Jestem tu nowa i chciałam najpierw opowiedzieć o swoich problemach. Otóż moim największym problemem jest fobia społeczna, największy kłopot sprawia mi jakikolwiek kontakt z ludźmi. Właściwie głównym powodem tego od zawsze był strach przed ujawnieniem swoich prywatnych spraw (zaczeło się odkąd poszłam do szkoły i trwa do dziś a mam już 27 lat). Wolę kiedy inni mówią tylko o sobie i kompletnie nie interesują się moim życiem bo wtedy czuję się bezpiecznie. Generalnie od zawsze wstydziłam się swojego życia, rodzina mnie we wszystkim wyręczała i miałam minimum samodzielności i minimum siły przebicia i odwagi żeby sama dyktować swoje warunki i to trwa po dziś dzień. Wstydziłam sie zawsze, tego że inni są tacy niezależni a ja jestem w 100% uzależniona od swojej rodziny jak osoba sparaliżowana tylko i wyłącznie przez mój brak siły przebicia i uleganie im (też się tak nade mną rozczulali z racji tego, że byłam najmłodsza w rodzinie i często chorowałam) no ale w gruncie rzeczy okazało się, że przegapiłam te momenty dojrzewania i budowania swojej własnej autonomii a na zewnątrz oczywiście byłam szykanowana i dręczona psychicznie przez równieśników. Koniec końców sytuacja wygląda tak, że mam tylko średnie wykształcenie, nie mam pracy, wciąż mieszkam z rodzicami i nigdy nie miałam chłopaka. Ponad to całe życie czułam się bardzo samotna i wyobcowana, nigdy nie miałam nawet koleżanki poza paroma znajomymi kiedyś w szkole. Dwa lata temu poznałam przez internet pana, z którym przeżyłam jakieś bliższe doświadczenie (oczywiście dla niego to nic nie znaczyło, chciał mi po prostu pomóc coś w życiu doświadczyć i tyle ale mimo wszystko zawsze będę mu za to bardzo wdzięczna bo każde doświadczenie jest cenne i wzbogaca)
Teraz jest troche lepiej, nie czuje sie już samotna bo w tym roku poznałam na innym forum bardzo fajną kontaktową dziewczynę, stałyśmy się przyjaciółkami takimi od serca, niestety mieszka bardzo daleko ode mnie ale rozmawiamy codziennie po kilka godzin i wiem, że już nie będę sama.
W końcu po tych wszystkich latach zaczynam powoli dostrzegać, że moje życie zeszło na margines. Jest całkowicie nieważne dla nikogo a co jest najgorszym odkryciem to, że ono nigdy nie było ważne przede wszystkim dla mnie i nawet tego nie wiedziałam. Ale zrozumiałam to dopiero w tym roku w lecie kiedy poznałam dwie osoby, które poraz pierwszy w moim życiu okazały mi serce i potraktowały jak człowieka. Nigdy wcześniej nie czułam się kochana przez jakąkolwiek istotę a ta dwójka moich nowych "wirtualnych" znajomych pokazała mi czym jest miłość do drugiego człowieka i poczułam to razu. I faktycznie od tamtej pory zaczełam czuć, że ja też jestem wartościowa i też zasługuje na życie. Moja wrodzona skłonność do cieszenia sie z malutkich rzeczy przysłaniała mi właśnie tą wiedze, że sama siebie nie doceniam.
Teraz powoli wracam do życia, przynajmniej chce zacząć rozmawiać o swoich problemach i chcę poznać nowych ludzi, którym będę mogła przekazać troszkę tego optymizmu, który już ja zyskałam

(przepraszam za to wywnętrzanie sie
