Ogólnie to nerwice natręctw tak jak i inne formy nerwic najlepiej leczyć u terapeuty, bowiem psychiatrzy lekarze zwykle ograniczają się do przepisywania leków, wynika to z tego, zę mało który psychiatra ma doświadczenie w prowadzeniu terapii.
A terapia jest zalezna od osoby, jest uwarunkowan środowiskowych co do nerwicy, każdą terapię prowadzi się inaczej w zalezności od pacjenta, w przypadku nerwicy natrectw jest to praca na myślami natrętnymi, nad próbami oswojenia się z nimi, nad próba tego aby nie powodowały one żadnych napięć czy lęków, nad zrozumieniem skąd te natrectwa i jak je ignorować.
Jeśli cierpisz na natręctwa myślowe ja terapię polecam, ja akurat natręctwa miałem od około 7 roku życia i w zasadzie żyłem sobie z nimi tak do 23 roku życia, bowiem same natręctwa w sobie jak wykonujesz ich zalecenia nie powodują jakiś lęków, można sie dostosowac i z nimi żyć ale to nie o to chodzi, w moim przypadku na terapii akurat przerabiałem co innego ale zrozumiałem jaki jest sens terapeutyzowania się i we własnym stopniu zacząłem te natręctwa "zwalczać'
Zwalczac w cudzysłowiu bo własnie z nimi nie nalezy tak do końca walczyć. Bowiem usilne próby nie myślenia o natrectwach konczą się wiekszymi natręctwami

Albo na siłe niemyślenie, badź jak przychodzi mysli mówienie agresywne, tym razem się nie poddam spadaj! Po prostu nie pomaga a powoduje tylko frustrację.
U mnie problem z natręctwami był taki, zę w zasadzie one towarzyszyły mi odkąd sięgam pamięcią, i stanowiły i stanowią trzon mojej osobowości, bowiem trudno zmienić nawyki wielu wielu lat.
Jednakże obecnie natręctwa ,mam w duzo mniejszym stopniu, choć pojawiają się jeszcze ale sporadycznie i ja decyduję czy dam im zaistniec w mojej uwadze czy też nie.
Natręctwa sa wynikiem lęku, którego wcale nie trzeba odczuwac bezsrpośrednio, są wynikiem złego dorastania bądź ogólnych obecnych problemów życiowych.
I cały mankament żeby natręctw po prostu nie słuchać, przychodzi natręctwo obojętnie jakie, myślowe, czynnościowe, bez różnicy, nie wykonujemy tego co natręctwo nam każe, każe czytać coś od końca, liczyć litery, sumowac liczby, układac coś równo, powtarzac coś w głowie, to nic, uświadamiamy sobie, ze taka myśl istnieje, akceptujemy ten manewr zlęknionego umysłu i jakby pozwalalmi istnieć tej natętnej myśli jednoczesnie nie słuchając jej. Bo nie musimy wykonywac tego.
Wszelkie myślowe reperkusje natrętnych myśli to ułuda i próba pogrywania z nami.
Czyli myśl, ze jak 5 razy się nie pomodlisz to umrze twoja matka jest systemem próby kontroli nad naszym lękiem, i mimo to akceptujemy tą myśl ale się nie modlimy, w wypadku takiej praktyki z czasem myśli zmniejszają się i tak samo ich czestotliwość pojawiania się.
Nie jest to łatwe, wiem po sobie, bowiem jak pisałem, myśli męczyły mnie od bradzo dawna, w zasadzie rytuały były obecne codziennie i w zalezności co robiłem nawet co chwilke jakiś natręt się pojawiał.
Kiedyś wykonywałem to i natręty istniały nadal, potem przestałem, oswoiłem się z tym w inny sposób, na przekór myślą nie szarpiąc się z nimi olewałem je.
Zasada akceptacji, ignorowania oraz przełamywania lęku działa i w wypadku natrętnych mysli, choć nie powiem bo natręty nadal niektóre się pojawiają i czasem bezwiednie korzystam z ich "porad".
Uważam, ze spowodowane jest to u mnie tym, ze naprawde mam to odkąd pamiętam i za bardzo nie wiem nawet jak to bez mysli natrętnych można sobie życ

Szczerze to niektórych natręctw mi momentami brak...