
Jak komuś się chce to przejrzyjcie moje posty na forum:
search.php?author_id=4654&sr=posts
Pokrótce streszczę przebieg mojej nerwicy

Pierwszy mocniejszy atak w lutym 2014 - udałem się niezwłocznie do szpitala. Po przeprowadzonych badaniach stwierdzono hiperwentylację i wypisano mnie do domu. Później od około września 2014 zacząłem miewać lęki przed nie wiadomo czym. Nasilały się z dnia na dzień, aby w końcu około listopada spowodować lęk, który uniemożliwiał wychodzenie z domu, a całe życie podporządkował tylko i wyłącznie myśleniu o tym, że zaraz coś mi się stanie.
W grudniu udałem się do jednego z ośrodków leczenia nerwic. Byłem tam 7 dni i dowiedziałem się tylko tyle, że dzięki lekom przepisanym przez tamtejszego prowadzącego, zapomnę o nerwicy w ciągu roku. Uczestniczyłem tam w terapiach grupowych i indywidualnych (5 - 10 min dziennie). Od początku byłem przeciwny leczeniu farmakologicznym, ponieważ "psychotropy" źle mi się kojarzyły. Pod naciskiem prowadzącego wziąłem jedną tabletkę zoloft po której czułem się fatalnie. Następnego dnia wypisałem się z ośrodka i wróciłem do domu.
Przed świętami rozpocząłem terapię poznawczo behawioralną, a w międzyczasie natrafiłem na to forum, jak i inne miejsca, które zaczęły tłumaczyć mi czym jest tak naprawdę nerwica. Wtedy powoli mogłem rozumieć co mi dolega i z każdym dniem próbowałem być ponad tym i przezwyciężać swój lęk, choć było bardzo ciężko.
Często ćwiczyłem relaksację Jacobsona, uczyłem się kontrolować oddech przeponą, próbowałem się wyciszać muzyką relaksacyjną, audiobookami, itp.
Odstawiłem całkowicie alkohol, który był wcześniej obecny w moim życiu codziennie w ilości 2-4 piwa. Przez ponad 4 miesiące byłem w pełnej abstynencji, obecnie pisząc tego posta piję sobie piwko za wasze zdrowie


Było bardzo ciężko, byłem w totalnej depresji, załamany, nie potrafiłem się śmiać, nic mnie nie cieszyło, chciałem żyć jak wcześniej - nie umiałem.
Cały czas bałem się, że coś mi się stanie, a później to już nie wiem czego się bałem, po prostu lęk był ze mną bez przerwy, przez co zaszyłem się w domu, zostawiłem pracę.
Próbowałem wielu rzeczy, aby zmienić swoje otoczenie myślowe jak i nastawienie do życia. Jeździłem na rowerze w grudniu, prawie zamarzając, ale wyobrażając sobie siebie jako Rockiego w chłodni, bijącego pięściami tusze wiszące na hakach. Wierzyłem, że będę zwycięzcą w walce z samym sobą, ze swoimi słabościami. Chodziłem na basen, choć nerwica wypychała mnie z drzwi frontowych i mówiła, że się pewnie utopię i nikt mnie nie zdąży uratować. Później gdy było trochę lepiej zacząłem chodzić na siłownię i trwałem w tym przez miesiąc. Gdy skończył się karnet skończyły się też moje chęci


No i co mi tak naprawdę pomogło? Chyba tylko czas. Oczywiście najważniejsze w tym wszystkim było to, że o nerwicy wiedziałem prawie wszystko, wiedziałem też jak zbywać te myśli. I choć to zbywanie nie działało w tamtych momentach na tyle żeby mi pomóc, to z czasem zaprocentowało to na tyle, że teraz nie muszę zbywać żadnych myśli

Żyję normalnie, pracuję, przeprowadziłem się, jest spoko. Wiadomo, że do ideału ciężko dotrzeć, no ale porównując mnie z grudnia a dziś - niebo a ziemia

Podsumowując, każdy z was - tak jak ja - ma swoją szansę na wyjście z nerwicy i to bez leków

Potrzebne będzie mnóstwo cierpienia, łez, bólu, lęku, ale też ogromna ilość samozaparcia, automotywacji, chęci bycia tą osobą, którą było się przed zaburzeniem.
Nie będzie to łatwe, ale wiem na pewno, że jest to możliwe, bo ja z samego dna, z myślami samobójczymi dotarłem już dość wysoko. Szczyt ciągle przede mną, ale nie zamierzam już zaczynać wspinaczki od nowa. Może czasem cofnę się trochę w dół, ale mimo to będę dążył do szczytu.
Poniżej przesyłam wam moją (chyba) ulubioną mowę motywacyjną, której słowa wywarły na mnie ogromny wpływ i wyryły się na trwałe w mojej świadomości.
"Przegrywasz w głowie (...)". Obejrzyjcie to. Dacie radę! Nie poddawajcie się!
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=hW69S5egsJk[/youtube]