Ja zmagam się ze stanami derealizacji jakieś 15 lat. Moja historia zaczęła się od wypalenia marihuany. Niestety był to feralny dla mnie okres w życiu, ponieważ zmarł wtedy mój ojciec, który miał problemy alkoholowe i nie miałyśmy z nim łatwego życia. Tamtego wieczora zostawiłam w domu mamę, która żle się czuła i po wypaleniu marychy, wkręciłam sobie, że mój ojciec "zabiera" do siebie moją mamę i ona umrze... Do tego muzyka, która leciała z szafy grającej- akurat w tej piosence był dźwięk bicia serca no i poszło... Otworzyłam oczy i dźwięki osób które do mnie mówiły powtarzał się, a ze mną stało się coś dziwnego, chyba tak przestraszyłam się tego stanu, że myślę że wpadłam w stan derealizacji. Wszystko byłoby dobrze, bo nie trwało to długo, ale następnego dnia, jak zaczęłam o tym myśleć i sobie przypominać, ten dziwny "stan" wrócił do mnie. Oczywiście koszmar, nie wiedziałam co się dzieje, lekcje w szkole, a ja wkręcałam sobie śruby, powroty do domu i jakby ciało było osobno, a ja osobno.... Trwało to trochę, ale poradziłąm sobie. Przez to oczywiście nabawiłam się nerwicy i przez te 15 lat żyłam tak, choć zawsze z tyłu głowy wiedziałam, ze ten dziwny stan dopadnie mnie jak będę o nim myślała.... Więc starałam się nie myśleć, aż do teraz

Po powrocie ze szpitala, chyba na 3 dzień, znów wkrętka i inny świat. W takich sytuacjach, najczęściej dla mnie stresowych, mogłam gdzieś wyjść, uciec- mak to przy nerwicy, bo najczęściej mnie to dopadało w szkole, w Kościele czy w pracy... ale z domu jak wyjść, jak uciec? Przecież do domu trzeba wrócić, żyć w nim... ;,( Tu jeszcze malutkie dziecko, którym trzeba się zająć, a ja jakby bez emocji, jakby mi głowa cierpła czasami i to ciągłe wkręcanie sobie, że może schizofrenia, że może jakieś psychozy... Tragedia

Ja doskonale przez te 15 lat nauczyłam się z tym żyć, nawet już mi się nie pojawiało, bo wiedziałam, że to tylko głowa.
Doskonale pomógł mi też artykuł admina, który wczoraj przeczytałam. W końcu dzisiaj się dobrze poczułam. Stwierdziłam, że wszystko wraca do normy, ale znów, szczególnie wieczorem- kiedy słyszę o dzieciach, o zamknięciu mnie w czterech ścianach, znów nietypowo zaczynam się czuć. Celowo wychodzę z domu, zajmuję się wszystkim żeby nie myśleć ale nie mogę jakby się odciąć od tego wszystkiego.. Najlepiej pomogło by mi gdybym teraz poszła do pracy, ale nie chcę i nie mogę zostawić dziecka. Przecież tak bardzo go kocham... Może macie jakieś porAdy dla mnie? Z całego serca byłabym wdzięczna

Ps, przepraszam że tak obszernie ale wierzę że znajomość mojej całej historii lepiej naświetli mój problem, przez co uda wam się coś sensownego doradzić..