Chciałbym opisać wam historie przede wszystkim moją (możliwe, że ktoś znajdzie podobną sytuacje), a później mojej nerwicy lękowej, jest to mój pierwszy post na tym forum, lecz obiecałem sobie, że jeśli wyzdrowieje nie zapomnę o innych i opiszę jak doszło do wyjścia na prostą, a że każdy ma swój powód do nerwicy, także nie omieszkam wytłumaczyć dlaczego mogło do niej dojść.
Zaczynając od początku,
Wychowałem się na typowych warszawskich blokowiskach, kawalerka, byle jakie ubrania po ojcu, ale rodzina kochająca jak mogła, choć z brakiem czasu na siebie samych. (aktualnie mam 21 lat, rocznik 1996). Mój ojciec ciężko pracował na każdą złotówkę, robiąc w budowlańce, przez co nie miałem wczesnego dzieciństwa bo od małego jeździłem z nim cały czas na budowy.
W pewnym momencie, zaczął odreagowywać na mnie niepowodzenia i stresy. Zaczął się alkohol, codzienne awantury, bójki, cóż życie. Jako dziecko świat postrzega się inaczej, cieszyłem się życiem, na prawdę mimo wszystkich przeciwności byłem dosyć pewny siebie i cały czas się śmiałem. Kiedy, zaś wracałem do domu zaczynał się ogień, pretensje o nic, o każdą głupotę. Mój ojciec doprowadzał mnie do takiej ilości płaczu, że dusiłem się. Zaczynałem być nieco inny od swoich rówieśników. Nie mówię, że oni mieli lekko, ale ile razy można nie wychodzić na podwórko bo wstydzisz się lima pod okiem. Mój ojciec jest dobrym człowiekiem, ale ma chwile, w których się go nie poznaje dostaje nieuzasadnionej furii nie wiadomo o co, brnie w to, a później nie potrafi nawet przeprosić. Kiedy próbuje się z nim nawiązać rozmowę jest tylko gorzej, rozbija rzeczy, rzuca czym popadnie, krzyczy.
W momencie pójścia do gimnazjum, zaczęło się dziać co nieoczekiwanego, zaczęło się nam polepszać. Kawalerkę zmieniliśmy na mieszkanie, a później rodzice kupili dom. Kiedy zaczyna być Ci lepiej często w Polsce ludzie nie akceptują tego, zaczynają Cię inaczej postrzegać. Maniakalnie nie wspominałem o swoim domu, nie afiszowałem się z niczym droższym, po prostu starałem się żyć spokojnie i nie "sępić" rodziców, choć teoretycznie mógłbym tak robić.
Mieszkając w dużym rodzinnym domu, nie mając rodzeństwa, można by powiedzieć, że szczęście sprzyja. Nic bardziej mylnego. Mój dom nie miał w sobie ciepła, którego bym chciał. Uciekałem z niego, bo panowała w nim nieustająca kłótnia, wspominanie starej biedy i wypominanie starych błędów.
Dobijając bliżej brzegu, bo i tak już mogłem zanudzić.

Mam na prawdę silny charakter i nie dajcie sobie wmówić, że nerwica jest chorobą ludzi słabych, przede wszystkim jest chorobą ludzi myślących, bo w wielu przypadkach nasza niewiedza byłaby błogosławieństwem. My jednak uparcie rozkminiamy esencje świata, swoją cielesność, analizujemy swoje zdrowie. Mój pierwszy atak zaczął się przez spełnianie ambicji rodziców, mianowicie Rodzice chcieli żebym przejął ich firmę, bądź z nimi pracował i żebym skończył studia, jednak jak mówiłem w domu było nie do wytrzymania, mój umysł podsunął myśl, że po maturze czeka mnie dalsza męka, lat 5 bite studiów i dostałem szajby. Z początku miałem ciężkości na głowie, które występowały też przed maturą, lecz wtedy nie przejąłem się tym skończyło się na lekarzach i ustąpiło, tym razem, zacząłem się analizować. Wujek Google nakierował mnie nerwicę, jednocześnie szkoda, że to odkryłem, z drugiej strony szkoda, że tak późno. Chciałem pójść na psychoterapie i dowiedzieć się więcej. Nagle dostałem ataku będąc w centrum handlowym. Odrealnienie, łzy w oczach, nieczucie w rękach, moja dziewczyna niepojmująca całej sytuacji, hiperwentylacja i myśli o omdleniu i reakcji ludzi. Cóż studia skończyłem szybko, pochodziłem parę dni, w olbrzymim stresie, nie wiedziałem co się ze mną dzieję.
Poszedłem do psychiatry i... o nie moi drodzy nie to co myślicie, wytłumaczył mi jak to działa. Uśmiechał się bez większej refleksji dał mi leki. Jestem człowiekiem nieufnym ludziom, pomyślałem: Jedna tabletka dziennie i będzie po temacie? To za piękne. Lęki się nasilały przestałem wychodzić z domu. Trzykrotnie sięgałem po antydepresanty, z szuflady, które kupiłem na wszelki. Powiedziałem o wszystkim rodzicom, mojej dziewczynie i to oni powiedzieli, że to moja decyzja lecz niekoniecznie wyjście. Leków w końcu nigdy nie wziąłem. Płakałem dniami, nocami, po prostu coś we mnie pękało, że moje życie to będzie męka, że całe życie miałem "dopierdalane" od ojca, a teraz jeszcze to mi przeszkadza w byciu szczęśliwym. Chciałem się zabić. W przeszłości gardziłem samobójcami, uważałem, że to straszny cios dla bliskich. Zrozumiałem, że nawet samobójcy mają swój powód. Dla mnie życie było męka.
W końcu zapisałem się na psychoterapię, dwa razy w tygodniu, pieniądze dostawałem od moich rodziców (w gruncie rzeczy niestety, to jest jedyna rzecz którą mi mogą od siebie dać...). Nie mówię, że był jakiś ogromny przełom. Bałem się autobusów, prowadzenia samochodu, że kogoś zabije stąd wziąłem pobliskiego specjalistę, aby do niego chodzić, przy okazji odwiedzałem park, aby się dotleniać. Rzuciłem marihuanę, to wiadome, bo to ona też była prowodyrem odblokowania nerwicy i tych emocji, jarałem ją setki razy, z reguły na koniec dnia, żeby uspokoić myśli. Papierosy też rzuciłem, zacząłem biegać po lesie, zwalniać tempo życia i zacząć myśleć o sobie, nie o zdaniu innych. Najgorszy stan był w listopadzie. Moja dziewczyna spędziła, na moje życzenie, urodziny tylko i wyłącznie ze mną, przez co niesamowicie się obwiniałem.
W końcu walnąłem pięścią o stół i powiedziałem, że czas zmienić swoje życie. To może dziwne, ale zacząłem żyć jakbym mógł umrzeć w każdej chwili i mnie to nie obchodziło. Powoli sukcesywnie pokonywałem blokady i robiłem coraz więcej rzeczy ze starego życia. Wytatuowałem sobie całe przedramię w ramach sprawdzenia mojej reakcji, oraz pamiątki postanowienia i o dziwo 7-mio godzinna sesja nie była taka straszna. Zrozumiałem, że na prawdę nerwica siedzi tylko w umyślę. Rzuciłem studia, pracę u rodziców, wziąłem oszczędności, kredyt, dotacje i otworzyłem własną działalność, kompletnie niezgodną z wizją ojca, lecz z moją jak najbardziej. Bardzo skrócam tą opowieść, ponieważ to nie następowało tak "tip top", ale nie o to chodzi. Każdego dnia walczyłem i przyrzekłem sobie, nigdy się nie poddawać, a ewentualnie odpoczywać. Kiedy już dzień nie dawał mi spokoju, miałem doła i się dobijałem, zamykałem wszystko, czytałem książki i odprężałem się myślą: Mariusz dzisiaj świata nie uratujesz, a tylko możesz zniszczyć swój, jeżeli dzisiaj nie odpuścisz, odpocznij. Jutro jest nowy dzień. Wstawałem i działałem dalej.
Po 3 miesiącach zakończyłem psychoterapie, zdaniem mojej psycholog to bardzo wcześnie, ale widzi postępy i że już sam znalazłem odpowiedzi na siebie. Wykrzyczałem cała prawdę o moim życiu mojemu tacie, kłótnia trwała dwa tygodnie i facet pierwszy raz w życiu mnie przeprosił, za całe moje życie. Mam do niego niesamowity, żal i powiedziałem, że to będzie ze mną do końca moich dni, ale mu wybaczam. Teraz zaczął się starać, a ja wyremontowałem lokal, sam swoimi rękoma i wszystko stworzyłem na swój pomysł. Zrozumiałem, że życie prowadzone za rękę i spełnianie ambicji rodziców, to ch*j nie życie. Każdy ma prawo do swojego szczęścia i jeśli ma, chociaż minutę chwili na zaryzykowanie, warto. Kiedy robisz to co kochasz, żaden dzień nie będzie dla Ciebie pracą. Aktualnie firma się rozwinęła, choć nie ukrywam, że miałem ogrom stresu, ale pomyślałem, że nie takie rzeczy przeżyłem. Dzięki temu też, nie przejmowałem się nerwicą, bo tłumaczyłem sobie, że mam teraz powód do stresów i to jest całkowicie normalna reakcja mojego ciała, na to wszystko co się dzieje, tym bardziej, że nie oszukujmy się, mało kto zakłada firmę w tak młodym wieku, jednak zawsze byłem dojrzalszy emocjonalnie od rówieśników, stąd dzisiaj mam starszych o parę lat znajomych i dziewczynę.
Jestem niezmiernie zadowolony, że udaje mi się stawiać czoła wszystkim przeciwnością. Musiałem przewartościować swoje życie na nowo. Z rodzicami ograniczam kontakt, ponieważ działają na mnie hamująco, chcą przestrzec przed wszystkim błędami świata, ale nie rozumieją, że każdy musi odnosić porażki, bo to część prawdziwego życia. Wybrałem życie z ich perspektywy gorsze, mam mało pieniędzy, kredyt, nie proszę ich o żadną złotówkę i nigdy nie będę. Wybrałem swoje, życie. Tak. Będzie ono biedniejsze, może nieco stresowe, może mi się nie udać, ale właśnie o to w tym wszystkim chodzi.
Nerwica mija mi z dnia na dzień, efekty są powolne, ale stałe. Wróciłem do życia towarzyskiego, odświeżyłem stare znajomości, znowu jest jak kiedyś. Wysypiam się, nie mając już niespokojnych nocy i mam dziewczynę, która wspierała mnie w złych i dobrych chwilach. Po prostu promienieje, coraz bardziej. O mojej nerwicy dowiedzieli się tylko rodzice i moja dziewczyna, chyba sprytnie ją maskowałem. Możliwe, że to błąd, ponieważ rozmawianie o problemach z innymi przynosi niesowitą ulgę, jednak jestem uparty i uważałem, że to droga na skróty i nie ma sensu ufać ludziom, bo mogą obrócić to przeciw Tobie. Może to mój błąd, a może nie.. sam nie wiem. Miałem wszystkie możliwe objawy nerwicy, jakie wyczytałem na forum. Nie myślcie, że macie gorzej.


To chyba na tyle, uwierzcie mi mógłbym napisać całą książkę o moim życiu, ale wiem że nikt tego nie chce. Chcę zostawić za to dobre słowo. Z nerwicy da się wyjść, lecz trzeba nad sobą pracować. Przewartościujcie swoje życie, zróbcie rachunek i róbcie to co podpowiada wam serce. Tylko tak wyleczycie przyczynę tej "choroby", chociaż moim zdaniem tak nie powinno się tego nazywać. Jestem żywym przykładem na to, że można bez leków,szybko i skutecznie, bo rok czasu to krótki czas na odburzenie, wyjść na prostą. Nerwica to tylko i wyłącznie fizyczne ukazywanie naszego ciała, naszych obaw, lęków odczuć, niepokojów itd. jest to całkowicie naturalne, doprowadzając do niej, równie dobrze możecie ją uspokoić i zapomnieć. Działajcie trzymam za każdego kciuki. Każdy z was ma swoją historie i każdy ma indywidualną przyczynę nerwicy, odkryjcie siebie na nowo, zwolnijcie swoje życie, nie patrzcie na cały ten pęd świat, tego już nic nie zatrzyma, a wy macie być po prostu szczęśliwi, czego wam wszystkim życzę. Powodzenia Ludzie!!

Ps. Jeżeli ktoś ma problem nerwicowy, a spodobała się moja historia, zawsze możesz napisać, chętnie pomogę, doradzę, jak widać wyżej bardzo lubię pisać dużo i na temat.
