Hej! Może na początku się przedstawię. Jestem Ada i mam 24 lata. Mieszkam w małej miejscowosci pod Krakowem z rodzicami i 2 starszego rodzenstwa, siostra i bratem. Otoz z nerwica borykam sie w sumie od 5 lat, od roku jest mega poprawa. Ale moze po kolei.
Otoz tak na prawde, jakbym chciala powiedziec ile juz jestem zaburzona, to w sumie od 12 roku zycia. czyli niestety polowe mojego zycia.... co czasami mnie dobija i zabiera wszelka nadzieje.... Otoz pewnego dnia, bylam w 5 klasie podstawowki czekajac w kolejce do spowiedzi moja kuzynka powiedziala do mni, ze jej zawsze jest slabo jak ma isc do spowiedzi i doslownie po paru minutach mi samej zrobilo sie slabo. Juz dokladnie tego nie pamietam co bylo potem, natomiast szkole mialam niedaleko domu, doslownie pareset metrow, wiec tu nie bylo problemu, gorzzej z zajeciami zespolu na ktory uczeszczalam i ktory wymagal samodzielnego chodzenia, wystepow itp, Niestety, nie wiedzac co mi sie dzieje musialam zrezygnowac z zespolu...

ja jakos sobie tam zylam, balam sie sama prawdopodobnie gdzies chodzic, jezdzic do miasta itp. Po 2 latach poszlam do gimnazjum, praktycznie z cala moja klasa. W klasie mialam tez przyjaciolki oraz kuzynke (razem spedzilysmy praktycznie cala edukacje, ale o tym pozniej) takze w ogole sie czulam mega bezpiecznie. Gimnazjum bylo bardzo duze, miescilo prawie 400 uczniow, i miescilo sie okolo kilometra id mojego domu. No i tak codziennie maszerowalam sobie ze znajomymi, którzy po kolei mnie zgarniali z domu, wiec mialam te moje bezpieczne osoby, i bylo ok, chociaz juz wtedy mialam "to cos z tylu glowy". Kiedy pewnej niedieli kleczac w kosciele zemmdlalam totalnie, az ludzie musieli mnie wynosic.... Teraz jak sobie mysle to wszystko przez kosciol XD I od tego momentu zaczelam sonie wkrecac coraz bardziej, zaczelo sie niechodzenie do szkoly, ciagle bole brzucha, zwalnianie sie do domu itp. To byla pierwsza klasa. I wtedy pewnego dnia stwierdzialm, ze nie chce tak zyc, zawzielam sie w sobie i stwierdzialm, ze bede chodzic mimo wszystko. I tak chodzialam wtedy, ze az przez 2 lata milama nagrode za 100% frekwencje xdd Aha, to tez sie jakos tak nalozylo, ze moja kuzynka ( z która w ofole mieszkalam i z jej rodzicami az prawie do studiow) tez zaczela miec te bole brzucha i nie chodzial do szkoly. Ok, zatem ogolnie gimnazjum jakos przeszlo, aha jeszcze w tym czasie jak co mialam jak to moja mama mowla spazmy, zaliczylam wizyty u psychologa, nawet u psychiatry, szpital bo mysleli ze to moze jakis helicobacter itp. No wiec, do liceum dlugo zaastanawialam sie gdzie mam isc, natomiast oczywiscie poszlam gdzie moje przyjaciolki i kuzynka, do klasy biol chem , szokla byla juz w miescie, dojezdzalam autobusem, na poczatku wiasomo czulam spiecie itp, aczkolwiek znalam juz te stany, wiedzila ze musze sie po prostu zaaklimatyzowac,no wiec liceum, chcoiaz bardzo stresujace pod wzgledem nauki itp. bylo tak na prawde moim bezobjawowym okresem, aczkolwiek juz jakas dalsza jazda np tramwajem do centrum krakowa wiazala sie ze spieciem. No i tu nadchodzi punkt kulminacji, zatem jest po maturze, wiadomo stres,itp ale rowniez ta swiadomosc, ze ide na studia zupelnie SAMA, tzn bez tzw. bezpiecznych osob. A wiec pewnego dnia zrobilo mi sie slabo, totLNIE mnie odrealnilo, nie wiedzialam co sie ze mna dzieje, i od tamtego momentu zaczal sie moj nerwocomy koszmar. Nieustanny lek, dd, somaty, spiecie ciala, kolysanie itp. Na moje szczescie okazalo sie ze 2 moje przyjaciolki plus moja kuzynka z owczego pedu poszla ze mna na studia. I chyba bylo to dla mnie blogoslawienstwo. Poniewaz nie wiem jakby to sie w ogole wszystko potoczylo..... No wiec na studia chodzilysmy razem, ja czulam sie strasznie, nie wiedzaialam co sie ze mna dzieje glownie przez dd, balam sie wychodzic z domu itp. Pierwszy rok jakos minal, w miedzy czasie nawet bylam w pracy z kolezankami oczywiscie , czulam sie strasznie, pozniej na drugim roku stwierdzilam ze to jednak samo tak jak kiets nie przejdzie i musze isc do specjalisty. poszlam do psychiatry i dostalam leki, pozniej drugie, jakos srednie byly efekty. zmienilam psychiatre dostalam seroxat ktory bralam przez 3 lata w sumie, a rok temu odbylam terapue na oddziale lecznia nerwic. w miedzt czasie oswajalam sie ze swoim stanem, juz tak bardzi sie nie balam, aczkolwiek to dalej ze mna bylo. aha, razem z dziewczynami i tez z 2 z roku zapisalysmy sie do szkoly policealnej,
No wiec, byl to koniec pierwszego stopnia inzynierki, badania udalo mi sie tez zrobic z kolezankami w jedenj katedrze, ostatkami sil napisalam prace, obronilam sie i nagle mojaprzyjaciolka z wiadomoscia ze ona musi miec rok przerwy bo tez jest zmeczona psychicznie. wiec ja oczywiscie nie wyobrazlaam sobie studiowav sama i tez tak stwierdzilam, ze tak zroobie. no wiec decyzja padla. I teraz, nadszedl czas terapiii , byla to terapia 3 miesieczna, grupowa plus indywidualna, tak na prawde malo co sie dowiedzialam merytorycznie na tej terapii, a czkolwiek zaczelam sobie uzmyslawiac, ze skoro nic mi sie nie dzieje idac samej to znaczt ze ogolnie mi siie nic nie stanie . na terapii ptrzerabialam glownie niby watek doroslosci, ze boje sie isc do pracy it. al e ludzie tam nie rozumieli czemu sie balam. bo ja nie balam sie jakos bardzo ludzi, a tego ze zemdleje w tej pracy, ze dostane ataku paniki itp. Ale mimo to pozna;am tam super ludzi i oni dali mi tak duzego powera i motywacji, ze serio poczulam sie extra, i uwaga, poszlam do pracy, na dodatek do korporacji, Bylo tam super, praktycznie zadnych objawow, aczkolwiek z tylu glowy jak i do dzisiaj jest ze mna "to cos z tylu glowy, a co jak cos sie zaraz spieprzy itp", i pracujac mimo to, ze czulam sie dobrze mialam takie jakby zaliczanie dobrych dni. no wiecprzyszedl czas powrotu na studia, po roku przerwy i w sumie to z tchorzostwa wrocilam troche na studia, bo sa one troche dla mnie bezpecznym miejscem poniewaz wrocilam z kolezanka(znane osoby itp).
No wiec tak co jest moim problemem..... Uwazam ze i tak bardzo duzo osiagnelam, aczkolwiek wiem, ze jesczcze bardzo duzo pracy u mnie, poniewaz, ostatnio lezac w lozku stiwerdzialam, ze
ja nadal sie boje.
nie umiem zyc sama, caly czas boje sie ze to wroci itp ze sobie nie poradze w zyciu
wychodzac z ddomu zawsze mam taki jakby lek przed lekiem
idac gdzies sama w jakies miejsce bardzo sie stresuje
nadal boje sie pracy
mam natrety zwiazne ze nie znajde pracy, ze bede bezdomna itp
Ogolnie to kieys mysllam, ze mam agorafobie i tak tez powiezialam, mojej terapeutce aczkolwiek ona powiedziala, ze rnie poniewaz normalnie podrozuje itp
ogolnie to mam wrazenie ze poruszam sie w takiej klatce, strefie komfortu, bezpiecznych miejscach i np nie wyborazam sobie jechav sama do jakiegos innego miasta itp. aha jestem w terapii dla dda, nurt psychodynamiczny okolo 9miechow no ale jakos malo sie tam dzieje.... nie wiem
pewnie jak zwykle zapomnialam o milionie rzeczy i strasznie chaotycznie
Aha no i pytanie to, co robic zeby calkowicie stac sie samodzielna xdd czy tak sie w ogole da skoro od tylu lat tak funkcjonowalam...