
Nie bez powodu tutaj jestem, choć w życiu radzę sobie całkiem nieźle. Postaram się w skrócie napisać o sobie. Jestem kobietą i mam 26 lat, wykształcenie wyższe, można powiedzieć, fach w ręku, męża, roczną córeczkę, plany na przyszłość. Pewnie pomyślicie, co ona tutaj robi? No właśnie, zacznę od tego, że wszystko co do tej pory osiągnęłam bardzo dużo mnie kosztowało, zdecydowanie za dużo. Dzieciństwo nie było kolorowe, w domu alkohol, awantury tłumaczyć nie trzeba, że to dramat dla każdego człowieka, rzutujący na jego przyszłość jakkolwiek świetlana by ona nie była. W szkole bywało kiepsko, bunt, alkohol, papierosy, narkotyki, ale gdzieś tam ten 1% rozumu, który nie pozwolił mi się stoczyć. Alkohol wciąż jest obecny w moim życiu dość często, do czego się przyznaję, choć wstyd. Później studia, byłam bardzo ambitna ale i nie radziłam sobie ze stresem, nie radzę nadal. Studia skończyłam, lecz na lekach bo stres nie pozwalał mi funkcjonować, bezsenność, ciągły smutek, wyolbrzymianie problemów tak minął okres moich studiów ale udało mi się zdobyć tytuł mgr. Chciałam przełamać ten paraliżujący strach idąc do pracy ale znów rano ból brzucha, wydawało mi się, że nikt mnie w nowej pracy nie lubi, wszyscy obgadują, że nic nie potrafię dobrze zrobić. W między czasie zaszłam w ciążę, odchodząc na macierzyński wszyscy byli mi życzliwi, po porodzie się odzywali, okazało się, że osoby które myślałam, że mnie nie lubią jednak darzyły mnie sympatią... Skąd więc te myśli? Założyłam rodzinę, myślałam, że to będzie lekiem na mój stres. Niestety jest gorzej. Zwykły telefon by zapisać córkę do lekarza mnie paraliżował. Strach właściwie nie wiem przed czym, przed panią z rejestracji która odbierze telefon? Staram się to przełamywać ale czasem nawet wyjazd do sklepu mnie stresuje! Stres towarzyszy mi na każdym kroku, wciąż odkładam ważne sprawy, jakbym chciała uciec przed nimi. Miałam dość pracy, teraz mam dość siedzenia w domu z dzieckiem, bo wydaje mi się, że jestem beznadziejna bo nie realizuję się zawodowo, że w oczach innych jestem pasożytem (pomimo, że mam zasłużony urlop i własne pieniądze). Chcę zmienić pracę na bardziej rozwojową, lecz na samą myśl o wysłaniu CV robi mi się niedobrze z nerwów i ciągle odkładam szukanie. Zrobiłam potrzebny kurs, ale nawet zapisanie się na niego kosztowało mnie sporo stresu, myślałam o tym po nocach, trzęsły mi się ręce choć to nic takiego. Dlaczego tak jest? Czy to jakaś choroba? Jak mam sobie z tym poradzić? Pomóżcie