Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

mieszane uczucia

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
BornToKillVV
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 11
Rejestracja: 19 maja 2020, o 16:30

26 maja 2020, o 15:58

Hej wszystkim,
To właściwie mój pierwszy post, kiedyś jedynie udzielałem się kilka razy na fb. Jestem w trakcie leczenia nerwicy (jak podejrzewam: depresyjnej). Nie będę tu ze szczegółami opowiadał o objawach i somatach, bo nie ma to większego znaczenia dla całej sytuacji. Nadmienie tylko, że depresyjno nerwicowe przygody to u mnie trochę rodzinne (siostra bierze leki już kilka lat, mama też ma różne jazdy). Nigdy nie rozmawiałem o tym z psychologiem ale podejrzewam, że te problemy tworzy dość dziwna relacja z rodzicami (tata jakby nieobecny a mama nadmiernie zatroskana i często próbująca narzucić własne zdanie, w 99% nie mając racji). Mam 23 lata, za niedługo będę szedł na magisterkę lub do pracy, także to dość ważny i stresujący moment w moim życiu. Nigdy nie miałem większych problemów z psychiką, może poza nieszczęśliwymi miłościami, które co rok przyprawiały mnie o doła w liceum (ale to chyba całkiem normalne xd). Oprócz tego to raczej nie lubiłem sytuacji gdzie miałem się eksponować przed całkiem obcymi ludźmi (ale chyba nikt tego nie lubi, a ja mimo to pracowałem jako promotor w klubie, host i byłem nawet kilka dni w pracy jako marketingowiec, co bardzo miło wspominam). Raz po imprezie, gdzie przedawkowałem mdma miałem kilka napadów lęków w komunikacji miejskiej, po czym tak się wystraszyłem, że od razu poleciałem do psychiatry, który dał mi leki. Brałem je chyba jakoś kilka miesięcy, i tyle było widać te napady lęku. No ale napady lęków był (może z dwa i bardzo lekkie, od razu o nich zapominałem), więc pokazały one jakieś moje wewnętrzne demony. Kilka lat miałem święty spokój, jakieś silne stresy nie raz mnie paraliżowały, ale raczej ich nie unikałem i bez żadnych szacunków robiłem swoje. We wrześniu poprzedniego roku (2019) zerwałem z dziewczyną. Nie odczułem tego negatywnie, a raczej miałem jej już trochę dość. Odebrałem tą sytuację jako wspaniałą okazję na imprezę i poznawanie nowych ludzi (na co wczesniej też mialem okazje, ale teraz mogłem sam wybierac miejsca i ludzi jakich poznam). I imprezowałem tak co weekend, upijając się do trupa co najmniej 2-3 dni pod rząd, biorąc przy okazji inne używki, ale to raczej w małych ilościach i rzadziej. Niestety nagle z tyłu głowy pojawił się problem, że chyba jednak trochę tesknie, że zmarnowałem okazje na świetną dziewczynę z dobrego domu (gdzie ja sam jestem z takiego sobie), że zbliża się dorosłe życie (trzeba by się wyprowadzić od rodziców, iść do poważnej pracy, gdzie będzie masa obcych ludzi, silny stres itd.), że mam do napisania prace dyplomową, a nie mam nawet pomysłu co chcę napisać itd. Wszystko nagle we mnie uderzyło, więc piłem jeszcze więcej. Nagle wszystko przestało mnie interesować, czułem się dość bezsilny, wpadłem w błędnę koło: studia, praca, imprezy. I nic więcej. Bez żadnego pomysłu na to co dalej, a wręcz jedynym pomysłem było to, że po prostu będzie psiakostkowo. I nagle podobnie jak kiedyś: silny stres i dziwne uczucie w tramwaju. Olałem to. Potem lekki napad paniki u fryzjera na kacu (bo nic mnie nie cieszylo, wiec piłem często). Potem zeby zapomniec napad paniki u fryzjera to poszedlem na kolejna impreze. Za tydzień na zajęciach, gdzie mieliśmy dyskutować na temat jakiegoś projektu, oszołomiony, że nic nie umiem i mam cos mówić przed ludzmi, dostałem tak okropnego ataku paniki, który trwał ponad godzine. Po tym ataku paniki już konkretny strach, że coś mi się dzieję, że nie panuje chyba nad tym. Nagle się okazało, że mam problem żeby wyjść z domu... Ciężko mi się o tym piszę nawet. Później było jeszcze kilka ekscesów, ale koniec konców dostałem leki od psychiatry, które może pomogły, a może to ja sam sobie pomogłem, nie wiem. Miałem do napisania pracę dyplomową i sesje do zaliczenia, kilka prezentacji przed ludzmi ze studiow. Ogólnie już myslalem, zeby rzucic to w pizdu i się zabić, bo nie wyobrażałem sobie, że mogę teraz tego dokonac, bo przed wejsciem na uczelnie dostawalem napadu paniki. Ale jakos przy pomocu leków i samozaparcia się przezwyciężyłem, i sesje zdałem super a praca już napisana (ponad sto stron tekstu, pisanego wręcz momentami z przyjemnoscią :D). Przestałem tak imprezować, wróciłem do starego hobby jakim jest bieganie i kolarstwo (po treningu naprawdę do wieczora potrafię się czuć świetnie i wszystko mi się chcę). Od czasu naprawdę mocnych kryzysów (a było ich kilka, ogólnie całą poprawe mojego stanu zoobrazowałbym jaką taką sinusoidę, ale każdy kryzyzys sięgał coraz płyciej a dobry stan coraz wyże) minęło już jakies dwa-trzy miesiące. Aktualnie nie chodzę na uczelnie i do pracy bo jest epidemia COVID, wiec dużo stresorów zniknęło z mojego życia (akurat praca z ludźmi na rynku raczej mnie relaksowała). W związku z tym mój progres się gdzieś zatrzymał: niby funkcjonuję normalnie, jestem w stanie się zmotywować do wielu rzeczy, które jjuż teraz raczej po lekkiej obawie, którą przezwyciężam, sprawiają mi przyjemność a nie przyprawiają mnie o atak paniki jak wczęsniej (np. wyjście do sklepu albo na randkę). Ale no mimo to siedzę w domu, nie mogę się zmierzyć z wyzwaniem pojscia na uczelnie (ktorej nadal sie troche obawiam, chyba przez to, ze mialem tam tak silny atak paniki). Mysle tez o przyszlej pracy, gdzie nie wiem jeszcze nawet gdzie chcialbym pojsc, ale mysle juz o tym, ze bedzie tam pelno obcych ludzi i bedzie niemiło.. (no debil ze mnie XD). I w związku z tym, mimo, że poczyniłem duże kroki do przodu, i nie leżę juz trzesąc się ze smutku i nerwów w lozku nie mogąc sie do niczego zebrac, to mam dalej gorsze dni, lub momenty dnia. Z reguly są to dni kiedy nie mam wiekszego planu na spedzenie wolnego czasu albo po prostu te kilka godzin po wstaniu z lozka (wiem ze duzo nerwicowcow i ludzi z depresja najgorzej przechodzi pierwsza czesc dnia). Nie nazwalbym juz tego nerwami i smutkiem, a raczej marazmem, zobojętnieniem i "mysleniem o myslach" i samej nerwicy z depresja. Nie robi to juz na mnie zadnego wrazenia i nie dostaje zadnych somatów, nawet jakos wręcz pragnę sie skonfrontować z jakąś taką sytuacją (mimo, ze dalej sie troche boje, ale chce robic kroki do przodu). Mam też super dni, gdzie pojadę na jakąś wycieczkę, lub spotkam sie ze znajomymi. Wtedy potrafie godzinami nie myslec o tej calej nerwicy i myslach. Ale koniec koncow musimy sie zmierzyc z wlasnymi demonami sami, i będę całkiem wolny jak sam ze sobą będę w stanie żyć w świetym spokoju i mieć pusta głowe od tego gówna. A teraz mianowicie, powiedzcie mi, czy to jakiś kolejny etap wychodzenia z nerwicy i deprechy? Bo czuję, że puszcza, że nie robi takiego wrażenia na mnie, ale ciągle jest, tylko po prostu słabsza. I mam już tego troche dość, już dawno walnąłem w stół i powiedziałęm dość (właściwie w tydzien po pierwszym silnym ataku paniki), bo jestem zbyt otwartą, wesołą i z natury rozgadaną osobą żeby się tak męczyć. ALe muszę wiedzieć czy to wszystko idzie w dobrą stronę... Nie chce potem odstawić leków i znowu przeżywać tego paskudnego stanu
Awatar użytkownika
lubieplacki13
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 495
Rejestracja: 14 listopada 2019, o 21:50

26 maja 2020, o 17:52

Hej! Jestem w tym samym wieku co Ty i większość rzeczy się pokrywa, mam nadzieję, że pomogę. Czy to jest nerwica depresyjna, to bym polemizował, jakieś stany depresyjne może miewasz, ale nie nadawałbym sobie łatki, że masz depresje, czy nerwice lękowo-depresyjna, po prostu masz NERWICĘ, wszystkie objawy, które opisujesz w 100% do niej pasują. Moim zdaniem idziesz w bardzo dobrym kierunku i jesteś już naprawdę blisko "odburzenia", ALE - mam pytanie, czy nie nadajesz zbyt dużej uwagi i wartości rzeczom, do których uciekasz z powodu nerwicy? Sporo osób tak robi i to jest błąd, np. zaczynają się stresować i nasilają się objawy, kiedy mają "wolne dni", "ciężkie niedziele", "weekendy" i kiedy nie mogą o nerwicy "zapomnieć". A to tak średnio ma się do akceptacji zaburzenia i porzucania kontroli. Co do negatywnych myśli na temat przyszłości - myślę, że są normalne ze względu na Twój wiek, ja też je miewam, na takie myśli polecałbym Ci nagranko Hewada "gotowość życiowa". Wchodzenie w dorosłość to trudny moment, ale widać po Tobie, że dasz sobie z tym radę, bo nerwica już Ci puszcza, zostały takie resztki wątpliwośći i analiz nerwicowych, skoro nie masz somatów, to twoja uwaga skupia się teraz na tym. Ale najlepiej to puścić i zaakceptować, cóż, co będzie to będzie, a wydaje mi się, że ty jesteś na to bardzo dobrze przygotowany. Pozdro dla Ciebie!
/przerwa od forum
Awatar użytkownika
franixxx
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 198
Rejestracja: 28 marca 2020, o 21:46

26 maja 2020, o 19:07

Miałem tak samo jak Ty, praca, melanże, dragi, studia i dziewczyna, wszystko szybkie mało czasu na sen, mało czasu na wszystko, mozg nie wytrzymał takiego tempa i bach, nerwica, jestem troszeczke dalej od Ciebie od odburzenia, bo mam dosyc silne somaty, jesteś już blisko, po prostu zaakceptuj to, że tak teraz jest niby normalnie, ale troche dziwnie, firanka na świat już prawie jest cała odkryta tylko kawałek został i Ci wadzi w oczy, nic na siłe bez parcia powoli do przodu wariacie :)
BornToKillVV
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 11
Rejestracja: 19 maja 2020, o 16:30

26 maja 2020, o 19:48

lubieplacki13 pisze:
26 maja 2020, o 17:52
Hej! Jestem w tym samym wieku co Ty i większość rzeczy się pokrywa, mam nadzieję, że pomogę. Czy to jest nerwica depresyjna, to bym polemizował, jakieś stany depresyjne może miewasz, ale nie nadawałbym sobie łatki, że masz depresje, czy nerwice lękowo-depresyjna, po prostu masz NERWICĘ, wszystkie objawy, które opisujesz w 100% do niej pasują. Moim zdaniem idziesz w bardzo dobrym kierunku i jesteś już naprawdę blisko "odburzenia", ALE - mam pytanie, czy nie nadajesz zbyt dużej uwagi i wartości rzeczom, do których uciekasz z powodu nerwicy? Sporo osób tak robi i to jest błąd, np. zaczynają się stresować i nasilają się objawy, kiedy mają "wolne dni", "ciężkie niedziele", "weekendy" i kiedy nie mogą o nerwicy "zapomnieć". A to tak średnio ma się do akceptacji zaburzenia i porzucania kontroli. Co do negatywnych myśli na temat przyszłości - myślę, że są normalne ze względu na Twój wiek, ja też je miewam, na takie myśli polecałbym Ci nagranko Hewada "gotowość życiowa". Wchodzenie w dorosłość to trudny moment, ale widać po Tobie, że dasz sobie z tym radę, bo nerwica już Ci puszcza, zostały takie resztki wątpliwośći i analiz nerwicowych, skoro nie masz somatów, to twoja uwaga skupia się teraz na tym. Ale najlepiej to puścić i zaakceptować, cóż, co będzie to będzie, a wydaje mi się, że ty jesteś na to bardzo dobrze przygotowany. Pozdro dla Ciebie!
Chwilę po napisaniu tego posta obejrzałem odcinek, gdzie Hevad rozmawia z odburzonymi osobami, pt. "Świadectwo Marysi" i ona miała co prawda inne objawy i inne lęki, ale koniec końców schematy myślowe te same. Coś się stało na zewnątrz: boje się więc, że wydarzy się znowu, wiec unikam wychodzenia i sie tego boje. Tak samo mam np. z próbowaniem "czy się uda bez lęku". Dopiero jak mam naprawdę dzień, pełny innych myśli, czy też problemów, to się łapię na zapominaniu. Ale tak jak mówisz: czasami w gorsze dni wracam do tego mojego (ja tak to nazywam) "myślenia o myślach". Zaczynam się wtedy martwić, że jak będę o nich za dużo myślał, to znowu przejmą kontrolę nade mną jak kiedyś, no ale koniec końców wystarczy mi np. wyjść na zewnątrz, czy na rower i myśl gdzieś znika daleko. Także chyba faktycznie powinienem się tym mniej przejmować, bo po obejrzeniu rozmowy z Marysią widzę, że chyba to idzie w dobrą stronę :)
ODPOWIEDZ