Za to pojawiaja sie mysli czy go kocham, co do niego czuje, czy chce z nim spedzic przyszlosc, czy to jest "to"...
No i tradycyjnie mam mysli kontra czyli to nie to, nie podoba mi sie, nie kocham go, nie pociaga mnie itp... ale nie wywoluja wielkiego leku.
Powiem wam ze zastanawiam sie co jest grane... mam poczucie ze jak jest to spoko ale jakby go nie bylo to tez byloby ok i tez bylabym szczesliwa.
Ale przy tym przebywanie z nim daje mi kopa energetycznego, nosi mnie, jestem gotowa do dzialania.
Zauwazylam ze nie jestem zdolna do zauroczenia jak to bylo w wieku nastoletnim. Moje uczucia sa raczej splycone i jednostajne. Zastanawiam sie nad tym co to jest milosc jak sie ja odczuwa i czy to wszystko na tema milosci to nie jest bajka wyidealizowana ze "to sie czuje" i koniec... I czy serio tak jest ze bez tej osoby nie wyobraza sie zycia? A moze wyobraza sie? Jest to bardziej decyzja i kierowanie rozsadkiem w momencie postanowienia ze chce sie byc z ta osoba czy serio jakies uczucie?
W chwili obecnej nie wiem konkretnie co do niego czuje, jeszcze jakis czas temu musialam sie pilnowac zeby nie palnac "kocham cie" bo cisnelo mi sie na usta a teraz juz nie...
Opowiecie mi o swoich doswiadczeniach?
Jak u was postrzeganie i uczucie milosci zmienialao sie na przestrzeni lat i dojrzewania?
Napiszcie tez prosze ile macie teraz lat i w tym momencie czym jest dla was milosc, zwiazek
