Czy ty tez miałeś takie okropne przeświadczenie że te myśli to prawda że to twoja intuicja i że hamuje się lęk przed rozstaniem, samotnościa, krzywda rodziny ?martinsonetto pisze: ↑13 lutego 2020, o 23:07Pora napisać post informujący o tym, że i mnie udało się doprowadzić do zakończenia nerwicy, a w moim wypadku była to nerwica natręctw myślowych. Zwlekałem trochę z tym postem, bo uważam, że pośpiech w odburzaniu i tych postach odburzeniowych za niewskazany. Nie po to zresztą wpajałem sobie do głowy myśl, że nie zmieniam odburzaniem objawów a podejście do nich, żeby na końcu dawać
argumenty nerwicy w moim świeżym okresie bez niej, że może mi zaraz pokazać jak ładnie wygląda lęk hehe. Miałem takie przekonanie, że jak przedobrzę i zrobię sobie napinkę to wrócę dość szybko do
niepokoju i myślę, że tak by się stało. Moim zdaniem łatwo pomylić dobre samopoczucie z prawdziwym odburzeniem.
Nerwicę natręctw bez prześwitów większych miałem 9 lat, chociaż wcześniej już istniały poważne lęki. Sprawdzanie klamek gazu i wielu takich to według mnie poważny przejaw ukrytego napięcia. Wiadomka, że wtedy się to bagatelizowało, bo nikt nie może wiedzieć co się stanie za parę lat.
Męczywół mój związany był z dążeniem do ideału i to ono stanowiło prawdziwy początkowy problem, który wpędził mnie w pierwsze natręctwa. Perfekcjonizm jednocześnie był brakiem zgody na
niepowodzenia, co widoczne było po mnie wśród znajomych i w szkole oraz potem pracy. Zawsze chciałem dobrze wypaść i wszystkie czynności lub zadania sprawdzałem przynajmniej 20 razy. Możecie się domyślać, że to wystarczyło i było tego wszystkiego momentami za wiele.
Pierwsze natręctwa dotyczyły psychiki, bo złapało mnie wtedy uczucie, że przestałem kontrolować swoje myślenie. Być może było to związane z natłokiem myśli, ale czułem, że mózg psychicznie przestał pracować. Czułem się zmęczony, bez energii i już wtedy pojawiły się analizy, na temat tego, co mi dolega. Starałem się nagle odpoczywać i zrobiłem podstawowe badania, ale było coraz gorzej i szukając odpowiedzi w internecie, zacząłem mieć myśli, że się potnę i w efekcie na końcu zabiję. Od początku nerwicy myśli miały wyjątkową zdolność przekonywania mnie do wiary w ich treść. Nakręcałem się jakbym był od nich uzależniony a one zmieniały się co jakiś czas i powstawała analiza analizy, szczególnie wtedy jak chciałem wyjaśnić ich słuszność.
Trafiłem najpierw do psychiatry i dostałem leki plus diagnoza zaburzeń obsesyjnych i zaburzeń osobowości mieszanej oraz pokierowanie na terapię.
Nie chcę o lekach dużo pisać, bo każdy ma swój rozum, ale po całym czasie z zaburzeniem wiem, że jak nerwica się utrwaliła i jest w pełnej krasie to leki nie wyleczą tego. Wspomagałem się
antydepresantami i doraźnie wspomagaczami pierwsze lata i niektóre dawały efekty, choć odstawienie wiązało się z tym, że za jakiś czas myśli lękowe na nowo wskakiwały w głowę i miały taką samą moc przekonywania i wzbudzania analizy.
Poszedłem na terapię i dopiero niedawno zdałem sobie sprawę, że ja na terapii to byłem prawie cały czas. Miałem duże wymagania co do terapeutów, bo w końcu chodziło o moją psychikę, dlatego na początku nie mogłem zagrzać u nikogo w gabinecie miejsca na dłużej, ale ostatecznie stało się tak w wypadku trzech. Pierwsza miała kształt terapii analitycznej i nie mogę narzekać na nią, bo psycholog wspierała mnie w trudnych momentach, ale też moim zdaniem terapia ta była trochę bezkształtna jak chyba większość terapii analitycznych i odnoszę wrażenie, że można na nie chodzić w zasadzie bez końca.
Drugą była terapia nastawiona na nerwicę, czyli dużo tabelek, ćwiczeń i sporo aktywności tylko utrudnieniem przy niej była ilość tych myśli, bo czasem wypadałoby zapisać cały zeszyt w ciągu jednego dnia.
W końcu doszły mi w między czasie myśli rocd i tu terapia trochę poległa, bo przestałem się w tych ćwiczeniach odnajdywać, ale może też dlatego, że te nowe myśli były dużym szokiem.
Stały się najważniejsze i analiz było tak wiele, że chyba sama psycholog nie wiedziała powoli co z tymi ćwiczeniami robić. Trzecia to terapia, którą nazwałbym terapią logiki i małej prawie obsesji hehe![]()
na punkcie pozwalania na emocje, czyli awangardowa terapia Wiktora, która w rzeczywistości była dla mnie wielkim przełomem. Miałem jeszcze w międzyczasie terapię grupową z uwagi na sprawy rodzinne.
Nerwica wyglądała i objawiała się prawie zawsze tak samo. Najważniejsze były natrętne myśli i to na nich oraz na napięciu, lęku moje zaburzenie się skupiało. Tematyka myśli jak pisałem była bardzo zmienna, na początku duże lęki przed zaburzeniami borderline, dwubiegunową, zrobieniem sobie krzywdy, a nawet lęki o nerwicę natręctw, że wpadnę w kompulsje i nie będę mógł przestać ich wykonywać.
Wiele myśli o samych myślach oraz analiz o myślach i o tym jakie one są i czy są słuszne. Znajduję się dziś na takiej pozycji, że mogę powiedzieć, że najgorsza byłą jednak chęć analizy zarówno myśli, jak i samej analizy.
Miałem też wiele innych krótkotrwałych myślowych wkręt, ale nie będę tego wymieniał, tak jak i objawów somatycznych, które akurat u mnie nie powodowały lęku. Było prawie zawsze obecne napięcie, które czasem się nasilało, czasem opadało i jakby nie było w tym żadnych powodów, no może poza sytuacjami, w których się nakręcałem.
Po 4 latach takiej nerwicy wkradły mi się myśli dotyczące mojej dziewczyny. Było to nagłe i znikąd pojawiła się myśl, czy ona mi się naprawdę podoba. To było jak kula śnieżna. Poleciało potem już wszystko, czy ją kocham, czy też nie oraz, czy do siebie pasujemy. Nagle uczucia wyparowały, a więc pojawiły się analizy dlaczego tak się stało i czy to nie oznacza, że jednak te myśli są prawdziwe. Nie jest mi chyba dana umiejętność pisania w sposób emocjonalny dlatego nie przekażę chyba należycie jakie to było dla mnie wtedy straszne. Z dnia na dzień straciłem uczucia i drugą połówkę, bo nic nie czułem, a myśli przychodziły całymi seriami. Pojawiało się też obserwowanie dziewczyny, dostrzegałem wszystko negatywnie, czyli ubiór, wygląd, zachowanie, cechy charakteru co powodowało dużo cierpienia. Nie mogłem uwolnić się od tych myśli a do tego zaczęły dochodzić uczucia takie jak niechęć, a nawet obrzydzenie oraz wstręt do dziewczyny.
Odbiło się to na sprawach intymnych i spędzaniu czasu razem, bo bałem się być blisko niej, gdyż zaraz odzywały się myśli i emocje. To nie było tak, że mi czasem ta myśl przyszła do głowy, tylko były to całe monologi w tym temacie i silne uczucia. Wyjaśniam to wam, którzy nigdy nie mieliście takich natręctw, bo może być ciężko zrozumieć czego właściwie dotyczył mój strach. W jednej chwili utraciłem kawałek życia i planów na przyszłość, bo to jest tak jakby ta osoba zniknęła a ja starałem się to naprawić tylko nie wiedziałem, w jaki sposób to zrobić i na swoją zgubę wyjaśniałem niewyjaśnione. Stany te trwały w zasadzie od rana do momentu położenia się spać.
Pewnym punktem zwrotnym było znalezienie forum, czyli wpisów i nagrań divovick, chłopaki zrobili kawał dobrej roboty i wrzucili mi w głowę mały punkt zaczepienia. Było to bardzo wiele, bo wtedy był to okres silnych analiz i zacząłem wkręcać się w myśli, że skoro tak ma wyglądać życie to najlepiej sobie je odebrać, a to nasilało w następstwie lęk przed zrobieniem sobie krzywdy. Przez ponad rok studiowałem forum i nagrania, niektóre kwestie znając już na pamięć. Nie wiedziałem jednak jak mam w wypadku rocd zaryzykować dlatego głównie opierałem się na ignorowaniu myśli. Na początku było bardzo ciężko, ale w końcu zacząłem widzieć różnicę i to nawet znaczącą. Tylko że nie doszło nigdy do uczucia, że nerwicy nie ma, bo zawsze coś z nią związanego się pojawiało. Wydaje mi się, że wtedy za bardzo postawiłem wszystko na olewanie myśli, bo choć to zmniejszyło napięcie i nie dawało aż tyle uwagi nerwicy, to nadal podświadomie bałem się tych myśli.
Chyba to spowodowało, że pewnego razu uderzyły na nowo z wielką siłą i od razu z tymi samymi uczuciami obrzydzenia. Był to okres, w którym dziewczyna pytała o przyszłość, co bardzo mnie dobijało i zacząłem mocno porównywać nas z innymi parami. Ratowałem się trochę wspomagaczami i bałem się, że nie wytrzymam i ją zostawię albo sobie coś zrobię. Próbowałem na nowo wdrażać ignorowanie i akceptację, ale wychodziło to dużo gorzej i chyba straciłem wtedy zaufanie do odburzania. Załatwiłem sobie terapię grupową, a potem trafiłem do Wiktora.
Było to kolejnym i ważnym punktem zwrotnym, bo wiele rzeczy rozjaśniło mi się w głowie. Choćby to, że wcale nie muszę czuć w pełni wiary w to, że te natręctwa to nerwica. Wcześniejsze przekonanie, że jeśli na 100 procent nie uwierzę w nerwicę to się nie odburzę była dla mnie bardzo szkodliwa. Był to bicz na samego siebie, bo zwykle we wszystkim byłem perfekcyjny i kiedy tak czekałem na akceptację i pełną wiarę to przychodziła jedynie presja. Przy rocd wiara w samą nerwicę była, ale nie w myśli i te obrzydliwe uczucia wobec dziewczyny, bo miałem przekonanie, że podpowiadają one prawdę.
Dlatego doszła mi do pracy racjonalizacja, ale nie wyjaśniająca znowu, czy to jest w ogóle nerwica tylko z góry zakładająca, że to wszystko to natrętne śmieci i przypominająca w jaki sposób te myśli powstają
i dlaczego. Wykonywałem takie zadania opierając się prawie w pełni tylko na racjonalizacji. Dużo mi to dało, bo zacząłem uświadamiać sobie, że samo nazywanie tych natręctw natręctwami mimo braku pełnej wiary ucinało wiele analiz i powodowało, że pierwszy raz głębiej dostrzegłem, że to są po prostu myśli, a ja tracę czas. Nawet wtedy napisałem o tym jakiegoś chwalebnego posta hehe. Sielanka szybko została zakończona przez nerwicę, bo dorzuciła przez mój perfekcjonizm lęk, że znowu będzie to tylko czasowe jak wtedy ignorowanie. Do tego niezmiennie obecne było nerwicowe obserwowanie partnerki i na parę miesięcy straciłem w sumie ponownie nawet chęci do odburzania. Wiadomka…potem znowu próbowałem i zrobiłem to samo, czyli wszystkie myśli i lęki racjonalizowałem pod kątem tego, co one sobą reprezentują. Czym są natręty, to wiemy chyba prawie wszyscy, tylko ja codziennie to sobie głośno przypominałem.
Dziś stwierdzam, że było to bardzo ważne, choć czasami przypominało o nerwicy, dużo bardziej niż bym sobie tego życzył i nawet pojawiały się analizy, że robię źle, bo przecież ciągle o tym rozmyślam.
Uciąłem to jednak po czasie, bo o nerwicy i tak zapomnieć nie udało mi się nigdy, postanowiłem więc nie dawać pola na tego rodzaju analizy i nadal uświadamiałem sobie, co z czym się łączy i skąd przychodzi. Dla niewtajemniczonych wyjaśniam, że chodzi mi o mechanizm lękowy hehe. Pomocne było również uświadomienie, że myśli to tylko jedna część, bo to uczucia też stoją za tym, że ja chcę te wszystkie myśli i wyobrażenia analizować. Miałem dlatego uznać, że przez jakiś czas nie słucham nawet własnych uczuć, bo i te są natrętne. Stałem się więc trochę jak działający racjonalizujący człowiek-robot i miałem trochę trudności z tym, bo i tu nerwica podpowiadała, że to zły pomysł, ale dzięki wcześniejszemu skupieniu na racjonalizowaniu widziałem już, że to jest też natrętnie, dlatego wyśmiewałem, nazywałem natrętem i kazałem spadać.
Te dwie rzeczy były chyba najważniejszą sprawą w moim odburzaniu.
Dochodziła też aktywność życiowa, bo to nie tak, że ja ciągle do siebie coś mówiłem i równocześnie siedziałem w domu, bo nigdy by wtedy nic z tego nie wyszło. Angażowałem się w codzienne obowiązki,
ale już bez szukania zajęć na siłę. W momencie, kiedy mówiłem sobie, że akceptuję, lecz nie chcę słuchać uczucia wstrętu, bo jest kłamstwem i myśli o związku to natręty a miałem jednocześnie spędzić wieczór z dziewczyną, to trochę na siłę zgadzałem się, że na razie jestem jak robot i wygląda to wszystko teraz bardzo ciężko. Pogodzić się z tym niestety w końcu musiałem, bo inaczej było od razu denerwowanie się tymi uczuciami i przejmowanie nimi oraz analizy dlaczego tak jest i czy to nie jest jednak prawda lub, czy w ogóle wyjdę z tego.
Często odczuwałem wzrost napięcia i to najbardziej, wtedy gdy nie chciałem analizować myśli i słowem klucz stało się to, że przeczekam to napięcie. Nie do końca wierzyłem, że to napięcie kiedykolwiek minie, ale wtedy też przypominałem sobie cały mechanizm i dlaczego w ogóle to napięcie się pojawiło. Przyzwalałem też na nie bardzo powoli, bo przekonałem się już wcześniej, że jak nie da się więcej na daną chwilę mieć przyzwolenia, no to się nie da...heh. Nie są to wszystkie rzeczy, które robiłem, ale te były najważniejsze i to one doprowadziły w końcu do tego, że natręctw zrobiło się mniej. Była to zmiana stopniowa i mogłem już bez nadmiernych monologów do siebie wszystkie akceptować i olewać.
Poczułem w którymś momencie stan błogiego braku szukania cech, zachowań i wad w wyglądzie mojej dziewczyny. Zupełnie jakby wszystko było oparte o zasadę, że było i minęło...było to dziwnym uczuciem dla mnie i trochę nawet spanikowałem, ale to wielu odburzonych po dłuższym czasie z tego co widziałem to tak ma. Szybko zorientowałem się też, że to podświadome szukanie problemu nadal się czai! Dlatego nie mogłem od razu po poprawie, mimo że nawet uczucia zaczęły się powoli pojawiać i tak zajmować się od razu samym związkiem. Nie mogłem też za szybko analizować uczuć do dziewczyny, bo nawykowo i odruchowo wracały do mnie te uczucia niechęci i wstrętu a za tym kolejne myśli.
Dlatego też dałem sobie dużo więcej czasu nawet, wtedy gdy natręctw już nie było. Nadal dość często sobie przypominałem, z czym miałem do czynienia i żyłem innymi sprawami, a nie nerwicą,
która wtedy znowu powstawała z samego parteru.
Nie wiem, w jakim stopniu zawile to opisałem, bo napisałem to jednym rzutem, ale ciężko mi było zrobić konkretny odburzeniowy post, a że daję sobie prawo do tego, żeby nie wszystko było idealne hehe
to zrobiłem to najlepiej jak potrafiłem. Nie mam natrętnych myśli w głowie czy kocham, czy nie. Moja dziewczyna mi odpowiada a te rzeczy, o które się czepiałem w nn wydają się teraz dziwnie śmieszne i troszkę powoli odkurzamy związek, bo te lata z tym trochę smrodu i brudu narobiły.
Nad perfekcjonizmem pracuję powoli, głównie dając sobie prawo do mniejszych ideałów w szczegółach. Po pracy z nerwicą widzę, że takie postanowienia przekładają się na zachowanie, ale wymaga to czasu.
Na pewno co to nie pozwolę sobie już na zbudowanie takiej presji jak wiele lat temu.
Chcę też napisać coś bardzo moim zdaniem ważnego, że odburzanie nie musi być wcale szybkie. U mnie jakby wziąć do kupy pierwszy rok prób odburzania, potem kolejny ignorowania,
bo ten okres też mi się bardzo przydał aż po ostatnie prawie 2 lata powyższych starań to w sumie wychodzi 3–4 lata. Dla kogoś to będzie pewnie dużo a dla innych nie.
Kiedyś taka liczba to byłby dla mnie koszmar i nie umiałbym się z tym pogodzić, ale z obecnego miejsca to wcale nie dziwię się, że tyle czasu potrzebowałem, żeby to wszystko złożyć w całość.
Jeżeli ktoś z was ma nn i chce o coś spytać to zapraszam na pw ale zawsze odpowiem tylko z własnych doświadczeń, bo nie czuję się specjalistą we wszystkich zaburzeniach a odburzanie to indywidualna moim zdaniem sprawa.
Dziękuję adminom za prowadzenie forum, bo wszystko dobre dla mnie jeśli chodzi o nerwicę zaczęło się tutaj hehe.
Wiktorowi to wiadomka za wszystkie wskazówki i wyprowadzenie z błędnych przekonań odburzeniowych oraz za odpowiedzi na moje pytania pomiędzy sesjami, które zapewne nie były czymś, czego bardzo się pragnie przez taki czas,ale ratowały mnie nieraz. Dziękuję również Adrianowi, który nie jest z forum tylko z grupy na skype, ale zapewne przeczyta ten post a zmagania jego były dla mnie
na początku inspiracją. Ufff...dzięki! Postaram się wystąpić w jakimś nagraniu na youtube jeśli będzie taka możliwość.
Na końcu i przede wszystkim dziękuję swojej dziewczynie.![]()
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Koniec z nerwicą natręctw myślowych - ROCD - odburzony!
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 194
- Rejestracja: 10 maja 2018, o 17:45
-
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 409
- Rejestracja: 22 listopada 2017, o 16:21
Tak wiara w myśli była duża, pewnie gdyby nie była to nie bujałbym się z tym tak wiele czasu, ale natręctwa nie mogą być zgodne z intuicją. To jest to co Wiktor pisze w tematach o rocd, jeśli nie chcesz z kimś być i czujesz to wewnętrznie, to nie będziesz miała natręctw o tym i ja się z tym zgadzam. A analizy, że to lęk przed rozstaniem hamuje i krzywda rodziny to analizy, miałem je tak samo. Nerwica natręctw zawsze znajdzie sposób.kruszyna7733 pisze: ↑16 kwietnia 2020, o 08:05
Czy ty tez miałeś takie okropne przeświadczenie że te myśli to prawda że to twoja intuicja i że hamuje się lęk przed rozstaniem, samotnościa, krzywda rodziny ?

Ostatnio zmieniony 16 kwietnia 2020, o 10:10 przez martinsonetto, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 409
- Rejestracja: 22 listopada 2017, o 16:21
Dobrze, rozumiem już, co miałeś na myśli. Być może jestem trochę przeczulony na ogólnie zmniejszanie zaburzenia i przedstawianie wyjścia z niego, że to wszystko takie proste i to tylko dołek, bo mnie takie podejście trochę zwiodło w pole w którymś momencie. Dlatego wolałem realistyczne podejście, że to shit a wyjście z tego to harówa heh. Rozumiem już, że nie to miałeś na myśli heh.witorrr98 pisze: ↑14 kwietnia 2020, o 12:03No przecież tak to przedstawiłem w moim porównaniumartinsonetto pisze: ↑13 kwietnia 2020, o 21:01Tak to bym tego akurat nie ujął, bo natręctwa myślowe, o jakich piszę w tym wątku, to nie był dołek a spora część życia zmarnowana na te myśli. Odburzenie to duża rzecz, na którą musiałem sobie zapracować. To nad czym teraz pracuję, nie wydaje mi się trudniejsze a nawet wręcz przeciwnie.
"Odburzanie to tylko wyjście z dołka, potem już tylko świadome kroczenie, żeby nie wpaść w kolejny"
Mówiąc dołek nie miałem na myśli spadnięcia w niego, tylko nieumiejętne kroczenie w jego stronę, odburzenie wyjście z niego, a dalej to tylko świadome kroczenie- czyli świadomość mechanizmów i dbanie o własną psychikę, aby nie zapędzać się w stres samemu bez potrzeby.
Nie wiem czy się rozumiemy, ale tak to przedstawiłem. Chyba, że dalej coś inaczej rozumiemy w tej kwestii
Podkreślam, że natręctwa myślowe to mój konik :]
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 194
- Rejestracja: 10 maja 2018, o 17:45
Dziękuję za odpowiedź , tzn zgadzasz się z tym bo już teraz wiesz że to były natręctwa czy dlatego że masz porównanie jak wygląda taka chęć odejścia bez natręctw ?martinsonetto pisze: ↑16 kwietnia 2020, o 10:02Tak wiara w myśli była duża, pewnie gdyby nie była to nie bujałbym się z tym tak wiele czasu, ale natręctwa nie mogą być zgodne z intuicją. To jest to co Wiktor pisze w tematach o rocd, jeśli nie chcesz z kimś być i czujesz to wewnętrznie, to nie będziesz miała natręctw o tym i ja się z tym zgadzam. A analizy, że to lęk przed rozstaniem hamuje i krzywda rodziny to analizy, miałem je tak samo. Nerwica natręctw zawsze znajdzie sposób.kruszyna7733 pisze: ↑16 kwietnia 2020, o 08:05
Czy ty tez miałeś takie okropne przeświadczenie że te myśli to prawda że to twoja intuicja i że hamuje się lęk przed rozstaniem, samotnościa, krzywda rodziny ?![]()
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 127
- Rejestracja: 30 października 2018, o 16:12
Luknełam na twojego posta i graty!.
Znam doskonale te przewijające się monologi. Nie jakieś pojedyncze myśli a monologi, że już nie wiedziałam o czym myślę i kim tak naprawdę jestem i Niekończącą się analiza podważająca wszystko, nawet własnych analiz . Co prawda ja mam zupełnie inne lęki z którymi po roku terapii radzę sobie dość dobrze bo już widzę, że to jakieś bezsensowne i śmieszne natręty,ale gdy ,, ryzykowałam,, na obawy to nie było mi do śmiechu. Nie mogłam skupić się na niczym lęk taki, że myślałam, że z butów wyskoczę , myśli okropne przewijające się jak zdarta płyta, które powodowały wręcz drgawki i chęć ucieczki byle nie czuć tego . I wyrzuty sumienia, że ja mam takie myśli plus stany depresyjne.
I tak jak ty mam też u Wiktora terapię. I również pracowałam nad skrajnym perfekcjonizmem bo miałam z tym problem ogromny . Życzę ogólnie wszystkiego dobrego
! I jesCze raz gratuluję. 
Znam doskonale te przewijające się monologi. Nie jakieś pojedyncze myśli a monologi, że już nie wiedziałam o czym myślę i kim tak naprawdę jestem i Niekończącą się analiza podważająca wszystko, nawet własnych analiz . Co prawda ja mam zupełnie inne lęki z którymi po roku terapii radzę sobie dość dobrze bo już widzę, że to jakieś bezsensowne i śmieszne natręty,ale gdy ,, ryzykowałam,, na obawy to nie było mi do śmiechu. Nie mogłam skupić się na niczym lęk taki, że myślałam, że z butów wyskoczę , myśli okropne przewijające się jak zdarta płyta, które powodowały wręcz drgawki i chęć ucieczki byle nie czuć tego . I wyrzuty sumienia, że ja mam takie myśli plus stany depresyjne.
I tak jak ty mam też u Wiktora terapię. I również pracowałam nad skrajnym perfekcjonizmem bo miałam z tym problem ogromny . Życzę ogólnie wszystkiego dobrego

-
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 409
- Rejestracja: 22 listopada 2017, o 16:21
Nie wiem czy rozumiem to pytanie, kiedy nie ma myśli natrętnych i porównań w głowie, analiz to w ogóle nie myślę o takich tematach, że nie rozstaję się bo martwię się drugą połówką czy, ze zrobię tym komuś krzywdę, bo nic mnie teraz nie straszy i nie mam takich analiz.kruszyna7733 pisze: ↑16 kwietnia 2020, o 19:51Dziękuję za odpowiedź , tzn zgadzasz się z tym bo już teraz wiesz że to były natręctwa czy dlatego że masz porównanie jak wygląda taka chęć odejścia bez natręctw ?martinsonetto pisze: ↑16 kwietnia 2020, o 10:02Tak wiara w myśli była duża, pewnie gdyby nie była to nie bujałbym się z tym tak wiele czasu, ale natręctwa nie mogą być zgodne z intuicją. To jest to co Wiktor pisze w tematach o rocd, jeśli nie chcesz z kimś być i czujesz to wewnętrznie, to nie będziesz miała natręctw o tym i ja się z tym zgadzam. A analizy, że to lęk przed rozstaniem hamuje i krzywda rodziny to analizy, miałem je tak samo. Nerwica natręctw zawsze znajdzie sposób.kruszyna7733 pisze: ↑16 kwietnia 2020, o 08:05
Czy ty tez miałeś takie okropne przeświadczenie że te myśli to prawda że to twoja intuicja i że hamuje się lęk przed rozstaniem, samotnościa, krzywda rodziny ?![]()
Dziękuję za dobre słowo heh. Sieczka w głowie bywała naprawdę duża, czasami jak teraz wchodzę na forum i odpowiadam na PW, to zastanawiam się jak w ogóle z tym w głowie przetrwałem a przecież jeszcze trzeba było żyć. Tobie również powodzenia!Agata25 pisze: ↑26 kwietnia 2020, o 12:23Luknełam na twojego posta i graty!.
Znam doskonale te przewijające się monologi. Nie jakieś pojedyncze myśli a monologi, że już nie wiedziałam o czym myślę i kim tak naprawdę jestem i Niekończącą się analiza podważająca wszystko, nawet własnych analiz . Co prawda ja mam zupełnie inne lęki z którymi po roku terapii radzę sobie dość dobrze bo już widzę, że to jakieś bezsensowne i śmieszne natręty,ale gdy ,, ryzykowałam,, na obawy to nie było mi do śmiechu. Nie mogłam skupić się na niczym lęk taki, że myślałam, że z butów wyskoczę , myśli okropne przewijające się jak zdarta płyta, które powodowały wręcz drgawki i chęć ucieczki byle nie czuć tego . I wyrzuty sumienia, że ja mam takie myśli plus stany depresyjne.
I tak jak ty mam też u Wiktora terapię. I również pracowałam nad skrajnym perfekcjonizmem bo miałam z tym problem ogromny . Życzę ogólnie wszystkiego dobrego! I jesCze raz gratuluję.
![]()

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 127
- Rejestracja: 30 października 2018, o 16:12
Wiem sieczkę i ten odlotowy stan miałam wiele razymartinsonetto pisze: ↑26 kwietnia 2020, o 17:15Nie wiem czy rozumiem to pytanie, kiedy nie ma myśli natrętnych i porównań w głowie, analiz to w ogóle nie myślę o takich tematach, że nie rozstaję się bo martwię się drugą połówką czy, ze zrobię tym komuś krzywdę, bo nic mnie teraz nie straszy i nie mam takich analiz.kruszyna7733 pisze: ↑16 kwietnia 2020, o 19:51Dziękuję za odpowiedź , tzn zgadzasz się z tym bo już teraz wiesz że to były natręctwa czy dlatego że masz porównanie jak wygląda taka chęć odejścia bez natręctw ?martinsonetto pisze: ↑16 kwietnia 2020, o 10:02
Tak wiara w myśli była duża, pewnie gdyby nie była to nie bujałbym się z tym tak wiele czasu, ale natręctwa nie mogą być zgodne z intuicją. To jest to co Wiktor pisze w tematach o rocd, jeśli nie chcesz z kimś być i czujesz to wewnętrznie, to nie będziesz miała natręctw o tym i ja się z tym zgadzam. A analizy, że to lęk przed rozstaniem hamuje i krzywda rodziny to analizy, miałem je tak samo. Nerwica natręctw zawsze znajdzie sposób.![]()
Dziękuję za dobre słowo heh. Sieczka w głowie bywała naprawdę duża, czasami jak teraz wchodzę na forum i odpowiadam na PW, to zastanawiam się jak w ogóle z tym w głowie przetrwałem a przecież jeszcze trzeba było żyć. Tobie również powodzenia!Agata25 pisze: ↑26 kwietnia 2020, o 12:23Luknełam na twojego posta i graty!.
Znam doskonale te przewijające się monologi. Nie jakieś pojedyncze myśli a monologi, że już nie wiedziałam o czym myślę i kim tak naprawdę jestem i Niekończącą się analiza podważająca wszystko, nawet własnych analiz . Co prawda ja mam zupełnie inne lęki z którymi po roku terapii radzę sobie dość dobrze bo już widzę, że to jakieś bezsensowne i śmieszne natręty,ale gdy ,, ryzykowałam,, na obawy to nie było mi do śmiechu. Nie mogłam skupić się na niczym lęk taki, że myślałam, że z butów wyskoczę , myśli okropne przewijające się jak zdarta płyta, które powodowały wręcz drgawki i chęć ucieczki byle nie czuć tego . I wyrzuty sumienia, że ja mam takie myśli plus stany depresyjne.
I tak jak ty mam też u Wiktora terapię. I również pracowałam nad skrajnym perfekcjonizmem bo miałam z tym problem ogromny . Życzę ogólnie wszystkiego dobrego! I jesCze raz gratuluję.
![]()
![]()
-
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 409
- Rejestracja: 22 listopada 2017, o 16:21
Do usunięcia. zdublowany
Ostatnio zmieniony 1 maja 2020, o 20:28 przez martinsonetto, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 409
- Rejestracja: 22 listopada 2017, o 16:21
Taaak, Wiktor ma chyba w ogóle "szczęście" do ludzi z presją i buntem heh. Miałem tak samo.Agata25 pisze: ↑26 kwietnia 2020, o 21:26
Wiem sieczkę i ten odlotowy stan miałam wiele razy. Tak bo nerwa swoją drogą, ale jeszcze jest życie, które w miejscu nie stoi a ciągle płynie i stresy. Zresztą Wiktor musiał się tyle nagadać wiele razy się powtarzał w jednym temacie,
ja ciągle próbowałam i się wkurzałam . Szedł bunt , że to jesCze nie mija. Teraz się z tego śmieje, ale czułam się jak w czarnej dupie.
Dzieeeeki i powodzonka ogólnie


-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 194
- Rejestracja: 10 maja 2018, o 17:45
Wilku chcialam cię jeszcze zapytać bo kiedy powtarzalas te myśli trudno najwyżej go nie kocham nie balas się że to prawda i że do końca życia będziesz nieszczęśliwa ? Tutaj chyba lezy u mnie akceptacja bo jak to powtarzam to pojawiają mi sie myśli że to może odejdz chcesz się zgodzić na brak uczuć przez całe życieWilku pisze: ↑3 kwietnia 2020, o 21:37Też się podpisuję. Mózg musi mieć czas i przestrzeń by przestać działać w trybie awaryjnym, a do tego potrzebna jest praca nad analizą, nie wkręcanie się, prowadzenie dialogu -ja np. sobie mówiłam "trudno najwyżej będę to miała przez całe życie, trudno najwyżej go nie kocham. Nie czuję, że go kocham, ale decyduję się by z nim być, a Ty nerwiczko mi w tym nie przeszkodzisz
" - akceptacja.
Jak człowiek się czuje po wyjściu? Dokładnie tak jak pisze martinsonetto - żyjesz normalnie - są inne problemy - ale rozkminy dot. kocham nie kocham nie istnieją w głowie, nie skanujesz ciągle partnera doszukując się brakówjest normalnie, jest dobrze
Walczyłam ok 5 lat. Wychodziłam krok po kroczku. Wygrałam z ROCD<3
-
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 409
- Rejestracja: 22 listopada 2017, o 16:21
U Ciebie to moim zdaniem leży przede wszystkim błędne założenie, że to co robisz w kwestii odburzenia ma Ci pomóc szybko albo powinno a to potrzeba miesięcy takich podejść jakie opisaliśmy wyżej z Wilkiem. Pojawiające się analizy i przeciwstawne myśli w momentach ryzykowania czy akceptowania to normalka i najlepiej je traktować jako ataki nerwicowe a nie wytyczne do rozkminania.kruszyna7733 pisze: ↑14 maja 2020, o 08:48Wilku chcialam cię jeszcze zapytać bo kiedy powtarzalas te myśli trudno najwyżej go nie kocham nie balas się że to prawda i że do końca życia będziesz nieszczęśliwa ? Tutaj chyba lezy u mnie akceptacja bo jak to powtarzam to pojawiają mi sie myśli że to może odejdz chcesz się zgodzić na brak uczuć przez całe życieWilku pisze: ↑3 kwietnia 2020, o 21:37Też się podpisuję. Mózg musi mieć czas i przestrzeń by przestać działać w trybie awaryjnym, a do tego potrzebna jest praca nad analizą, nie wkręcanie się, prowadzenie dialogu -ja np. sobie mówiłam "trudno najwyżej będę to miała przez całe życie, trudno najwyżej go nie kocham. Nie czuję, że go kocham, ale decyduję się by z nim być, a Ty nerwiczko mi w tym nie przeszkodzisz
" - akceptacja.
Jak człowiek się czuje po wyjściu? Dokładnie tak jak pisze martinsonetto - żyjesz normalnie - są inne problemy - ale rozkminy dot. kocham nie kocham nie istnieją w głowie, nie skanujesz ciągle partnera doszukując się brakówjest normalnie, jest dobrze
Walczyłam ok 5 lat. Wychodziłam krok po kroczku. Wygrałam z ROCD<3
- Wilku
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 130
- Rejestracja: 14 marca 2015, o 21:06
Zrozumiałam, że jeśli tak dużo osób mówi o akceptacji, to musi to być klucz do wyjścia. I sluchalam i czytalam o tym, a potem "zaryzykowalam" Zresztą czy może być gorzej niż jest Ci teraz? Czy już nie czujesz się źle?kruszyna7733 pisze: ↑14 maja 2020, o 08:48Wilku chcialam cię jeszcze zapytać bo kiedy powtarzalas te myśli trudno najwyżej go nie kocham nie balas się że to prawda i że do końca życia będziesz nieszczęśliwa ? Tutaj chyba lezy u mnie akceptacja bo jak to powtarzam to pojawiają mi sie myśli że to może odejdz chcesz się zgodzić na brak uczuć przez całe życieWilku pisze: ↑3 kwietnia 2020, o 21:37Też się podpisuję. Mózg musi mieć czas i przestrzeń by przestać działać w trybie awaryjnym, a do tego potrzebna jest praca nad analizą, nie wkręcanie się, prowadzenie dialogu -ja np. sobie mówiłam "trudno najwyżej będę to miała przez całe życie, trudno najwyżej go nie kocham. Nie czuję, że go kocham, ale decyduję się by z nim być, a Ty nerwiczko mi w tym nie przeszkodzisz
" - akceptacja.
Jak człowiek się czuje po wyjściu? Dokładnie tak jak pisze martinsonetto - żyjesz normalnie - są inne problemy - ale rozkminy dot. kocham nie kocham nie istnieją w głowie, nie skanujesz ciągle partnera doszukując się brakówjest normalnie, jest dobrze
Walczyłam ok 5 lat. Wychodziłam krok po kroczku. Wygrałam z ROCD<3
Wiadomo, że jeśli tak sobie powiesz to dostaniesz odpowiedź zleknionego umysłu tego typu "może odejdz chcesz się zgodzić na brak uczuć przez całe życie". Wtedy musisz sobie odpowiedź w coś co wierzysz chociaż troszkę. Np. "Nie nie odejdę, bo emocje i uczucia to jedno, a moja władza nad życiem to drugie. Ja podejmuje decyzję, by nie odchodzić, nawet jeśli nie czuje miłości, bo chce być z tym człowiekiem. Po prostu nerwica z pewnych niezależnych powodów wprowadziła moj mózg w stan alarmowy." I nie dajesz się wkrecac. Skoro chcesz to nic tego nie Może zmienić- nawet uczucia. Uwierz nam. Z czasem myśli oslabna. Ale bądź konsekwentna i nie dawaj się ruminacji. Szukaj zajęcia i szybko ucinaj rozkminy jakimś zdaniem.
-
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 409
- Rejestracja: 22 listopada 2017, o 16:21
Dokładnie tak, akceptacja, racjonalizacja i ucinanie analiz, które jest w zasadzie ryzykowaniem to główna podstawa, oczywiście każdy jeszcze kilka dodatkowych indywidualnych postaw zapewne będzie potrzebował, choćby takich, żeby nie unikać partnera na siłę, ale to są najważniejsze rzeczy i zarazem tak naprawdę całość, jaka jest potrzebna. Angażować się też warto w życie, które nie jest powiązane ze związkiem, a jeśli jest to znowu to samo co w pierwszym akapicie. Również stosowałem zdania, czyli taką racjonalizację, że nie słucham myśli i emocji zaburzonych, bo działanie i życie to inna sprawa niż mechanizm zaburzenia albo olewam, bo to znowu to samo, znowu stara śpiewka. Dużo stosowałem takich różnych zdań i ucinałem analizy a wtedy pojawiał się żal, że nie jest normalnie albo właśnie nasilenie niepokoju, napięcia, że coś przeoczę i będę nieszczęśliwy, ale to też akceptowałem, bo byłem zaburzony a tak to przecież działa. Tylko tak trzeba wkoło i wkoło. W sumie warto zwrócić uwagę, że jak się odburzyłem z ROCD, to poznałem 3 osoby, które też już wyszły z tego samego i w bardzo podobny sposób. Właśnie Wilka tu na forum, dziewczynę, z która możną powiedzieć się odburzałem i ją trochę znałem z dawnej grupy na Skype Wiktora i jeszcze jedna dziewczyna tu z forum. To nie jest przypadek, tylko własnie klucz do wyjścia, ale z systematycznością bez upewniania się.Wilku pisze: ↑1 czerwca 2020, o 09:21Zrozumiałam, że jeśli tak dużo osób mówi o akceptacji, to musi to być klucz do wyjścia. I sluchalam i czytalam o tym, a potem "zaryzykowalam" Zresztą czy może być gorzej niż jest Ci teraz? Czy już nie czujesz się źle?kruszyna7733 pisze: ↑14 maja 2020, o 08:48Wilku chcialam cię jeszcze zapytać bo kiedy powtarzalas te myśli trudno najwyżej go nie kocham nie balas się że to prawda i że do końca życia będziesz nieszczęśliwa ? Tutaj chyba lezy u mnie akceptacja bo jak to powtarzam to pojawiają mi sie myśli że to może odejdz chcesz się zgodzić na brak uczuć przez całe życieWilku pisze: ↑3 kwietnia 2020, o 21:37Też się podpisuję. Mózg musi mieć czas i przestrzeń by przestać działać w trybie awaryjnym, a do tego potrzebna jest praca nad analizą, nie wkręcanie się, prowadzenie dialogu -ja np. sobie mówiłam "trudno najwyżej będę to miała przez całe życie, trudno najwyżej go nie kocham. Nie czuję, że go kocham, ale decyduję się by z nim być, a Ty nerwiczko mi w tym nie przeszkodzisz
" - akceptacja.
Jak człowiek się czuje po wyjściu? Dokładnie tak jak pisze martinsonetto - żyjesz normalnie - są inne problemy - ale rozkminy dot. kocham nie kocham nie istnieją w głowie, nie skanujesz ciągle partnera doszukując się brakówjest normalnie, jest dobrze
Walczyłam ok 5 lat. Wychodziłam krok po kroczku. Wygrałam z ROCD<3
Wiadomo, że jeśli tak sobie powiesz to dostaniesz odpowiedź zleknionego umysłu tego typu "może odejdz chcesz się zgodzić na brak uczuć przez całe życie". Wtedy musisz sobie odpowiedź w coś co wierzysz chociaż troszkę. Np. "Nie nie odejdę, bo emocje i uczucia to jedno, a moja władza nad życiem to drugie. Ja podejmuje decyzję, by nie odchodzić, nawet jeśli nie czuje miłości, bo chce być z tym człowiekiem. Po prostu nerwica z pewnych niezależnych powodów wprowadziła moj mózg w stan alarmowy." I nie dajesz się wkrecac. Skoro chcesz to nic tego nie Może zmienić- nawet uczucia. Uwierz nam. Z czasem myśli oslabna. Ale bądź konsekwentna i nie dawaj się ruminacji. Szukaj zajęcia i szybko ucinaj rozkminy jakimś zdaniem.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 194
- Rejestracja: 10 maja 2018, o 17:45
A czy oprócz myśli takich typowych kocham nie kocham mieliście natrętne myśli na temat cech partnera ? Ja mam jakiegoś hopla ma punkcie inteligencji porównuje go do wszystkich i ciągle wypada gorzej , jak tamte myśli przynajmniej staram się akceptować tak z tym nie jak nie potrafię sobie poradzić wybudza mnie to w nocy trzęsie rano ;(martinsonetto pisze: ↑1 czerwca 2020, o 09:58Dokładnie tak, akceptacja, racjonalizacja i ucinanie analiz, które jest w zasadzie ryzykowaniem to główna podstawa, oczywiście każdy jeszcze kilka dodatkowych indywidualnych postaw zapewne będzie potrzebował, choćby takich, żeby nie unikać partnera na siłę, ale to są najważniejsze rzeczy i zarazem tak naprawdę całość, jaka jest potrzebna. Angażować się też warto w życie, które nie jest powiązane ze związkiem, a jeśli jest to znowu to samo co w pierwszym akapicie. Również stosowałem zdania, czyli taką racjonalizację, że nie słucham myśli i emocji zaburzonych, bo działanie i życie to inna sprawa niż mechanizm zaburzenia albo olewam, bo to znowu to samo, znowu stara śpiewka. Dużo stosowałem takich różnych zdań i ucinałem analizy a wtedy pojawiał się żal, że nie jest normalnie albo właśnie nasilenie niepokoju, napięcia, że coś przeoczę i będę nieszczęśliwy, ale to też akceptowałem, bo byłem zaburzony a tak to przecież działa. Tylko tak trzeba wkoło i wkoło. W sumie warto zwrócić uwagę, że jak się odburzyłem z ROCD, to poznałem 3 osoby, które też już wyszły z tego samego i w bardzo podobny sposób. Właśnie Wilka tu na forum, dziewczynę, z która możną powiedzieć się odburzałem i ją trochę znałem z dawnej grupy na Skype Wiktora i jeszcze jedna dziewczyna tu z forum. To nie jest przypadek, tylko własnie klucz do wyjścia, ale z systematycznością bez upewniania się.Wilku pisze: ↑1 czerwca 2020, o 09:21Zrozumiałam, że jeśli tak dużo osób mówi o akceptacji, to musi to być klucz do wyjścia. I sluchalam i czytalam o tym, a potem "zaryzykowalam" Zresztą czy może być gorzej niż jest Ci teraz? Czy już nie czujesz się źle?kruszyna7733 pisze: ↑14 maja 2020, o 08:48
Wilku chcialam cię jeszcze zapytać bo kiedy powtarzalas te myśli trudno najwyżej go nie kocham nie balas się że to prawda i że do końca życia będziesz nieszczęśliwa ? Tutaj chyba lezy u mnie akceptacja bo jak to powtarzam to pojawiają mi sie myśli że to może odejdz chcesz się zgodzić na brak uczuć przez całe życie
Wiadomo, że jeśli tak sobie powiesz to dostaniesz odpowiedź zleknionego umysłu tego typu "może odejdz chcesz się zgodzić na brak uczuć przez całe życie". Wtedy musisz sobie odpowiedź w coś co wierzysz chociaż troszkę. Np. "Nie nie odejdę, bo emocje i uczucia to jedno, a moja władza nad życiem to drugie. Ja podejmuje decyzję, by nie odchodzić, nawet jeśli nie czuje miłości, bo chce być z tym człowiekiem. Po prostu nerwica z pewnych niezależnych powodów wprowadziła moj mózg w stan alarmowy." I nie dajesz się wkrecac. Skoro chcesz to nic tego nie Może zmienić- nawet uczucia. Uwierz nam. Z czasem myśli oslabna. Ale bądź konsekwentna i nie dawaj się ruminacji. Szukaj zajęcia i szybko ucinaj rozkminy jakimś zdaniem.
-
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 409
- Rejestracja: 22 listopada 2017, o 16:21
Tak, myśli to tak naprawdę u mnie były tylko jedną częścią problemu, bo właśnie uczucia obrzydzenia okresami i w różnych sytuacjach oraz porównywania także robiły zamęt. Nie rozdzielaj tego, że to są myśli kocham nie kocham a to drugie to już coś innego, bo to też myśli, tylko że porównawcze i też bez zaburzeni by ich nie było. Nie pasował mi wygląd, czasami nawet ubranie albo sposób, w jaki rozmawia, tak naprawdę to nie pasowało mi wszystko, tylko czasem się zmieniało nasilenie tego.