie historii pewnej osoby, jak to ona wyszła z nerwicy, to dało mi nadzieję, że jeśli inni mogą, to ja też.

Wiem,że przede mną jeszcze długa droga, ale też wiem, że dam radę, i że idę w dobrym kierunku. Zdarzają się lepsze i gorsze dni, ale wiem, że to tylko od nerwicy, że tak naprawdę jestem zdrowa i nie rozkminiam się nad objawami, tylko pozwalam im być, bo wiem, bo zaraz sobie pójdą, a ja wrócę do normalności.
Na waszą strone trafiłam dopiero niedawno, a szkoda, bo to o czym mówicie ma sens i tylko nerwuski moga to zrozumieć. Gdybym trafiła na Was prędzej, to może szybciej udało by mi się z tego wyśjć, a tak musiałam sama do tego dojść swoimi przemyśleniami. Tak po części ma się moja historia.
Pozdrawiam Was nerwuski:)