Hmm, ja bym powiedział, że akceptacja nie jest tak naprawdę konieczna. Wszystko sprowadza się do uświadomienia sobie naszego realnego stanu i rzeczywistości. Podejścia do tego za pomocą rozumu i wysnucia logicznych wniosków. Bo kto jest rzeczywiscie w stanie zaakceptowac tak sporą dozę cierpienia? Chyba niewiele osób potrafi zostać męczennikiem z prawdziwego zdarzenia. Do czego zmierzam-zajmowanie się czyms, wychodzenie z domu, itp., to wedlug mnie wypieranie rzeczywistosci i "szarpanie się" z nerwicą. Gdy miałem takie stany jak Wy, to probowalem życ jak czlowiek bez nerwicy, a to powodowalo frustracje, bo: nie można być tak efektywnym, szybkim, inteligentnym, wyluzowanym. W pewnym momencie powiedzialem sobie dosc i stwierdzilem, ze z tym zmęczeniem, chaosem w glowie musze sobie odpuscic pewne sprawy. Doszedlem do wniosku, ze nie chce juz skonczyc studiow, zarabiac wiecej, podrozowac, imprezowac. Chciałem jedynie zaznac odpoczynku, spokoju, napic się herbaty i posiedziec w ciszy w domu. Po kilku dniach poczułem jak wielką presję wywierałem na samego siebie-ciężar był kolosalny. Nagle okazało się, że mam energię, objawy znacznie się zmniejszyły. Oczywiście po zastrzyku energii wróciłem do starych nawyków-czyli do spełniania oczekiwać ponad realne możliwości. Znowu powróciło wyczerpanie, frustracja, gniew i silne objawy. I tak kilka razy, aż pojąłem ten mechanizm. Chodzi, o to żeby działać na 100% swoich możliwości na ten moment. Jeżeli padasz na twarz, masz meksyk w glowie, i odrealnienie grilluje ci mózg to odpuść-gap się na ściane i śliń się jak warzywo, bo jedynie to mozesz na chwile obecną. Każda próba życia jak czlowiek bez nerwicy spowoduje zwielokrotnienie tego wszystkiego. Odpuściłem sobie rzeczy, ktore są obecnie ponad moje mozliwosci i wroce do nich (albo i nie) po odburzeniu. Dzięki temu okazalo sie, ze moge zyc jak przecietny kowalski: jechac na wakacje, obejrzec film, posluchac muzyki, pospacerowac, isc do restauracji. Dochodzi się do tego stopniowo. Gdy odrzucimy emocje, to jestesmy w stanie ocenic na co obecnie nas stać.
Jeżeli w twoim przypadku jest to placz, lezenie pod kołdrą to rób to-powiedz sobie "tak, teraz mam ciężką nerwicę i zamierzam leżeć sobie i szlochać

". Na forum przyjęło się, że mamy żyć jak gdybyśmy nie mieli nerwicy i mamy dalej dziarsko przeć naprzód i zdobywać szczyty-dla mnie to nieporozumienie i wręcz bzdura. Robiłem tak prawie 2 lata i był to czas ciągłego poczucia porażki, frustracji, gniewu, bezsilności i braku akceptacji. Od pewnego czasu odpuscilem to sobie, moje zycie zmienilo sie zdecydowanie na lepsze i czuje, ze w koncu wychodze z nerwicy.
ps. niedawno mialem serię negatywnych postów. Powodem była bardzo gruba impreza, po ktorej dochodzilem do siebie przez tydzien.
Imprezowalem jak w czasach bez nerwicy i to od razu dalo efekty. Teraz moglbym znowu przezywac, ze imprezy nie są dla mnie, ale wolę
przyjąć fakt, ze TERAZ to nie dla mnie i wolę sie napić herbaty albo wyskoczyc na kawę ze znajomymi
