
Chodź już pół roku zaglądam tu na forum dopiero teraz postanowiłam opisać swoją historię. Odkąd sięgam pamięcią wstecz byłam dzieckiem, które wszystkiego się bało. Jak tylko mama wychodziła z domu ( mieszkałam na wsi ) szukałam jej żeby sprawdzić czy nic się jej nie stało. Posuwało się to do tego, że zimą potrafiłam wylecieć bez butów i bez ubrania na podwórko by jej szukać. Nigdy nie lubiłam zostawać sama i zawsze się bałam. Nigdy nie chciałam spać sama ( mam 2 rodzeństwa) zawsze spałam z bratem lub siostra w jednym łóżku. Nie mogłam zasnąć gdy drzwi do pokoju rodziców były zamknięte. Jak się budziłam w nocy musiałam je zawsze koniecznie otworzyć. Był też taki moment że w nocy budziłam się i szłam do rodziców do pokoju, kładlam się gdzieś przy łóżku i spałam do rana , a później wracałam do siebie. Albo wchodziłam do mamy do łóżka w nogi i tak zwinięta w kulkę leżałam. W nocy często miałam użycie bólu serca. Bałam się wszystkiego. Nie chodziłam nawet sama do sklepu mimo już nastoletniego wieku ( raz jak szłam z siostra mając ok. 10 lat jechał jakiś facet samochodem i pokazał nam członka) od tego momentu nie wychodziłam sama nigdzie. W domu nie było kolorowo. Ciągle awantury, ojciec nadużywający alkohol. Wieczny lek czy nie będą się kłócić albo czy czegos mamie nie zrobi. Człowiek w szkole myślał o tym czy w domu się coś nie dzieje. Przy każdej awanturze wpadałam w histerię, płacz , krzyk. Nie mogłam się uspokoić. Wraz z wiekiem zaczęłam spać sama w łóżku choć nadal we wspólnym pokoju. Awantury były, nadal je mocno przeżywałam. Poszłam na studia, musiałam sama jeździć pociągiem ze swojej wsi. Musiałam rano sama wychodzić na stację i nie raz wracać jak było ciemno. Robiłam to bo nie miałam wyboru ale kosztowało mnie to dużo zdrowia. Strach towarzyszył mi każdego ranka kiedy szłam na pociag i kiedy wracałam. Na studiach poznałam mojego męża , mogłam się wyrywać z domu . Nie słuchać awantur , ale została w domu siostra i brat. Mimo wszystko jak wychodziłam ciągle myślałam o tym co się tam dzieje. Awantury były do tego stopnia, że wraz z rodzeństwem umawialiśmy się kto zostaje w domu a kto wychodzi żeby mamie się nic nie stało. Później poszłam na studia mgr, przeniosłam się do Warszawy wraz z moją drugą połówka . Mieszkaliśmy tam dwa lata , studiowałam, pracowałam jakoś to było ale też wieczny lek. Musiałam wracać przez pół Warszawy z pracy po nocy. Dużo mnie to kosztowało. Ciągle myśli o tym co dzieje się w domu. Później jakoś się toczyło, wróciliśmy z Warszawy i układaliśmy sobie życie w rodzinnym mieście męża. Było lepiej i gorzej, leki towarzyszyły tak jak zawsze. Mama musiała wyjechać do pracy za granicę , jakiś czas później na jaw wyszły zdrady ojca , to był rok 2016 krótko przed moim ślubem. Jakoś to wszystko przeszło, mama nie wnosiła sprawy do sądu. W grudniu 2016 r musiałam przyjechać do domu rodzinnego gdyż moja mama zjezdzala z za granicy na święta a ojciec ciągle ja gnębił . Chciałam pomoc siostrze, która poszła do pracy i mieszkałam w rodzinnym domu miesiąc póki mama nie wyjechała za granicę. Miesiąc ten był dla mnie horrorem. Ale nie chce tego opisywać. Ogólnie awantury straszne , rękoczyny . Później było tylko gorzej , wieczne pretensje ojca , mama założyła sprawę. Ojciec męczył nas psychicznie zeby mama wycofała sprawę. W lutym 2017 napadł na mamę w miejscu pracy i ja pobił. Tego samego dnia co doszło do tej sytuacji pojechałam do rodzinnego domu, zabrałam siostrę która tam mieszkała . Znaleźliśmy mieszkanie, uciekła od ojca który znęcał się nad nią tak samo jak nad mama. Jakoś to w miarę było, ale w między czasie dużo nerwowych spraw , telefonów od ojca itp. to wszystko ciągnęło się cały czas. Ciągły niepokój o mamę , siostrę. Czy ojciec zadzwoni czy nie z pretensjami. W lipcu gdy przyszłam rano do siostry poczułam mocne uderzenia serca. Takie jakich nigdy nie czuła. Przestraszyłam się , na drugi dzień czułam się słabo poszłam do lekarza . Zlecono EKG, które wyszło źle gdyż byłam bardzo zestresowana. Puls 150 . Zlecono wizytę u kardiologa. W nocy lek, zimny pot , trzęsienie się nog. U kardiologa również stres ale nie stwierdził żadnych problemów z sercem . Przepisał bloker i leki psychotropowe po krótkim wywiadzie i badaniu stwierdził, że stan ten związany jest z lękiem . Zaraz po powrocie zaczęłam się czuć dobrze. Bloker wzięłam dwa razy, psychotropy tydzień a że nie widziałam poprawy odstawiłam . Zaczęły się dziać dziwne rzeczy, zaburzenia widzenia , uczucie bycia w bańce mydlanej, nie mogłam stać bo miałam wrażenie że zaraz zemdleje. Pulsowanie całego ciała ,. Bałam się chorób . Zrobiłam morfologię , wyszła ok. Poszłam znowu do internisty , pani doktor stwierdziła że nie widziała osoby z taką nerwica i depresja i poleciła mi wizytę u psychiatry. Skierowała mnie też do okulisty i neurologa. Okulistę odwiedziłam z wielkim trudem bo bałam się, że wyjdzie mi coś złego . Wada wzroku dość duża , ale wiedziałam już dawno , że nie widzę dobrze. Nic więcej nie widział. U neurologa nie byłam bo się strasznie boje. Oczywiście od tego momentu wkręcam sobie wszystkie choroby . Guz mózgu, wylew , tętniak, glejak, chłoniak, udar, problemy z sercem, żołądkiem, stwardnienie rozsiane itp. W między czasie pojawiały się i znikały różne objawy: drętwienia, mrowienia, prądy w stopach , pulsowanie mięśni, uczucia ciepła i zimna w okolicach twarzy i głowy , drganie powiek, biegunki, bóle w okolicach żeber, mrowienie ust , fale ciepła , trzepotanie serca, przeskoki serca , uczucie zatrzymania i ruszenia serca, widzenie gorsze na jedno oko,widzenie mętów, bujanie , uczucie ściągania na bok przy chodzeniu, kłucie w głowie , rwący ból głowy pojawiający się na chwilę i znikający , zatkane uszy ,szumy uszne ,buczenie w uszach, uciski w głowie . Ciągle skanowanie ciała, budzenie się z lekiem co przyniesie dzień, nasilanie się objawów w miejscach publicznych . W ogóle miałam wrażenie że większość rzeczy dzieje się w obrębie głowy , prawej strony głowy i serca(na pewno zapomniałam o wielu objawach tak dużo tego było). Od lipca do praktycznie grudnia nie było dobrych dni. Chyba, że zajęłam się czymś ,zapomniałam o tym co się dzieje. Pojawiały się chwilę ,że było ok. Zwłaszcza jak się rozluźniłam, wypiłam trochę alkoholu. Ale z każdym dniem też potrafiły pojawić się nowe objawy , jak się z czymś oswoiłam to co rusz coś nowego. W głowie ciągły alarm z coś nie tak z mózgiem, że jakaś choroba , ale nic nie jest w stanie przekonać mnie do wizyty u neurologa. Od jakiegoś czasu pojawia się parę lepszych dni, takich że mam chęć coś robić , że dobrze się czuje. Ale za chwilę sobie przypomnę o mrowienie nogi i hop jest. O bujaniu i buja jak na statku. O głowie i znowu coś się dzieje. Poczytam o jakichś objawach chorób zaraz je mam. Czytałam o glejaku i sztywności karku, od tygodnia słyszę każda kostkę jak pstryka gdy ruszam głowa. Staram się żyć , ale nie mogę. Wszyscy w koło mają już dość słuchania , że choruje na coś poważnego, że umieram, że źle się czuje. Nie mam ochoty na nic. Najbardziej szkoda mi męża , , ale nie jestem w stanie sobie z tym wszystkim poradzić. Jak tylko pojawią się jakiś objaw ,poczytam o jakiejś chorobie uderza mnie fala ciepła i nogi jak z waty. Puls czasami normalny, zwłaszcza wieczorami nawet ok.60 ( wtedy panika że za niski ) w dzień różnie ale są dni kiedy jest ok, a kiedy powyżej 120 . Żyje w ciągłym strachu że zaraz umrę , że położę się spać i nie wstanę. Nie lubię się kłaść spać, boje się zasypiać, budzę się co chwilę . Coraz gorzej sobie z tym radzę bo jak jest jeden dzień ok to potem uderza ze zdwojoną siła. Staram się nie myśleć o tym wszystkim , ale tak się nie da. Dodatkowo jestem ciągle nerwowa , o wszystko się czepiam. Widzę , że mąż ma już dość, ale nic nie potrafię z tym zrobić . Byłam zadbana dziewczyna , uśmiechnięta. Teraz jestem 27 latka, której nawet się nie chce umyć włosów czy zrobić makijażu i nie ma na nic ochoty. Najchętniej całe dnie bym siedziała w domu. Wychodzę tylko do siostry bo boje się siedzieć sama kiedy mąż jest w pracy. Nie jestem nawet w stanie podjąć pracy. Ciągle tylko siedzę, myślę . Mierze puls i ciśnienie po 300 razy dziennie , staje na jednej nodze w celu sprawdzenia równowagi i celuje palcami w nos z zamkniętymi oczami. Macam się w poszukiwaniu węzłów chłonnych itp. Kazdy dzień wygląda tak samo. A gdy jest lepszy pojawia się myśl, że zaraz umrę bo mi się poprawiło…