Po urodzeniu dziecka byc moze z nadmiernych obowiazkow zaczelam czuc sie bardzo zle i obco w swojej skorze. Najpierw nachodzily mnie mysli o smierci, ze jak mi sie cos stanie to co ten maly szkrab zrobi beze mnie. Potem doszlo do tego ze nie moglam spac po nochach a ja juz spalam to budzilam sie nad ranem i nie moglam zasnac. I tak trwalo to jak mowie raz bylo lepiej raz gorzej.
Jednak od miesiaca czasu powaznie martwie sie o siebie, mam momenty ze chce mi sie plakac bez powodu, po prostu lzy plyna mi po policzkach. Nie mam zle w domu choc latwo nie jest bo maz cale dnie jest w pracy ja tez musze po poludniami dorabiac, no samo zycie.
Od miesiaca czasu tak samo odczuwam dziwny niepokoj jakby wychodzacy z zoladka, taki lek bez jakiegos powodu no chyba ze powodem jest smierc, bo cialge mam mysli ze umre ze cos mi sie stanie albo mam poczucie ze moze mam raka. Ale nie czytam o tych chorobach, nie wmawiam sobie niczego konkretnego tylko po prostu czuje ze jestem chora na cos. Smutna jestem przez wiekszosc czasu i malo co mnie cieszy.
Czytalam o depresji i pasowaloby to ale miewam tez od miesiaca cos w rodzaju atakow paniki, wyglada to tak ze nagle czuje ze cos jest nie tak i zaczyna mi sie krecic w glowie ale tak jakbym miala stracic przytomnosc, potem dostaje uczucia ze za chwile pade i wpadam w panike, stopy od razy i rece robia mi sie cale mokre takim zimnym potem, trzesa mi sie miesnie jakby w srodku brzucha, czuje przerazenie ze umieram i zawsze budze albo dzwonie do meza ze chyba mi sie cos stanie i zeby w razie co sie nie rozlaczal to zadzwoni po karetke.
To mi wyglada na nerwice i sama nie wiem co robic juz mam ale stan sie nie poprawia tylko nasila. Przyznam ze jak troche przeczytalam wpisow to poczulam ulge i moze to dlatego ze mam nerwice wlasnie.
Wstaje z lozka wszystko robie normalnie tyle ze bez jakiegos zycia i wielkim smutkiem nie wiadomo o co.
Prosze o jakis odzew
